Copernicon 2025

8 minut czytania

Tegoroczny Copernicon za nami, czas więc przyjrzeć się temu, jak redakcji minęły w Toruniu trzy dni zabawy dedykowanej miłośnikom fantastyki we wszelkiej odmianie.

Z charakterystycznym dla siebie stylem – najpewniej rzadkim i niepoprawnym – pozwalam sobie podchodzić do tego jak do opowieści z przeżytej imprezy. Bo cóż czytelnikowi po sterylnych treściach i zdjęciach cosplayerów?

Zacznijmy od początku. Samego początku...

Dojazd i dojście na konwent

Tradycyjnie dla wielu relacji zacznę komentarzem o polskiej komunikacji. Tym razem na warsztat wezmę następujący problem: najlepszym połączeniem numerowania cyframi arabskimi tak peronów, jak i torów, jest naturalnie wyłączenie części wyświetlaczy. Dzięki temu na pewno nikt nie pomyli się, gdzie w ogóle ma czekać. Na szczęście zdążyłem na pociąg. W ostatnią chwilę.

Wybierając podróż PKP czeka nas po dojechaniu na miejsce dodatkowy kawałek drogi "z buta", bowiem toruński dworzec znajduje się na południowej stronie Wisły, właściwie na obrzeżu miasta. A jeszcze się nachodzimy, ale o tym za chwilę.

copernicon 2025
Ten most do miasta jest naprawdę długi!

Gdy dotarłem do budynku akredytacji, było to w piątek, bodajże po 14:00, "kolejkon" nie był jakimś problemem i chyba wszystko dopiero zaczynało się rozkręcać.

copernicon 2025
Plan imprezy to jedno. Zorientować się w nim, to drugie. To nie przytyk – to po prostu przestrzeń miasta, w której trzeba się wpierw zorientować. Kciuk częściowo przykrył budynek nr 1 w którym odbywała się większość wystąpień.

Nowy w Toruniu

Punktem pierwszym okazało się ogarnięcie "co i jak". Któryś z gżdaczy, tudzież innych organizatorów, wyjaśnił mi jak zarejestrować się na event – kod sczytywany z QR miał gdzie indziej "/" niż ten zapisany pod znakiem do skanowania, a to tym drugim należało założyć konto na konwentowej stronie do rejestracji. Miejsca były szybko zajmowane, przynajmniej na sesje RPG, ale kiedy jestem na konwencie, nieszczególnie mi na nich zależy (acz nie pogardzę!). Standardowo zaś ludzie tchórzą przed LARP-ami...

LARP-y

I dlatego zacznę od pro-larperskiej propagandy. LUDZIE, CHODŹCIE NA LARPY, ONE NIE GRYZĄ. Naprawdę. Chętnych było dość, aby normalnie zagrać, ale wolne miejsca do obsadzenia wciąż pozostawały. Populacja LARP-erów jest tym mniejsza, że w obu grach pojawiło się trochę tych samych osób.

Pierwszy z LARP-ów w który zagrałem dotyczył słowiańskich bogów, którzy zebrali się, aby radzić nad zagrożeniem ze strony napierającego z zachodu chrześcijaństwa. Trafiła mi się ciekawa rola, zastanawiało mnie jaka jest pozycja mojej postaci względem właściwego wątku głównego fabuły. Cóż, odpowiem, że jest to skomplikowane, bo zależności pomiędzy postaciami były dość złożone. Twist fabularny w finale, kiedy ogłoszono nagle zakończenie gry i zwycięstwo bogów słowiańskich był zaskakujący. A kolejne fakty, które wypłynęły, to już wyjątkowo ciekawa rzecz. Nie wspomnę o pięknym easter-eggu. Niemniej, scenariusz był już wcześniej ogrywany, zatem pojawi się również i kiedyś, więc będę cicho odnośnie szczegółów i pozostaje mi tylko zachęcać do wzięcia w nim udziału.

Drugim LARP-em w którym brałem udział były zaś losy postapokaliptycznych kotków. Początek historii był wolny, nieco w moim poczuciu nawet nużący ale, co zaskakujące, drobnostki które się wówczas zadziały, przypadkowe sparowania graczy, prawdziwa z pozoru "drobnica" wpłynęła bez wątpienia na dalsze losy fabuły. Zaś rozstrzygnięcie miało też pewien zaskakujący twist. Nasze wybory miały niewątpliwie znaczenie, ale to też nie jest takie proste, jak się okazało. Ponownie – polecam, jeśli ktoś natrafi kiedyś na ten scenariusz przy innej okazji!

