Fantasmagoria była i minęła. A jak na niej było?
Za nami 15 odsłona gnieźnieńskiej Fantasmagorii (11-13.07.2025). Jest to więc już impreza z ugruntowaną tradycją na polskiej scenie konwentowej. Spora frekwencja i trwałość to duży sukces jak na stosunkowo prowincjonalny charakter wydarzenia. Na pewno jego siłą był zaś udostępniony... NOCLEG NA MIEJSCU. Tak, moi drodzy. To naprawdę wspaniała rzecz i jedyna przyczyna dla której mogłem tam być. Chwalmy każdy konwent, który to oferuje, chociażby klimat i cała reszta wiała zapachem niezmienianych gaci.
Owa "cała reszta" Fantasmagorii tak zła nie była. W ogóle nie była zła. Było dobrze. Serio. Niżej o tym jak było, bez upiększeń, fot cosplayerów i innych – obraz oczyma kogoś, kto spędził na wydarzeniu całe dwa dni i chce podzielić się swoimi wrażeniami.

Zacznijmy od prelekcji. Lubię je, gdyż są niezwykła okazją do poszerzenia horyzontów i poznania nowych rzeczy.
"Jak Chińskie bajki dotarły do Kraju nad Wisłą?", które przedstawiała Ruda mówi Ohayo to coś, czego ominąć po prostu nie mogłem. Ominął mnie cały ten temat, byłem na to za młody, nadto po prostu nie wszedłem wtedy w temat. Zawsze jednak lubię posłuchać o tych początkach nerdostwa różnych odmian.
Po LARPie (o nim później) załapałem się jeszcze gdzieś na jakąś 1/3 "Demonologii słowiańskiej w sadze wiedźmińskiej" Aleksandry Dobrowolskiej. Będę złośliwy: ŻADNA SAGA, TYLKO CYKL. Koniec złośliwości. Wystąpienie w formacie swoistego bestiariusza i przeglądu przedstawień, dość solidne, chociaż suche.
"Zatracony w retro, czyli pogoń za idealnym setupem" Nowica było dla mnie w odbiorze... ciężkie. Znaczy, wytłumaczę: było bardzo dobre, tylko odnosiło się do zagadnień technicznych. A ja technicznie rzecz biorąc, to jestem technicznie upośledzony. Niemniej, coś tam człowiek ciekawego zasłyszał a nawet w na koniec gdy były pytania się dowiedział. Wbrew pozorom, nawet jak średnio rozumiem, to lubię posłuchać – coś zawsze zostaje.
"Superbohaterowie naszych czasów. Co o nas mówi serial "The Boys"" Igi "Kacchan" Hyły było naprawdę znakomite w warstwie tak merytorycznej, jak również w aspekcie zaprezentowania. Zagadnienie "supków" z "The Boys" zostało skonfrontowane z akademickimi definicjami superbohatera i refleksją nad tym, skąd i po co te różnice. To chyba wtedy padła również bardzo ciekawa uwaga z publiki, odnośnie genealogii superbohatera i jego pozycji ponad prawem i normami: wedle tej uwagi, wywodzi się on z self-made-man, a tenże od religijno-ideologicznych odlotów purytanów okresu kolonizacji, którzy swój wkład w jankeską mentalność mieli. Nie wiem jak jest, ale brzmi bardzo sensownie i przekonująco. Swoistym rozwinięciem tematu superbohaterów była późniejsza prelekcja tej samej autorki "Przepis na superbohatera według "My Hero Academia"". Tu zaś można się było dowiedzieć, dlaczego japońska recepcja bohaterów jest tak bardzo inna i znów muszę powiedzieć: nie wiem, ale brzmi to bardzo sensownie, a co więcej, w oparciu o moją znajomość różnych anime pokrywa się to z tym, co usłyszałem.
"Księga Przyjaciół Natsume – Trauma, Yokai i Uzdrawiająca Siła Przyjaźni" Magdy "Dee" Taśner to coś, co redaktor Ravn lubi najbardziej – rozkładanie tekstu na czynniki pierwsze! Tu uczyniono to pod zagadnienie, jak bohater reprezentuje sobą PTSD oraz przepracowywanie tego problemu.

Z pomniejszych: "O anime z niedocenioną muzyką słów kilka" Magdy "Asbiel" Gronek i Wiktora "howlera" Kolińskiego" był idealny na niedzielny poranek, tak aby się dobudzić. Bardzo zaś przepraszam za wyjście w połowie Kaifuyu i Boskiona przedstawiających "Anime o codzienności warte obejrzenia", zwłaszcza że byłem z pierwszego rzędu. Sama prezentacja – bardzo fajna. Lubię takie polecajkowe przeglądy, to również sposób znalezienia czegoś dla siebie i jest dla mnie jakoś tak lepszą sympatyczniejszą formą od internetowych recenzji. Co się jednak stało, to zaduch, zmiany pogody i w rezultacie wyskok do Płaza po coś na ból głowy.
Panel dyskusyjny "O granicach fantastyki" w którym udział brali Magdalena Salik, Łukasz Kucharczyk i Daria Kamińska był całkiem przyjemny, choć w moim odczuciu miałem wrażenie, że rozjechał się w dygresjach – ciekawych zresztą, a zabrakło jakby jakichś punktów ciężkości. Jako Odwieczny Pan Maruda to przede wszystkim zadałbym w sumie pytanie, czy fantastyka właśnie nie przydzwoniła główką o ścianę i nie wydaje z siebie ostatnich podrygów, ale ja to ja. Jednak trochę rzeczy o aspekcie perspektywy wydawnictw czy nagród było całkiem ciekawe – nie tyle, że na to bym nie wpadł, co w sumie nawet nigdy o tym nie myślałem, a fajnie było się dowiedzieć jak to działa.

