Kość niezgody między fanami RPG. Jedni nie wyobrażają sobie bez nich sesji, inni uważają je za zbędny balast. O co chodzi? Oczywiście o figurki, zwane także miniaturkami, czyli małe modele wszelkiego rodzaju postaci i maszkar, a także przedmiotów bądź budowli. W takiej czy innej postaci, powodują one niemałe konflikty między uczestnikami sesji, zwłaszcza gdy spotkają się dwie ortodoksyjne strony sporu.
Jednym z głównych zarzutów przeciwko tego typu akcesoriom jest pragmatyczny fakt – cena. Nie da się ukryć, że koszt zakupu choćby pojedynczego oryginalnego modelu jest dość wysoki. Oczywiście istnieją tańsze zamienniki, jednak w ostateczności liczy się jakość wykonania i sama idea, nieco snobistyczna, ale jakże ludzka, posiadania czegoś wartościowego, czym można się pochwalić wśród znajomych. Niestety, kupno pojedynczej figurki nie oznacza, że na tym się poprzestanie. O nie, to wciąga jak nałóg. Podobnie jak z tatuażami, papierosami, butami czy piwem – na jednym się nie skończy, dopiero się zaczyna. Sami producenci także nie ułatwiają sprawy, kusząc wciąż nowymi, piękniejszymi, bardziej szczegółowymi miniaturami lub całymi pakietami.
Słychać także głosy, zwłaszcza z ust weteranów gier RPG, którzy od dobrych kilkunastu lat próbują swoich sił w tej dziedzinie, że nowe edycje klasycznych tytułów coraz bardziej przypominają gry planszowe, gdzie porusza się pionkami po makiecie terenu. Wcześniej tego typu akcesoria były rzadkie lub odgrywały marginalną rolę, skupiając uwagę gracza bardziej na fabule niż mechanice walki. Co więcej, istnieją zarzuty, że producenci coraz częściej naciskają na graczy, by posługiwali się miniaturami i planszami w trakcie rozgrywki. Nie ma co się dziwić, przecież trzeba na tym zarobić, a sprzedaż krzyżowa zawsze przynosi większe zyski. Oczywiście nie da się z tym nie zgodzić, jednak, idąc dalej tym tropem, warto zaznaczyć, że nader często producenci sprzedają, wydawałoby się, niepełny produkt. Przecież skoro twórcy zalecają korzystanie z figurek, to dlaczego nie są one sprzedawane wraz z podręcznikami? To tak, jakby nabyć "Monopoly" bez hoteli czy "Scrabble" bez samogłoski A. Wystarczyłby podstawowy zestaw modeli, a może nie byłoby z tym takich problemów.
Często wskazuje się również pewną zależność. Mianowicie, przy grze z wykorzystaniem miniaturek znacznie większy nacisk kładzie się na aspekt walki, a na znaczeniu zyskuje rozlokowanie postaci na planszy czy wykorzystywanie zdolności bazujących na okazyjnych atakach itp. Tracić na tym może pośrednio element fabularny i samo tempo rozgrywki. Znacznie mniej czasu zajmuje zwykłe opisanie sytuacji przez MG i ogólny zarys ustawienia bohaterów, głównie z tego powodu, że przy figurkach mimowolnie załącza się u większości graczy tryb taktyczny i większa skrupulatność strategiczna. Wtedy każdy ruch czy rzut ma o wiele większe znaczenie niż przy rozgrywce "wyobraźni". In plus dla zabawy z miniaturkami zalicza się przede wszystkim większa używalność atutów polegających na wykorzystywaniu ustawienia i ruchu oponenta. Co więcej, obrazując rozlokowanie konkretnych istot, unika się dywagacji zespołu z MG o tym, że przykładowo rycerz nie zdawał sobie sprawy z bliskiego sąsiedztwa druha, raniąc go przy wykonywaniu zamachu. To także łatwiejszy sposób na przedstawienie skomplikowanej do przekazania werbalnego sytuacji, w jakiej znajdują się gracze. Tyczy się to także ogólnej wizualizacji otoczenia, niwelując różnice w wyobrażeniach poszczególnych uczestników sesji o miejscu potyczki, wpływając na zmniejszenie liczby konfliktów z MG i resztą zespołu, choć jest to także zależne od samych graczy.
Wspominając o wyobraźni, nie da się nie napomknąć o nierzadkim zarzucie wobec sesji z figurkami – ograniczaniu fantazji. Istnieje możliwość, że zastosowanie tego typu akcesoriów znacznie wpływa na poziom używanej imaginacji, zarówno przez samych graczy, jak i MG. Skoro model został przedstawiony i ustawiony w ten, a nie inny sposób, to czasem trudno wyobrazić sobie, że może być inaczej. Po prostu, góruje zasada – jeśli czegoś nie ma na mapie, to nie istnieje. Nie da się ukryć, że znaczna część globalnej populacji to wzrokowcy. W pewnym sensie zabija to kreatywność uczestników sesji, którzy bardziej skupiają się na samym aspekcie wizualnym gry, odkładając na boczny tor inwencję i twórcze myślenie, które niejednokrotnie mogą być o wiele lepszym rozwiązaniem dla wyniku starcia niż realistyczne podejście. Tyczy się to także charakteru prowadzonej sesji i samej roli MG. Przy wykorzystaniu miniaturek prowadzący rozgrywkę może popaść w pewien stan lenistwa, porzucając kwieciste opisy lokacji oraz istot, sądząc, że modele zrobią to za niego. Przez to traci się to, co w sesjach RPG jest istotne – kreatywność. Chociaż w dużej mierze jest to dość subiektywne i związane z podejściem do sprawy samej drużyny.
Zdań dotyczących wykorzystywania w sesjach RPG figurek i plansz jest zapewne tyle, ilu samych zainteresowanych. Zarówno gra z nimi i bez nich ma swoje wady oraz zalety, zależąc w dużej mierze od samego podejścia uczestników rozgrywki do sprawy. Jeśli przygoda przygotowana przez MG przewiduje znikomy element wojenny, to korzystanie z tego typu akcesoriów jest zbyteczne lub marginalne. Natomiast zyskują one na znaczeniu dopiero przy scenariuszach bardziej brutalnych i z wielkim konfliktem zbrojnym jako głównym wątkiem. Należy także pamiętać, by umieć zachować umiar. Nie można dopuścić do sytuacji, w której figurki staną się przewodnim elementem sesji, spychając odgrywanie postaci i fabułę na dalszy plan. To przecież ten "roleplay" jest esencją RPG, a miniaturki tylko suplementem.
Komentarze
Brak komentarzy! Bądź pierwszy! Podziel się swoimi spostrzeżeniami!
Dodaj komentarz