TEKST ZAWIERA LOKOWANIE PRODUKTU
Bawić się jest rzeczą ludzką. Jeden z klasyków humanistyki, z czasów, kiedy nie była to jeszcze dziedzina utożsamiana z matematyczną ułomnością i niezdolnością do logicznego myślenia, uznał nawet agon – szeroko pojętą zabawę – za istotę człowieczeństwa.
Wiek nie gra roli, ale ze smutkiem trzeba przyznać, że dojrzewanie przygasza nieograniczoną wyobraźnię i zdolność do spontanicznej ekspresji. Coraz trudniej uwierzyć, że kijek jest mieczem świetlnym. Dawna baza – sceneria rozlicznych, wiekopomnych wydarzeń – staje się nagle i nieodwołalnie kupką chrustu.
Pojawiają się protezy w postaci sformalizowanych gier i potrzeba uzasadniania takiej nieproduktywnej aktywności. Dobre i to, chociaż zabawa, która ma cel, to tylko nędzna, dydaktyczna imitacja. Z dwojga złego, niech sobie ludzie wierzą, że gra coś tam przydatnego w życiu rozwija, byle potrafili się bawić.
Gorzej, jeśli mechanizm ukrywania lub zaprzeczenia się włączy. Pozbawiony towarzystwa gracz zmienia się w wampira, który żywiąc się własną – z konieczności – krwią, podąża ku samozagładzie. Los zombie, który nie ma czasu na głupoty i odmawia sobie prawa do zabawy, też nie jest godzien pozazdroszczenia. Nawet nie wie, że nie żyje.
Lekarstwo? W sumie jest, choć niełatwe do przełknięcia. Trzeba tylko przyznać, że gdzieś tam głęboko w nas ciągle siedzi dziecko, które chce się bawić. Najlepszym antidotum na zatrucie fałszywie pojmowaną dorosłością jest chyba odsądzane od czci i wiary (ZUO i szatyn – żeby zacytować gejmeksowego klasyka) RPG. Zacznij od "Wilkołaka"!
Komentarze
Brak komentarzy! Bądź pierwszy! Podziel się swoimi spostrzeżeniami!
Dodaj komentarz