Prelekcje i panele dyskusyjne.

Uwielbiam konwentowe wystąpienia, jako że dają szansę poszerzenia horyzontów i poznania nowych rzeczy. Jak zawsze, jedne są trochę lepsze, inne może trochę gorsze. Czujny członek publiczności wyniesie jednak coś dla siebie z każdej. Mając swoje ugruntowane teorie, możesz je skonfrontować z innymi perspektywami i dzięki temu nawet jeszcze lepiej się w niektórych koncepcjach rozwinąć.

Prawdziwy "peak" dla mnie na pewno stanowiło wystąpienie o potworodziewczynkach. Zabawnie, memicznie, można było poznać nowe "animce" do obejrzenia i sporo się pośmiać. Podobnie plasujące się na miejscu drugim "Co ja właśnie zobaczyłem? 10 tytułów, które spowodowały u mnie spazmy i torsje. [+18]" (skądinąd, wspaniały tytuł!) uświadomiło mi, że na drodze do bycia edgy-lordem jest jeszcze wiele tytułów do poznania.

Copernicon 2025
Te podpisy na obrazkach pozornie brzmiących jak mem, to tak naprawdę 100% oddanie świata rzeczywistego. Potworodziewczynki są najlepsze.

Przyjemnie było posłuchać o anime "Girls und Panzer". Nie sądziłem przy tym, że dowiem się czegoś nowego! Przede wszystkim, o dziwo, nie znałem rekordu, jaki pobił radziecki BT-7, a to pozwoliło lepiej zrozumieć zachowanie się BT-42 w tej serii. Cóż, trochę głupio jak na autora tekstów popularnonaukowych właśnie z dziejów Armii Czerwonej, ale na swoją obronę: nie jestem od śrubek i przekładni, a historii bitew. Drugim zaskoczeniem było to, że "Chanson de l'Oignon" to faktyczna pieśń z dziejów armii francuskiej. Dotąd zamiast to sprawdzić, żywiłem przekonanie, że jest to tak durne, iż musiało zostać przez autorów anime wymyślone jako trolling widzów.

Copernicon 2025
Wybaczcie jakość zdjęcia. Warunki oświetlenia były, jakie były. Najważniejsze, że był wtedy na sali tlen i można było wygodnie usiąść. Nie zawsze opływało się w taki luksus.

Czasem fajnie, mogąc wygodnie się rozsiąść i posłuchać o rzeczach po prostu znanych i swojskich. Rozważania o geopolityce w grach Paradoxu takie właśnie były. Niezwykle rozbawiła mnie koncepcja jak organizować sobie czas grania, która przypomniała mi "przegrane" urlopy. Jak widzę, jednak nie tylko mnie się to musiało zdarzyć.

Rozważania o sukcesie popularności wiedźmina dostarczyły mi kilku ciekawostek, choć przyznam, że poszedłem tego posłuchać również jako człowiek mający co nieco pojęcie o tym uniwersum i historii jego rozwoju. Tutaj doprawdy mogę to zrecenzować i stwierdzam, że było dobrze skonstruowane i przedstawione, choć jego autor – zawodowy akademik – miał też niską poprzeczkę wyzwania, by coś takiego "ogarnąć".

Ciekawie było posłuchać wystąpienia polemicznego wobec standardowej waifu i swoistej promocji innych archetypów anime-bohaterek. O ile niekoniecznie zgadzam się z autorem i jego perspektywą, wzbogaciło to moje przemyślenia na temat wyżej wymienionego zagadnienia. Przyznam że jest to niszowy temat i bardzo chętnie sam bym coś kiedyś przygotował.

