10. Agentka Carter
Zestawienie miał otworzyć "Ash vs. Evil Dead", ale finał pierwszego sezonu przesądził: tak mocno nierówne tytuły z kolejną postacią, która dołącza do mojej listy telewizyjnych obiektów nienawiści, nie mogą się tutaj znaleźć. Adios, Ash! Agentka Carter pokonała cię przede wszystkim stałą, bardzo dobrą jakością utrzymaną we wszystkich ośmiu epizodach. Początkowo nie wróżyłem jej sukcesu, ale przeżyłem miłe zaskoczenie. Dziewczyna Kapitana Ameryki radzi sobie świetnie bez Kapitana Ameryki!
Peggy Carter nie zawodzi w żadnym momencie; jest twardą i utalentowaną agentką, którą przyjemnie ogląda się w akcji i życzy się jej sukcesów w tym niesprzyjającym, zdominowanym przez mężczyzn świecie. Zobrazowanie powojennych realiów to następny atut produkcji wyraźny zarówno w fabule, jak i kostiumach albo scenografii. Intryga wzbudziła moje zaciekawienie, scenarzyści nie zmarnowali czasu na zapychacze, a duet wiodących postaci – szarmancki i lojalny Jarvis oraz sama Carter – sprawdził się na ekranie doskonale. Luźniejszy styl i humor też przyczyniły się do zadowolenia serialem, jak również dobrze przeprowadzony motyw sezonu (pożegnanie Rogersa).
9. Limitless
Największe zaskoczenie 2015 roku. "Limitless" wydawał mi się tradycyjnym skokiem na kasę – film "Jestem bogiem" odniósł sukces, więc czemu na nim nie skorzystać, zwłaszcza przy chętnym do epizodycznych występów Bradleyu Cooperze, i nie stworzyć jego telewizyjnej kontynuacji? Początkowo nic nie zapowiadało, żeby pomysłodawcy tytułu mieli większe ambicje. Scenariusz był na to zbyt przeciętny, serial oglądałem głównie z powodu spontanicznego, niedojrzałego bohatera, który szybko zdobył moją sympatię.
Jednak z czasem zanotowałem znaczną poprawę, a każdy kolejny epizod stanowił dla mnie esencję wyśmienitej rozrywki, relaksującej po męczącym tygodniu oraz trafiającej w me gusta humorem (wynikającym przede wszystkim z dobrze bawiących się postaci, szczególnie Briana, który nawet podkręcony narkotykiem nie przestaje żartować i czerpać przyjemności z bycia konsultantem FBI). Aż trudno uwierzyć, że obok tych luźnych spraw, jakie pojawiają się w "Limitless", występuje mroczniejszy i nabierający tempa wątek przewodni.
8. Flash
Najszybszy człowiek na świecie wleciał na 8. lokatę – zupełnie zasłużenie, ponieważ większość wad, za które piętnowaliśmy go z w recenzji z Shaverasem, uległa zatarciu lub kompletnie znikła. W 2015 roku wyemitowano drugą połówkę 1. sezonu, który uraczył mnie świetnymi zwrotami akcji związanymi z Reverse Flashem, oraz dziewięć odcinków 2. serii, świadczącej jeszcze lepszą rozrywkę. To właśnie te ostatnie zaczęły dawać mi mnóstwo powodów do zachwytów, a niewiele do narzekań.
Fabuła wciąż pozostaje tajemnicza, nowy antagonista robi świetne show, powracają ulubieni złoczyńcy (Kapitan Cold!), zaś niezwykle pozytywnym postaciom kibicuję z całego serca. Nawet Iris przestała mnie irytować swoim niemądrym zachowaniem, za to Barry znalazł sobie inny – dużo atrakcyjniejszy i ciekawszy – obiekt uczuć, młodą i niedoświadczoną policjantkę. Oczywiście w scenariuszu nadal zdarzają się pewne dziury (baza bohaterów, mimo zainstalowania kolejnych "niezawodnych" zabezpieczeń, stoi dla każdego otworem), a odcinek z epizodyczną rolą Arrowa i jego ekipy był sromotnym rozczarowaniem (twórcy zachwycali się w nim nad własnym niby geniuszem, zamiast napisać dobrą historię o współpracy bohaterów), lecz myślę, że te plamy w niewielkim stopniu rzutują na ocenę całości.
7. Gra o tron
Hit HBO co roku przyciąga przed ekrany rzesze widzów i jednocześnie okazuje się jednym z najczęściej piraconych seriali. W Internecie po każdym odcinku robi się głośno, a po skończonym sezonie większość z napięciem chłonie spekulacje i doniesienia związane z losem bohaterów. Trzeba więc otwarcie przyznać: "Gra o tron" w telewizji zwyczajnie rządzi. Nie oznacza to jednak, iż oglądających łatwo zadowolić – wszak najnowsza seria produkcji spotkała się ze srogą krytyką. Sam nie zdążyłem doczytać cyklu George'a R. R. Martina, może dlatego w 2015 roku jego ekranizacja dostarczyła mi prawie doskonałej rozrywki z gatunku fantasy.
