Cukierek albo psikus! Psikus. Zdecydowanie. Wybieram, choć wcale wybierać nie chcę. Wygląda jednak na to, że nie mam wyboru. Skoro redakcja GE ekstraordynaryjny, dyniowy lampion tworzy i okolicznościową świeczkę wetknąć weń zamierza, to wypada kozik wyciągnąć i rżnąć. Że kozik tępy, ręka niechętna i krzywo wyjdzie? Co za problem? Nawet lepiej, bo o widowiskowy grymas przecież chodzi. Straszno ma być i śmieszno; troszkę, nie za bardzo, bo się nie sprzeda.
Z drugiej strony; gdyby tylko o komercyjny kicz szło, to może pełen wyższości, milczący dystans byłby najlepszą odpowiedzią. Jeśli jednak za tą kulturową tandetą kryje się coś więcej? Jeśli po zdjęciu pociesznej maski coś się pokaże? Może i dobrze zatem, że w wiedźmim chórku przyszło mi wystąpić. Konwencja zobowiązuje, z dyńki więc. Psikus taki, bo od cukierków mnie mdli.
Jakaś utrwalona tradycją forma kontaktu ze zmarłymi przodkami, oddawania im czci i wyrazów pamięci istnieje w każdej ludzkiej społeczności. Wprawdzie mówienie, że coś istnieje zawsze i wszędzie jest zawsze (i wszędzie) ryzykowne, jednak w tym wypadku to ryzyko jest doprawdy minimalne.
Komunistom, mimo czterdziestoletnich wysiłków, nie udało się zmienić Dnia Wszystkich Świętych w Święto Zmarłych. Wystarczyło ćwierć wieku wolnej Polski, by niemożliwe okazało się prawdopodobne. Amerykański przeszczep przyjął się nad podziw szybko i łatwo. Immunosupresja – stosowana na szeroką skalę przez sieci handlowe i złaknione efektownych obrazków komercyjne media – wszystkiego nie tłumaczy. Jakaś zgodność tkankowa być musi, by chimera okazała się zdolna do życia. Sukces Halloween w Polsce jest tym bardziej zaskakujący, że ingerencja miała miejsce w uświęconym nienaruszalną – jak się zdawało – tradycją obszarze, bronionym przez zaprawioną w bojach instytucję.
Zastrzeżenia i zarzuty oficjalnych kościelnych czynników zbywane są uśmieszkiem politowania. I bardzo słusznie! Ponoć Pan Bóg kule nosi, ale wypadałoby strzelać w dobrym kierunku. O żadnym programowym satanizmie nie może być mowy. Może i jakieś alternatywne wyznania próbują wchodzić na imprezę na krzywy ryj, ale to margines bez jakiegokolwiek znaczenia.
Historia też nie rozstrzyga sprawy. Sto lat, bo mniej więcej tyle liczy sobie Halloween, to szacowna tradycja. Dla Amerykanów. Wypada wziąć także pod uwagę celtyckie korzenie milionowych rzesz irlandzkich imigrantów. Ale Celtowie w Polsce? To temat wyłącznie dla zajmujących się prehistorią archeologów. Setka przy dwustu może robić wrażenie. Przy tysiącu jakby mniejsze.
W spadku po przaśnym Peerelu – z jego cmentarnymi łunami i rewią kuśnierskiej mody – odziedziczyliśmy przekonanie, że wszystko, co zza wielkiej wody pochodzi, jest zasadniczo lepsze. Halloween miało fory na starcie. Solidne oparcie w Coca-Coli, dżinsach i amerykańskich filmach akcji, jakże innych od rozmemłanego kina moralnego niepokoju. Jednak i to nie starcza za wyjaśnienie.
Chcecie żyć wiecznie? Macie pecha. Urodziliście się za późno. Albo (co wątpliwe) za wcześnie. Pytanie zupełnie nie na miejscu, karygodna niestosowność. Ma sens, a to w obecnej sytuacji całkiem bez sensu. Roztrząsanie tego typu kwestii byłoby nieuzasadnioną nobilitacją dyniowego łba. Estetyka rządzi. W porządku, ponoć wszystko może być kwestią smaku. Tylko dlaczego akurat różowe landrynki sprzedają?
Rzut oka pod maskę wystarczy. Juwenalia trwają nieustannie. Trzeba być zawsze młodym, pięknym i bogatym. Życzę powodzenia. To nie jest kraj dla starych ludzi. Pora umierać. Poproszę nowoorleański pogrzeb i grupę Meksykanów na Wszystkich Świętych. Że co? Nie ma w karcie? Aa, karty nie ma… To ja może jeszcze trochę poczekam.
Komentarze
Brak komentarzy! Bądź pierwszy! Podziel się swoimi spostrzeżeniami!
Dodaj komentarz