Z rzeczy autentycznie dziwnych, to kończąca mój pobyt niedzielna prelekcja o yandere simulator. To był materiał zupełnie nieprofesjonalny i amatorski, a także niepozbawiony błędów ortograficznych, występujących nader licznie w slajdach. Ja jednak tego nie wypominam, nie odgrywam złośliwca, a mam na myśli coś zgoła zupełnie innego – pomimo tych technicznych niedociągnięć, doceniam ogrom pracy włożony w przygotowanie tego przeglądu. Autorka rzeczywiście ograła podstawowy symulator i omawiane jego klony oraz wskazywała na różnice pomiędzy nimi. Nadto wynalazła temat który jest, jak mniemam, zupełnie niszowy. To znaczy byli na samej sali ludzie mający o tym jakąś wiedzę, niemniej powiedzmy sobie zupełnie szczerze, to bardzo mało popularna rzecz. Tak więc wielki plus za coś, o czym jak sądzę, mógłbym się nigdy nie dowiedzieć, że w ogóle istnieje! Ah, a dlaczego jest to rzecz dziwna? A bo to pospolita jest gra o licealnej yandere-seryjnej morderczyni, która przekształca szkolny ogród w cmentarz rywalek?!

Problematyczne nieco w ocenie są dla mnie zaś panele dyskusyjne. Jakby kontrastując zdolności warsztatowe i treść merytoryczną, wyszło trochę na odwrót. Ogwiazdkowani eksperci nieraz potrafią w wypowiedziach rzucić całkiem ciekawe perełki, lecz zarazem wiele w nich dygresji, a jestem fanem konkretu. Bardzo dobrze wypadła Aleksandra Klęczar oraz Marcin Zwierzchowski. Jednak w rozważaniach o polityczności popkultury temat się trochę rozjechał przez case study "afery" z jedną z uczestniczek w roli głównej, Katarzyną Witerscheim, "aferą" którą traf chciał, że pojawiła się akurat w trakcie konwentu, jakkolwiek jest to sprawa w swoim absurdzie całkiem ciekawa.

Copernicon 2025
Panel "Czytaj między wierszami". Na zdjęciu Ania Spychaj, Magdalena Salik, Aleksandra Klęczar i Marcin Zwierzchowski.

Stoiska eventowe

Przybyłem, zobaczyłem, poszedłem dalej. Dobra, dwa razy zajrzałem, dwakroć uczyniwszy to samo. Podzieliłbym te stoiska na następujące kategorie:

- chaotyczna losowość

- regularnie krążące po konwentach sklepy obwoźne.

Zawsze stawiam sobie za zadanie zdobyć coś ze swoimi anime-waifu. Mogą to być Rias, Akeno, Aqua, a ostatnio dołączyła do nich Raphtalia. Abstrahując od pewnych rzeczy, zauważę jedno. Figurka tej ostatniej w stroju króliczka kosztowała na konwencie 190 złotych. W toruńskim sklepie z anime-figurkami, który stoi po drodze z konwentu na sleeproom ta sama figurka była jakoś za 170-175 złotych . Czy muszę mówić zaś, po ile jest ona na aliexpressie? I mam koniecznie dodawać, że "ali" nie bierze za wysyłkę?

Swoje stoisko miała również miejscowa Yatta. Tu muszę pochwalić stoisko za obniżenie ceny o 10% od tej na okładce. W czym rzecz, otóż kiedy indziej stoisko tej sieci liczyło sobie pełną cenę okładkową. W czym problem? Otóż w tej sytuacji bardziej opłaca się po prostu zamówić większym hurtem ze sklepu internetowego.

Parę profesjonalnych stoisk miało nawet ciekawą ofertę, lecz nic czego bym w tej chwili szukał, bądź już kiedyś u nich robiłem zakupy. Z kolei tych wszystkich ogólno-popularnych kotków i wrednych królików nigdy nie pojmę. Brakowało mi czegoś fanowsko-spersonalizowanego, wyboru gadżetów odnoszących się do fantastyki albo anime w selekcji dającej prawdziwy wybór. Zarazem nie ma co tutaj jakkolwiek winić organizatora, bo też po prostu takie a nie inne zgłoszenia najwyraźniej napłynęły. Warto przy tym dodać, że ta część konwentu nie była ograniczana do posiadaczy biletu konwentowego, lecz ogólnodostępna dla wszystkich chętnych. A zamówiony na miejscu corn dog był pyszniutki!