Jestem świadom, że nie wszystko wyszło tak, jak powinno (na przykład Żmijowe Bękarcice), ale przy okazji dostaliśmy dużo dobrego, z czego znana jest "Gra o tron". Zaskakujące i krwawe intrygi? Są. Czy postacie się zmieniły – pomijając, że niektóre odeszły z tego świata? Nie, chyba że celowo miały przejść metamorfozę, co wtedy stanowi zaletę. Przykładowo Cersei to nadal dwulicowa, chorobliwie kochająca swoje dzieci kobieta, zaś Tyrion niezmiennie pozostaje ulubieńcem widzów dzięki swojej bezczelności, ludzkim podejściu do świata i nieprzeciętnej inteligencji. Jon Snow? Dalej nic nie wie. Scenografia i efekty? Takie, jak na widowisko fantasy przystało. Ociekanie erotyzmem i brutalnymi scenami? Występuje. Mój apetyt został zaspokojony.
6. Agenci T.A.R.C.Z.Y.
Szkoda, że w trzecim sezonie trochę obniżył loty, lecz nie zapomnę, co ze mną wyprawiał w drugim! "Agenci T.A.R.C.Z.Y." przeszli długą drogę od słabego proceduralnego serialu (czyli opartego na schemacie jeden odcinek – jedna sprawa) do obecnego stanu. Teraz postacie są wyrazistsze, nabierają barw, co jest zasługą przydawania im następnych problemów oraz dylematów. I pomyśleć, że kiedyś skarżyłem się na ich papierowość.
Pod względem fabuły również zaszła spora zmiana. Scenarzyści prowadzą kilka głównych wątków, w ten sposób nie pozwalając panoszyć się nudzie. Poza tym serial udanie nawiązuje do kinowych hitów, na przykład do "Avengersów: Czasu Ultrona", dzięki czemu stanowi istotną cegiełkę w świecie Marvela. Parę sylwetek wybija się ze szczególną mocą (sławny Kyle MacLachlan jako jeden z wrogów w 2. sezonie), sekretów nie brakuje, a odkrycia zazwyczaj zwiastują kolejne zaskoczenia. Osobiście lubię śledzić losy agentów i dla mnie 6. lokata jest dla nich najodpowiedniejsza.
5. iZombie
Aktualnie mój ulubiony serial z tych czysto zabawowych (czytaj: nie muszę przy nim wysilać szarych komórek i dostarcza mi sporo okazji do śmiechu). Kwintesencja idealnej rozrywki została osiągnięta w 8. odcinku drugiego sezonu, gdy jedna z postaci trollowała drugą za ukrywanie faktu, że jest fanem "Gry o tron". Podobnie śmieszne nawiązania do popularnych tytułów i ogólnie całej popkultury padają tutaj bardzo często, nieustannie malując uśmiech na twarzy. Z drugiej strony, podobnie jak w "Limitless", scenarzyści "iZombie" potrafią zaprezentować poważniejsze wątki, które świetnie zazębiają się z komediowym stylem serialu.
Wiodąca treść także nie zawodzi, w 2. sezonie prezentuje się nawet lepiej niż w chwalonym przeze mnie pierwszym. Wrogowie Liv przykuwają uwagę, emanują pewnością siebie i pewną dozą szaleństwa, co też jest dla mnie wyznacznikiem jakości. Najlepiej spisuje się Blaine, kojarzący mi się z Lokim od Marvela. Uwielbiam inteligentnych, czasami sarkastycznych (wiadomo, gdyby zbyt często uciekał się do ironii, efekt nie byłby tak piorunujący), ale przede wszystkim socjopatycznych antagonistów, którzy nie boją się pobrudzić sobie rączek krwią – a Blaine te cechy posiada. Jeśli jeszcze nie oglądacie – polecam!
4. Sense8
Historia o ósemce postaci połączonych ze sobą mentalnie i emocjonalnie niespodziewanie okazała się znakomitym tytułem. Zwłaszcza że jej początki – nastawione chyba na budzenie kontrowersji, a w niektórych przypadkach niesmaku – nie należały do najlepszych. Ja jednak wiernie wytrzymałem, bo serial przejawia potencjał – i potem w pełni go wykorzystał. Może nie każdego w tej produkcji polubiłem, lecz niczyj los nie był mi obojętny. Wiele scen potrafiło mnie poruszyć lub zaczarować egzotycznością i rozmachem (warto przypomnieć: tę pozycję kręcono w kilkunastu krajach na świecie!).
