Pierwsze zdanie ustawia tekst. Tak dla autora, jak i odbiorcy. Po oczach zatem. Że inaczej uczyli w szkole? Źle uczyli. Długi erudycyjny wstęp sprawi – prawdopodobieństwo graniczy tu z pewnością – że nikt nie dotrze do bezcennych przemyśleń. Ma w nim być to Coś – główna teza, paradoks, pytanie, ostrzeżenie, gra słów, cytat… – co sprawi, że czytelnik da autorowi kredyt zaufania. Jednak żeby tego zaufania nie zawieść, tekst musi zawierać podstawowe składniki, bo czytelnik zapowiedzianej recenzji oczekuje, a nie luźnych dywagacji na nieokreślony temat. Program obowiązkowy jest naprawdę krótki.
Musi być ocena. Opisowa! Czytelna opinia, bez nadmiernego owijania w bawełnę. Użyte słowa, metafory, porównania mają zwykle jakieś zabarwienie emocjonalne i też się na nią składają. Ewentualna liczba pod recenzją oceną nie jest. To nieuzasadniony ukłon w stronę czytelniczego lenistwa i maszynowej obróbki danych. Ocena jest subiektywna z oczywistych względów – nie ma dwóch ludzi, którzy mieliby identyczną konstrukcję psychiczną i doświadczenia życiowe. Musi jednak wynikać ona z obiektywnej argumentacji, a przynajmniej być w jakiś sposób uzasadniona taką argumentacją. Paradoks? Nie do końca. Rodzaj argumentów i używane przykłady są użytecznymi wskazówkami dla czytelnika. Może uznać je za ważne, ze względu na podobieństwo do recenzenta, albo wręcz odwrotnie.
Podstawowe informacje o recenzowanym dziele też muszą być. Cała sztuka polega na tym, by nie zepsuć czytelnikowi lektury. Spoilery są bezwzględnie tępione! Zatem możliwie ogólnie, nie wprost, przy użyciu porównań, wykorzystaniu kontekstów literackich i historycznych. Utrudnia to wykazanie się wspominanym wcześniej obiektywizmem. Nikt nie mówił, że będzie łatwo. Informacji na temat autora i jego dokonań tylko tyle, ile potrzeba dla zrozumienia argumentacji. Przepisywanie Wikipedii nie jest w dobrym tonie.
Czyli znowu złoty środek – ma być efektownie, lecz nie efekciarsko. Podobnie z konstrukcją, wystarczy akapity ułożyć w logicznym porządku i nadać im ostateczną formę. Nie musi być wyszukana, zwykle wręcz nie powinna, bo pojawią się kłopoty ze spójnością i zrozumiałością. Trzeba się dostosować do odbiorcy. Żadne oszustwo to nie jest, tylko oczywista konieczność. Czytelnicy sprofilowanego portalu różnią się kompetencjami od tych z mainstreamowej gazety czy też od jurorów ambitnego konkursu. Publikacja kończy żmudny z konieczności proces. Jeśli nie był żmudny albo wręcz przyjemność sprawiał? To niedobrze, wręcz fatalnie. Tylko geniusz nie wpadnie wtedy w szpony grafomanii.
Komentarze
Brak komentarzy! Bądź pierwszy! Podziel się swoimi spostrzeżeniami!
Dodaj komentarz