Inne uwagi

copernicon 2025
Na konwencie nie zabrakło wiosek tematycznych. Simsowa była skromna, choć sympatyczna. Nieźle rozbudowana była wioska postapokaliptyczna, a to dlatego, że w okolicach działa tematyczne środowisko larpowe. Na zdjęciu część tego stoiska, pierwszy plan – replika klasycznego i legendarnego RPK-74. Airsoftowa, wyraźnie widać, że postarzana dla lepszego klimatu. Do AK i RPK mam słabość jak do potworodziewczynek...
copernicon 2025
Wioska post-apo: szerszy widok.

- Identyfikatory przyjęły formę raczej delikatnej ulotki umieszczonej w przeźroczystym pokrowcu z elastycznego tworzywa sztucznego. Rozwiązanie takie jak na Bykonie, trwałe i skuteczne. Smycz z wąskiej taśmy, więc wygodnie ją sobie zawiesiłem na guziku od kieszeni w mojej stale już towarzyszącej wyjazdom na konwenty bluzie wojskowej. Drugim środkiem były dwie opaski na rękę: żółta dla uczestnika, a biała potwierdzająca uprawnienie do noclegu. Chociaż w momencie ich założenia nie wróżyłem im długiego żywota, to doczekały się powrotu w świetnym stanie. Oczywiście trafią do mojej kolekcji pamiątek po zaliczonych konwentach!

- Konwent rozbity został pomiędzy różne obiekty Uniwersytetu Mikołaja Kopernika. Fakt ten wrzucam do kategorii "Inne uwagi", bo w zasadzie nie jest to nic niezwykłego przy większych imprezach. Utrudniało to jednak przeskok z jednej prelekcji na drugą, jeśli odbywały się w dwóch różnych budynkach, a szkoda. Zarazem jednak nie udałoby się tego zrobić perfekcyjnie w żadnej konfiguracji rozmieszczenia atrakcji. Po prostu budynki są pod względem powierzchni nieperfekcyjne. Może Toruń jest nieperfekcyjny na konwenty (oczywiście to żart!). Moim wrażeniem jest to, że nie będąc zaznajomionym z okolicą, dobrze jest przyjechać w piątek i zorientować się w terenie, bo w sobotę było już dużo łatwiej. Istnieją również zalety, bo przy okazji poznałem kawałek miasta z jego historyczną zabudową. I jest w tym mieście coś naprawdę urokliwego, z jednej strony wielkie miasto, acz z drugiej kameralne i swojskie, czuć również w nim jakąś historię oraz dbałość o jej ekspozycję.

- Sleeproom w skromnej cenie dwóch dyszek. Pamiętajmy, że dziś taka kwota to nie to samo, co w 2019 roku, a czasem trudno się przyzwyczaić do nowej, realnej wartości pieniądza. W cenie możliwość rozłożenia swojego barłogu na sali gimnastycznej i obiekt wyposażony w toalety, szatnie i prysznice. Zagadką pozostanie dla mnie motyw, dla którego w pewnym momencie zniesiono podział w toaletach z prysznicami na płcie i zapisano, że wszystkie są wspólne. Oferta koedukacyjnego prysznica jednak się chyba nie przyjęła wśród uczestników. Być może to pokłosie awarii, która miała miejsce wieczorem z piątku na sobotę? Co do niej się tyczy, obsługa imprezy robiła co mogła, ale ostatecznie nie oni są konserwatorami odpowiedzialnymi za obiekt i też nie mogli przecież robić własnych ingerencji zanadto, więc zdarzenie to jest absolutnie poza oceną konwentu, gdyby ktokolwiek chciał się o to czepiać. Ostatecznie wszystko udało się tak czy owak przywrócić do sprawności, a ogólnie prysznic i toaleta była dostępna na obiekcie noclegowym nieprzerwanie.

Konkluzja

Tegoroczny Copernicon był świetną imprezą, na której nawet przez chwilę nie miałem poczucia wątpliwości, że dobrze trafiłem. Wszystkie uwagi inne niż przychylne odnoszą się do kwestii niezależnych od organizatora.

Komentarze

Brak komentarzy! Bądź pierwszy! Podziel się swoimi spostrzeżeniami!

Dodaj komentarz

 
Męczą Cię captche? , a problem zniknie. Zajmie to mniej niż rozwiązanie captchy!
Wczytywanie...