Wachowscy, chociaż, niestety, nie powstrzymali się przed budzącymi negatywne odczucia scenami (po co te mokre dildo na podłodze?), to jednak podołali zadaniu. Poza tym stworzyli nie tylko dzieło oparte na uczuciowych chwilach, w sam raz dla wrażliwego widza, ale też wytrawne, intrygujące SF, w którym znalazło się miejsce na widowiskową akcję. Zdecydowanie w modzie są takie mieszanki różnych gatunków.
3. Daredevil
Moje osobiste podium najlepszych seriali otwiera Diabeł z Hell's Kitchen. Tą produkcją Netflix wprowadził wyczekiwaną świeżość do tematyki superbohaterskiej. Przed "Daredevilem" jedynie Christopher Nolan zdołał uzyskać w historii o zamaskowanym herosie mroczny klimat, napisać poważną, dojrzałą fabułę i wykreować mordercze, lecz wiarygodne sylwetki antagonistów. Tylko że to było w kinie, telewizja czegoś takiego wcześniej nie doświadczyła (może kiedyś zachwalało się "Arrowa", ale dziś jego bohater wydaje się parodią twardego protagonisty, stosującego przemoc w imię dobra).
Już pierwsze minuty przekonały mnie do "Daredevila", ponieważ ujął mnie mający wątpliwości co do swoich metod walczenia z przestępczością, poszukujący rady u księdza Matt Murdock. To jednak przecież wstęp, a im dalej, tym więcej pada ciekawych informacji o bohaterze. W tej produkcji pełno świetnie przedstawianych sylwetek, najważniejsi dostają nawet retrospekcje, które przybliżają ich charakterystykę. Do tego serial Netflixa prezentuje nową jakość również w walkach – realistycznych jak diabli – w których Daredevil zarówno rozdaje, jak i zbiera cięgi.
2. Pozostawieni
Przyznam, że przy "Pozostawionych" miałem zagwozdkę – równie dobrze mógłbym im dać 1. jak i 2. miejsce, bo choć w 2015 roku produkcja HBO dosłownie rzuciła mnie na kolana, to jest zupełnie inna niż "Jonathan Strange & Mr Norrell". Pytanie, czy lepsza? Nie odpowiem, ale chyba jednak mój większy zachwyt wzbudził tytuł stacji BBC. Niemniej drugi sezon produkcji opartej na książce Toma Perrotty wciąż jest jedną z najlepszych rzeczy, jakie mi się trafiły w telewizji.
Chyba nigdzie indziej nie przeżyłem takiej liczby zaskoczeń. Scenarzyści cały czas bawili się ze mną, wodzili za nos, żeby wzbudzać jeszcze większy szok, gdy odkryją swoje karty – w moim przypadku odnieśli sukces. Do tego wykreowali również wielowymiarowe i ludzkie postacie, których dramatyczne losy wielokrotnie mnie poruszały, co bardzo cenię; nikt nie jest tutaj nieistotnym, szczęśliwie żyjącym, niemającym żadnego sekretu człowiekiem. Poza tym, gdybym robił ranking najlepszych ścieżek dźwiękowych w telewizji, to omawiana pozycja z pewnością znalazłaby się na szczycie.
1. Jonathan Strange & Mr Norrell
Nie ukrywam – kocham gatunek fantasy, ale dopóki nie obejrzałem ekranizacji powieści Suzanny Clarke, nic nie wskazywało na to, że jego przedstawiciel zajmie tutaj 1. miejsce. W końcu wyszło tyle świetnych tytułów... Dlaczego akurat BBC miałoby w mojej ocenie pokonać hity HBO czy Netflixa? Tymczasem okazało się, że Brytyjczycy wcale nie zapomnieli, jak tworzy się niezapomniane, pełne magii historie.
Otrzymałem jedną z najlepszych powieściowych ekranizacji – w niektórych kręgach mówi się nawet, że serial "Jonathan Strange & Mr Norrell" przerósł oryginał. Znajduję przynajmniej jedną istotną różnicę – nie zanudza tak jak powieść, która miała wiele spowalniaczy akcji. Podczas oglądania byłem w permanentnym zainteresowaniu, czy to podczas pełnych napięcia rozmów, czy pokazów nadnaturalnych zdolności bohaterów. Przedstawiane realia – czasy wojen napoleońskich – zostały wspaniale odwzorowane z zachowaniem wszelkich konwenansów, a fabuła robi to, co powinna: budzi emocje, wciąga i posiada w zanadrzu niespodziewane zwroty wydarzeń. Co to dużo mówić – Londyn ma swoich nowych magów!
Komentarze
Brak komentarzy! Bądź pierwszy! Podziel się swoimi spostrzeżeniami!
Dodaj komentarz