Wszystko zaczęło się od kobiety imieniem Bastilla. Człowiek sobie spokojnie zaczyna wywijać mieczem Jedi, a tu nagle zjawia się taka brunetka i mówi, że mamy galaktykę do uratowania. Czy znalazło się wśród was wielu, którzy takiej propozycji byli w stanie odmówić? Ktokolwiek?
Zacząłem się zastanawiać, czy też padłem ofiarą jakiegoś uroku. Wiadomo nie od dziś, że w wielu grach można się posłużyć jakąś tam mocą pozwalającą na mieszanie w umyśle. Wystarczyło przecież, by spojrzała mi głęboko w oczy i powiedziała, że jestem wybrańcem, który zaprowadzi pokój – rzecz jasna do momentu wydania kontynuacji. Ale tak na dobrą sprawę jeśli nie ulegnę brunetce, to kto mi pozostanie. Blondynki? Rude?
Zacząłem przeszukiwać bezmiar umysłu, aby odnaleźć jakaś kobietę o włosach niczym łany zboża, która podchodzi i mówi, że jestem bohaterem, którego potrzebuje. Pierwsze skojarzenie to propagandowe plakaty z czasów, kiedy rzekomo wszystkim żyło się lepiej i gdy każdy miał pracę, ale przecież chodziło o kobietę, która nie istnieje. Branwen ze stareńkiego Baldur's Gate? Może było ich więcej, ale twórcy RPG-ów zdecydowanie stawiają na model z ciemnymi włosami. Czy to wina magnetycznego spojrzenia, czy też kryjącej się za tymi oczyma tajemnicy? A może gracze chcą wierzyć, że mają przed sobą niebezpieczną kocicę, która co prawda zmusza nas do uganiania się za tyłkami wszelkiej maści demonów, ale potem oferuje nam dosłownie wszystko, o czym tylko możemy zamarzyć?
Przecież do dziś pewnie więcej niż połowa fanów Dragon Age'a wzdycha do Morrigan i zastanawia się, gdzie też podziała się nasza ukochana. Skoro brunetki są tajemnicze, to nawet jeśli wróci, niczego nam nie powie. A może spotkała kolejnego śmiałka, który ma uratować świat przed zniszczeniem i kolejny głupiec uległ jej urokowi i alternatywnej wizji tego, co my nazywamy strojem do walki?
Tak, to wszystko nasza wina. Twórcy gier czerpią przecież z doświadczeń z naszego codziennego życia. Wystarczy spojrzeć na badania. Przebadano brytyjskie społeczeństwo i okazało się, że panie o ciemnych włosach zarabiają najlepiej. Blondynki wypadają tutaj... blado, bo do swoich "ciemnych" koleżanek tracą średnio 4 tys. funtów.
"Brunetki, blondynki, ja wszystkie was, dziewczynki, całować chcę" – jak też śpiewał Jan Kiepura, to w dużej mierze podejście, które wcale się w życiu codziennym nie sprawdza. Większość mężczyzn na żony wybiera brunetki, w blondynkach upatrując jedynie kandydatki na kochanki lub jednorazowe numerki na boku, mające podnieść ich samoocenę i zaspokoić potrzeby, które w tym momencie wydają się najistotniejsze. Dlaczego tak nie jest w grach RPG? Może podświadomie ze spotykanymi postaciami chcemy zawiązać jakąś głębszą relację i widząc blondynkę myślimy sobie: "No, niezła jest, na rozgrzewkę będzie w sam raz".
Znów wracamy do badań i okazuje się, że ciemnowłose kobiety wchodzą w relacje z mężczyznami dużo częściej niż blondynki i mają na swoim koncie więcej związków. Do pięciu lub więcej związków przyznało się około 20 proc. brunetek, podczas gdy wśród kobiet o jasnych włosach było to 13 proc. Odpowiedzią na taki stan rzeczy ma być koncepcja Darwina, który swoje spostrzeżenia zawarł w swojej książce na temat doboru naturalnego. Pojawia się tam stwierdzenie, że cechy uważane za atrakcyjne w populacji zaczynają się pojawiać znacznie częściej.
Teoria ta chyba dotyka też twórców gier. Po co robić blondynki, skoro gracz i tak będzie się ślinił do brunetek? Ok, możemy jeszcze zrobić dla kontrastu jakaś rudą, czasami też wręcz o białych włosach, ale to tak w ramach urozmaicenia. Nawet jeśli dostaniemy jakiś wybór, jak chociażby Geralt z Rivii, to twórcy gier i taka zadbają, by nasz wielbiciel kobiecych wdzięków wciąż wzdychał za kruczowłosą Yennefer, podczas gdy na boku może pogłębiać "przyjaźń" z Triss Merigold.
Na horyzoncie majaczy jednak nowa siła, z którą trzeba będzie się liczyć. Nieznane z nazwy ugrupowanie zaczyna lobbować na rzecz rudowłosych. Zaczęło się od wspomnianej już Triss, zaś nie zakończy się na pewno na komandor Shepard. Właśnie głosami internautów, główna postać trzeciej części Mass Effect w swojej żeńskiej odsłonie będzie mieć włosy w kolorze bliskiemu czerwieni.
Przypatrzcie się uważnie, bo być może tak wygląda ta, która zakończy hegemonię brunetek i zmusi twórców gier do tego, by ciemne włosy postrzegać jako efekt nieudanych zabiegów upiększających. Kiedy już ukaże się Mass Effect 3, to zasypiając będziemy widzieć dziarską pani komandor, która potrafi tak bronią palną, jak i kopniakiem posłać na ziemię nawet najtwardszych i największych skurczybyków, mając przy tym zawsze chwilę na trochę miłosnych uniesień. W końcu rudowłose słyną z ognistego temperamentu i nie będą mieć przed nami żadnych tajemnic. Słyszycie? Żadnych!
Komentarze
PS. A ja wam powiem,że włosy nie mają znaczenia! Liczy się wnętrze;)
Użytkownik Amral dnia sobota, 22 października 2011, 00:58 napisał
PS. A ja wam powiem,że włosy nie mają znaczenia! Liczy się wnętrze;)
Że niby bebechy? Jesteś obrzydliwy
A tak na serio, to racja; osobowość czy charakter są najważniejsze, ale wygląd też ma znaczenie i to wcale nie małe
Użytkownik Amral dnia sobota, 22 października 2011, 00:58 napisał
Ciepłe, miękkie i wilgotne
Nie no, kolor nie ma znaczenia. Co nie zmienia faktu że większą uwagę zwraca się właśnie na kobiety posiadające ten "upatrzony" kolorek. Och Nalio, dla twojego avka warto po raz kolejny zagrać w BG2.
[font=sans-serif]Wyjątkiem jest Miranda z ME2 ;].[/font][font="sans-serif"] Pozostałe nie bardzo ... Z tych, które mają włosy ;p.[/font]
Dodaj komentarz