"Arifureta: From Commonplace to World's Strongest" w wersji animowanej to produkcja, wobec której żywię sporo mieszających się ze sobą uczuć. Najpierw był pierwszy sezon, który mimo licznych potknięć i braków umiał zapewnić emocjonujące chwile, a potem drugi sezon, który odkupił część win poprzednika i dał mi nadzieję co do tego, czego można się spodziewać później. Teraz zaś, gdy mamy już zwieńczony trzeci sezon, pora mu się uważniej przyjrzeć i wyciągnąć wnioski co do tego, czy warto było ową nadzieję żywić.

Po obronieniu Królestwa Heiligh i wskrzeszeniu Kaori, Hajime i jego wierny harem, wzbogaceni o posiłki w formie bohatera i jego drużyny, ruszają do Puszczy Haltiny celem przejścia kolejnego z Wielkich Labiryntów. W drodze jednak docierają do nich nieoczekiwane wieści – Dom zwierzołaków również został zaatakowany, tak przez demony, jak i Imperium Hoelscher, a Klan Haulia uznał to znak, że nadeszła pora by walczyć o swoje bezpieczeństwo. W obliczu zagrożenia dla rodziny Shei, najpotężniejszy Synergista podejmuje decyzję, która będzie stanowiła ważny krok w jego relacjach z królikołaczką. Tymczasem szaleni bogowie szykują nowy plan. Czy naszym ulubieńcom uda się podołać kolejnym próbom i znaleźć drogę do domu?
Co do ciągłości fabuły, to tutaj sprawa przedstawia się jasno i prosto. Akcja zaczyna się zaraz po zakończeniu wydarzeń z poprzedniego sezonu. Pierwszy odcinek zaczyna krótkie podsumowanie dotychczasowych wydarzeń. Nowicjusze nie powinni sobie robić jednak nadziei. Ten fragment trwa dosłownie chwilę i jest raczej przypomnieniem dla tych, którzy skończyli oglądać poprzednie sezony już chwilę temu. Tak więc jak ktoś chce dopiero zacząć przygodę z tym anime, to niech to zrobi od samego początku. A dotychczasowych fanów zapraszam, choć bez entuzjazmu.
Co do zgodności z materiałem źródłowym, sprawa prezentuje się nierówno. W ramach tego sezonu mamy ukazane wydarzenia, które w wersji light novel rozgrywają się w tomach 7-10. A jako że dobrze znam materiał, mogę sobie pozwolić na dokładną analizę. Początek zapowiadał się nieźle. Wydarzenia z tomu 7. zostały przedstawione porządnie. Pojawiły się uzupełnienia względem dotychczasowych braków, jednak nie jest to przesadne. Dowiadujemy się tyle by zorientować się w sytuacji, ale też nie ma w tym jakiegoś nadmiaru. Później jednak zaczynają się schody. I to dośc ostro... Fabuła z 8. tomu zaczyna się przesadnie, mimo iż tak naprawdę nie było takiej konieczności, by dość szybko ruszyć z kopyta tak bardzo, iż widać jak podczas przejazdu odpadają części (dosłownie, pojawiają się przeskoki, podczas których nie mogłem powstrzymać myśli w stylu "jak przeszliśmy z tego do tego?"). W chwili rozpoczęcia dziewiątej części prędkość spada na tyle, żeby powstrzymać takie myśli, ale w dalszym ciągu gnamy na łeb na szyję, żeby zmieścić jak najwięcej z tomu 10., jako że w ramach toczących się tam walk ma miejsce kilka ważnych momentów dla wielu postaci. Pod pewnymi względami jest to zrozumiałe, zwłaszcza biorąc pod uwagę z jaką ilością materiału mieli do czynienia twórcy. Niemniej, skoro zebrali się na 16 odcinków zamiast 12, to miałem nadzieję na coś więcej.