LARP był nieco specyficzny. Znaczy, nie jestem wyjadaczem LARPów to po pierwsze. Po drugie zaś, weekend konwentu zdecydowanie nie był moim weekendem: chyba w tym roku mam jakąś alergię na konwenty, przynajmniej nie brało mnie jak na Bykonie w kwietniu dzięki braniu środków na udrożnienie zatok. Po trzecie, zaliczyłem faile przez znajomość Diuny zakończoną na pierwszym tomie. No więc po tym wstępie, jaki jest mój problem z tym LARPem: moim wrażeniem było, że wyszła (naturalna zresztą) gra w jedną bramkę przeciwko Harkonnenowi (w którego wcieliłem się pechowo ja). Harkonnen nie mógł wygrać, mógł tylko przegrać. Tak się jednak potoczyło, że lepiej upozycjonowani i bardziej żwawi w LARPowaniu gracze przejęli prym, gdy Harkonnen odzywając się chyba tylko się pogrążał. Tak czy inaczej negocjacje dobiegły sprawnie do końca owocującego wspólnym podziałem złóż. Co zaś sprawia, że użyłem słowa "specyficzny": trudno mi powiedzieć, czy Harkonnen w ogóle miał jakiekolwiek pole manewru. Na pewno "zdeptał" mnie skill i znajomość lore u adwersarzy. Z drugiej strony, grałem postacią przypartą do ściany. Po trzecie jednak, niestety zabrakło jednego gracza do jednej roli – ciekawe jak wtedy wyglądałaby dynamika gry. Postać miała lepszą pozycję, mogłem ją wziąć, ale mój wewnętrzny edgy lord koniecznie chciał być Harkonnenem... No i mam...
Na marginesie, łapie mnie pewna refleksja:
1. LUDZIE, CO Z WAMI NIE TAK?!
2. ŁAŹCIE NA LARPY
Dlaczego takie właśnie myśli musiałem aż wykrzyczeć? Bo coś na LARPy ludzie słabo się zbierają. A tymczasem to rzecz na tyle specyficzna, że wcale nie tak łatwo jakieś znaleźć. O wiele szybciej można wbić na jakiegoś jednostrzałowca podejście w RPG – często różne puby prowadzą je cyklicznie. Ale żeby poLARPować? Rozumiem, że w ostatnich latach ludzie się uwstecznili społecznie, ale no bez przesady! Nie wiecie, co was omija. Tak więc mam nadzieję, że każdy czytelnik po lekturze tego co napisałem na najbliższym konwencie odwiedzi kącik LARPów i dopisze się na listę chętnych. A na pewno zrobi to na przyszłorocznej Fantasmagorii, której 16. edycja zapowiedziana została na lipiec przyszłego roku.
Sesja RPG w systemie Wiedźmina była czymś naprawdę świetnym. Dobrze zadziałało wszystko: przyjemna mechanika (mój debiut w niej jako gracza), znakomity mistrz gry oraz świetni współgracze. Wkład w postacie (oraz oczekiwanie na zamówioną pizzę) znacząco wydłużyły jednostrzałówkę, ale że byliśmy ostatni, a nikomu to nie przeszkadzało... O rany, ile się działo, zarówno w interakcjach pomiędzy graczami, jak również w kontakcie ze światem.
A co wrzucić na żołądek? W tej kwestii było bardzo dobrze. Promocja i zniżka na pizzę dla uczestników konwentu – punkt dla organizatorów! Dobra lokalizacja, że można było szybko po coś wyskoczyć i zaraz wrócić – to duża zaleta. Wreszcie, oferta na miejscu. Foodtruck z japońskim jedzeniem był oblężony podobnie jak na Bykonie, ale obok była oferta z zapiekankami czy makaronem lub tacos, gdzie szybciej się dało zjeść. A ja niestety na konwencie lubię jeść szybko.
Oferta sprzedawców skromna ale dobra. Stoisko komiksowe – średnio pomyślane. Ceny jak się orientuję okładkowe, czyli w sumie nie było po co się nad tym zatrzymywać, żadne unikaty nie wpadły w moje oko (choć może coś przeoczyłem?). Stoisko z używaną mangą bardzo dobre, a ceny jak standardowe dla używanej mangi. Można było też kupić m.in. dobrej jakości okrągłe przypinki z anime (tak oto Rias i Akeno zawędrowały na mój plecak za jedyne 14 złotych!).

Przechodząc do podsumowania, w uczciwej cenie, to znaczy za darmo (chyba pobyt w sercu polskości nasączył mnie polskością za bardzo), w Gnieźnie można było zaliczyć trzydniowy konwent z rpgami, LARPami i prelekcjami, a wszystko to na dobrym poziomie. Czego chcieć więcej? Będę szczery, jestem aż zaskoczony skalą i jakością wydarzenia w odniesieniu do miejsca jego organizacji.
Komentarze
Brak komentarzy! Bądź pierwszy! Podziel się swoimi spostrzeżeniami!
Dodaj komentarz