Solucje! Okręty flagowe Game Exe. Przemyślane, unikalne często konstrukcje. Wyszorowany pokład, błyszczące relingi, sklarowany takielunek i komplet zapasowych żagli na każdą pogodę. Nic, tylko zasiąść nad mapą, wyciągnąć sekstans i żeglować po wzburzonych i często zdradliwych, ceerpegowych wodach. Jeśli jednak kandydat na kapitana map czytać nie umie, bez GPSa sobie nie radzi i narzeka, że kliper nie jest motorówką?
Takie teksty mają konkretną wartość. Poziom cen wyznacza pewna wszystkożerna sieć, której nazwy nie podaję, bo co jej będę darmową reklamę robił. Rozmaite solucje (jakości nie testowałem) można ściągnąć w PDF-ie za niecałe 6 złotych od sztuki. Górna granica jest trudna do określenia. Ciekaw jestem na przykład efektów finansowych wydania przez CD Projekt oficjalnego poradnika (twarda okładka i kredowy papier) wypuszczonego wraz z premierą "Wiedźmina 2". Perwersja; zagadka i rozwiązanie jednocześnie. Bezczelny skok na kasę. Z drugiej strony zrozumiały żal, że ktoś inny będzie zarabiał na ich produkcie. W wiejskim sklepiku się kurzył, dopóki nie zlikwidowano regału z prasą.
Do pisania solucji nie mam zamiłowania. Mały kawałek tego typu twórczości w odmętach internetów sobie leży i może nawet ktoś go czytał, ale jednak wyraźnie nie pasuje mi ta forma. Może być, że racjonalizuję. Wrodzone lenistwo budzi ukrytą, nieuświadomioną awersję do pisania sążnistych, skomplikowanych tekstów i produkuje śliczne uzasadnienie podtrzymujące istniejący, wygodny stan rzeczy oraz dobre mniemanie o sobie. Mniejsza o to.
Doceniam znaczenie, jakie mają poradnikowe teksty dla budowania wizerunku i popularności strony. Chylę czoła przed autorami. Solucje kojarzą mi się jednak nieodparcie z plotkarską prasą. W żadnym wypadku nie jest to winą twórców, lecz tylko i wyłącznie użytku, jaki czynią z poradników niedojrzali odbiorcy. Nadużywanie i uzależnienie to uniwersalna ludzka karma. Ale żeby od solucji?
Czytelnicy tych wszystkich Ichnich Imperiów, Galów czy Partów dostają za swoje złoty pięćdziesiąt poczucie udziału w życiu sławnych, pięknych i bogatych. Mogą się przejąć ich problemami i dowartościować. Pożyć cudzym życiem. Podobnie z graniem według solucji. To jest przecież cudza gra! Nie moja! Jaką satysfakcję można mieć z idealnego przejścia, jeśli się samemu tego nie wymyśliło? Doprawdy nie wiem. Uprzednie zaznajomienie się z fabułą odbiera smak. Zabija przyjemność i emocje. Zostaje ćwiczenie gimnastyczne. To już czytelnicy Pudelka mają lepsze usprawiedliwienie dla swojej pasji.
I tu wracamy do żołnierza, któremu zamarzyły się admiralskie szlify. Inny był. Dzięki solucji (i uprzejmości redaktorów) zmienił "Tormenta" w strzelankę i bardzo to sobie chwalił. Z rozbrajającą szczerością i uporem godnym lepszej sprawy zaliczał kolejne questy niczym panienki w miejscu dalekim od tormentowego Przybytku Zaspokajania Żądz Intelektualnych. Trzeba przyznać (z żalem), że bałagan został sprawnie uprzątnięty i rzucony w toń i tylko w Karczmie można jeszcze wysłuchać strzępów wspomnień o jego wiekopomnych czynach. Każdy się bawi jak lubi. Rozumiem, ale tolerancja nie oznacza akceptacji.
Żeby nie było nieporozumień: wielokrotnie z solucji korzystałem i wysoko sobie cenię taką możliwość. Jednak to ostateczna ostateczność, gdy skrajne zapętlenie fabularne albo podejrzenie błędu w samej grze nie pozwala cieszyć się wyzwaniem.
Drapieżny, liberalny ponoć, kapitalizm mamy. Darmochy się nie ceni, wręcz podejrzana jest z zasady. Może solucje powinny być płatne? Takich jak wyżej wspominana profanacji by nie było, a redaktorzy kiesę by podreperowali i doping mieli. Na razie jednak nie trzeba wycinać Puszczy Białowieskiej, żeby sobie wszystko na zapas wydrukować.
Podziękowania dla użytkownika, który pozostaje (względnie) anonimowy, bo nie wiem, czy chciałby nie być. Bez niego raczej nie przyszłoby mi do głowy zastanawianie się nad sensem darmowych solucji.
Komentarze
Wydaje mi się, że solucje są pisane nie tylko dla zysku pieniężnego. Niektórzy mają potrzebę "podzielenia" się swoją wiedzą. Dlatego też udzielają się na forumowym dziale pomocy i piszą solucje (w każdym razie niektórzy).
Nie twierdzę, że nie jest to dla zysku. Tylko że tym zyskiem może być też satysfakcja.
Czy solucji można nadużywać? Myślę, że to nieodpowiednie pytanie, bowiem tego typu uzależnienie jest trudne do wykrycia i właściwie zaspokaja jedynie chęć ukończenia danego tytułu. A przecież o ukończenie gry chodzi jej twórcom, prawda? Nawet jeśli z cudzą pomocą, to jednak wciąż dane im będzie odbyć tę podróż.
Grając próbuję rozgryźć system do końca i wleźć w każdą dziurę, więc niby powinienem polubić pisanie solucji ale jednak się nie powtórzyło. Myślę (chociaż nie sprawdzałem tego), że granie pod solucję, ze świadomością, że będę musiał ją napisać i nie mogę robić tego co chcę w danej chwili, zepsułaby mi przyjemność w dużej mierze.
A co do nadużywania, to żałuję że Med dyskusję ze wspomnianym "żołnierzem" pociął i rozproszył w otchłaniach Internetu (choć rozumiem potrzebę porządku), bo dawno tak dobrze się nie bawiłem na forum. I nie mogę się zgodzić, że w Tormencie chodzi o ukończenie gry. Chociaż ostatecznie tym się powinno skończyć. W nim chodzi o granie. Powtórzenia są niejako wpisane w fabułę. Poprzednie wcielenia można uznać za nieudane, wcześniejsze podejścia. Droga na skróty jest w tej grze nieporozumieniem. Ze względu na potencjalnych, nieletnich czytelników nie będę rozwijał metaforyki która przychodziła mi na myśl podczas dyskusji.
Inna rzecz, że "dzieci neo" nigdy nie umarły i nigdy nie umrą - solucje to nie jedyne teksty, jakimi będą się "źle" posługiwać. Rzecz w tym, by nie przejmować się debilami, a zwracać uwagę na zwykłych graczy
Dodaj komentarz