Czymś, czym ta seria zawsze się szczyciła, to epickie sceny walki z użyciem mocy w klasie OP. O ile starć w ramach których bohaterowie mogą się popisać swoją potęgą nie brakuje, to niestety czuję, że w tej kwestii poziom wykonania spadł. I podobnie jak w kwestii adaptacji, jest to stopniowe. Na początku wciągających pojedynków znajdzie się sporo, choć można czasem poczuć, że zabrakło jakiegoś ostatniego szczegółu czy pociągnięcia pędzlem, by wyzwolić ich pełen potencjał. Potem niestety jest gorzej. Kluczowe są tu fragmenty, w których walki są przerywane rozmową. O ile w wypadku pewnych postaci takie rozwiązanie można kupić, to fakt, iż nawet w tle nic się wtedy nie dzieje, daje wrażenie, jakbyśmy nagle zostali wyrwani z ogromnego starcia do zupełnie innego miejsca, zaś do walki wrócimy dopiero gdy zostanie powiedziane wszystko, co bohaterowie mieli do powiedzenia. A to zwyczajnie zabija tempo. Znowu rodzi się pytanie: czemu w ten sposób? Produkcji, które zdołały wcisnąć ważne rozmowy między bohaterami w ciągu równie epickich pojedynków nie brakuje.
Skoro poruszyłem już kwestie rozmów podczas walki, to trzeba się też zabrać za część fabularną. I niestety, spotkało mnie tu rozczarowanie. Nie zrozumcie mnie źle, moim zdaniem rzeczywiście się tu chociaż starano. Takich scen zwyczajnie jest tutaj tyle, że po prostu była taka konieczność. Ale, jak już stwierdziłem wcześniej, ich pojawianie się podczas walki wybijało takie sceny z rytmu. Co więcej, wskutek cięć i zmian wiele z nich po prostu znacznie straciło w kwestii ciężaru emocjonalnego. Ciężko jest poczuć jak ważne są takie chwile dla naszych herosów, skoro po prostu ukazanie tego wszystkiego jest tak wybrakowane. A biorąc pod uwagę to, co widziałem w mandze, wiem że można było to zwyczajnie zrobić lepiej.
Pod względem oprawy graficznej i dźwiękowej nie mam jakiś szczególnych powodów żeby się doczepiać. Mamy kontynuację kreski, którą zastosowano w poprzednim sezonie. Nadal mamy użycie grafik CGI, jednak jest to na tyle nienachalne by nie stanowiło jakiegoś poważnego problemu. Pod kątem oprawy dźwiękowej też nie mam podstaw do zażaleń. Obsada powracających postaci nie uległa zmianie w porównaniu do poprzedniego sezonu, tak w wersji japońskiej, jak i angielskiej, a nowi bohaterowie też dotrzymują im kroku. Ścieżka melodyczna też jest miła dla ucha, ukoronowana przez naprawdę wpadające w ucho piosenki na początek, jak i koniec każdego odcinka.

Po obejrzeniu dwóch poprzednich sezonów siadałem do kolejnego z mieszanymi uczuciami, ale też odrobiną nadziei. I rzeczywiście, początek był całkiem obiecujący. Niestety, mimo tego faktu, spotkałem się z rozczarowaniem. I nawet nie mogę powiedzieć by było to coś stopniowego. Odniosłem wrażenie, jakby samolot w trakcie całkiem przyzwoitego lotu nagle zaczął ostro pikować w dół. A choć były momenty, w których starano się ratować sytuację, to efekt końcowy często niewiele zmieniał. Mówię to z żalem, bo jestem wielkim fanem tej light noveli, ale efekt końcowy mnie nie zadowala, Koniec i kropka! I znam osoby, które myślą podobnie. Można tym zainteresować nowicjusza do obejrzenia wszystkich sezonów, ale to tyle.
A jeśli moja opinia przekona kogoś, by dać szansę LN, to zapraszam na stronę novelki.pl, gdzie można znaleźć nieoficjalne tłumaczenie (strona wymaga rejestracji).

Komentarze
Brak komentarzy! Bądź pierwszy! Podziel się swoimi spostrzeżeniami!
Dodaj komentarz