Twórcy gry idą śmiało z duchem czasu. A ponieważ katastrofa klimatyczna wisi nad nami jak miecz Damoklesa, na topie jest recykling, oszczędność surowców i przetwórstwo wtórne. Obawiam się jednak, że ta szlachetna idea zupełnie nie powinna dotyczyć treści cyfrowych. A już na pewno nie w takiej formie, w jakiej serwuje nam ją DLC do "Bannerlorda" ochrzczone "War Sails".

Przecież to już było! I to nie byle gdzie, ale w tej samej serii, bo to przecież na bazie znakomitej modyfikacji do "Warbanda" o nazwie "Brytenwalda", powstało płatne, oficjalne DLC "Viking Conquest". Znajdowały się w nim okręty, bitwy morskie, nowe frakcje i cały ten modny w tamtym czasie wikiński klimat. Było to wówczas świeże i nowe dla głównego cyklu. Tymczasem po powtórzonych (choć w podrasowanej formie) motywach "Warbanda" w podstawowym "Bannerlordzie", dokładnie ten sam sam odgrzewany kotlet serwuje nam "War Sails". O ile sam "Bannerlord", pomimo wszystkich swoich wynaturzeń, posiadał oryginalność i nowe systemy, to już recenzowane tu DLC powinno stanowić zawartość podstawową gry. Dobrze znany standard branży gamingowej: dodać coś, co powinno być w podstawce, jako płatny element. Dodane zostają zasadzie tylko okręty, nowa, morska frakcja Nordów (bo przecież nie mogło ich zabraknąć) oraz kilka przybrzeżnych wiosek, a także idąca za tym przebudowa mapy. Reszta to znana mapa Calradii, na której teraz… dodatkowo pływa się łódką.

Bitwy morskie, będące głównym filarem tego dodatku, mają pewien potencjał, lecz pozostaje on niemal całkowicie niewykorzystany. W gruncie rzeczy, sprowadzają się one do prostego wyboru: możesz okręty przeciwnika ostrzelać z kusz i łuków, obrzucić gradem włóczni i toporów (co przypomina raczej bitwę lądową na dwóch ruchomych platformach) lub – co jest najefektywniejsze i najszybsze – od razu przejść do abordażu i po prostu wyrżnąć załogę przeciwnika w klasycznej, już dobrze znanej sieczce. Na późniejszym etapie pojawiają się jeszcze balisty oraz opcja taranowania przeciwnika.
Sama nawigacja jest uproszczona do granic możliwości. Pływanie to w praktyce naprowadzenie swojego okrętu na okręt wroga. Regulujesz kierunek, prędkość oraz decydujesz, czy podnieść żagle. Owszem, jest mechanika wiatru, więc płynąc pod niego, żagiel jest niewskazany, ale całość ma posmak bardzo uproszczonego, pozbawionego jakiejkolwiek głębi, finezji czy autentycznego poczucia walki z żywiołem. Okręt nie przewróci się na falach, ani nie zostanie wywrócony przez taranowanie, bez względu jak groźnie animacja by w danym momencie nie wyglądała.
Najbardziej kuriozalnym aspektem jest jednak nieśmiertelność w odmętach. W bitwie morskiej nie utopisz się. Po pierwsze, gra po prostu nie posiada takiej mechaniki. Po drugie, zawsze – ale to zawsze – możesz się wspiąć z powrotem na pokład w ściśle określonym, "magicznym" punkcie twojego lub wrogiego okrętu. Wypadnięcie za burtę w ferworze walki nie niesie więc żadnego ryzyka. To jedynie chwila straconego czasu, w której nie sieczesz wrogów i nie przyjmujesz na swój pancerz ciosów za swoich drogich w wyszkoleniu, a śmiertelnych kompanów. Cały dramatyzm walki na morzu wyparowuje jak woda w gorący dzień. Ucieczka wrogów z zatopionego statku to już aspekt czysto komiczny – na wodzie dają w długą tak ostro, że przywodzą mi na myśl torpedy odpalone w bitwach morskich w "War Thunder".
Samo starcie, gdy już dojdzie do zwarcia w abordażu, jest szybkie i chaotyczne. A koordynowanie pozostałych okrętów z twojej floty, tych nie będących pod twoim bezpośrednim dowództwem, jest zadaniem mglistym i niejasnym. Ogólnie, masz kilka prostych komend, które sztuczna inteligencja będzie mniej więcej realizować. Jednak przede wszystkim licz na swój okręt i jego załogę.
Czy "War Sails" całkowicie mija się z celem? Nie do końca. Stanowi to logiczne rozwinięcie świata przedstawionego, w tej chwili dopiero wraz z dodatkiem można mówić o posiadaniu pełnej gry, w przeciwnym razie zawsze będzie ona nieco okrojona. Starcia morskie są świetnym urozmaiceniem głównej rozgrywki, są też szalenie dochodowe, gdyż nawet łupienie zwykłych korsarzy pozwala wiele zarobić, zwłaszcza na sprzedaży zdobycznych okrętów, które osiągają niezłe ceny.
Podsumowując, "War Sails" to cyfrowy recykling w być może jeszcze nie najgorszym, lecz bardzo bliskim tego słowa znaczeniu.
Plusy
- Logiczne rozwinięcie świata przedstawionego
- Nowe mechaniki
Minusy
- To powinno być w podstawowej wersji gry. I to tak bardzo-bardzo.
Komentarze
Brak komentarzy! Bądź pierwszy! Podziel się swoimi spostrzeżeniami!
Dodaj komentarz