
Podróże międzygwiezdne, mimo pełni klimatu sci-fi z oczywistych względów, kryją w sobie coś magicznego. Takie opowieści stanowią przedłużenie tego, co pchało ludzi do odkrywania nowych lądów, a i dziś nie jest trudno odnaleźć tych, którzy uwielbiają ducha przygody. Warto też pamiętać o tym, jaką atmosferą emanują te niezbadane obszary kosmosu. Choć lubią kryć w sobie ogromny potencjał i ekscytację, w równym stopniu mogą też dotyczyć śmiertelnego niebezpieczeństwa i niezbadanych tajemnic. Takie właśnie myśli towarzyszyły mi podczas lektury pierwszej części cyklu "Galaktyka Exodusu" pióra Marcina Podlewskiego, zatytułowanej "Głębia. Imprint".
Galaktyka Exodusu nie jest prostym miejscem do życia. Tajemnicze konstrukcje, niebezpieczne formy życia, mnóstwo frakcji z rozmaitymi, często sprzecznymi interesami. Całość starają się spajać silne imperia, pradawne frakcje i moce, których nikt nie umie wyjaśnić. To pośród tych gwiazd żyje Eltie Grunt, imprinterka lubująca się w nietypowych zleceniach i nieoficjalnych zadaniach. Kolejna przyjęta przez nią misja pozornie mieści się w granicach normalności – przetransportowanie prywatnej grupy badawczej w celu zbadania tajemniczego obszaru. Jednak ta z pozoru prosta robota wiedzie ją na szlak, który może pozwolić jej uratować skórę i dalej wieść życie, które tak kocha.
Prezentowany czytelnikowi świat budzi naprawdę duże wrażenie. Książka dobrze wykorzystuje swoją opasłość i poświęca naprawdę sporo czasu na rozciąganie przed swoim czytelnikiem obrazu tworzonego przez galaktykę, w której ludzkość znalazła schronienie po tym, jak Droga Mleczna uległa zniszczeniu. Sporą część tekstu poświęcono na tworzenie świata. Mamy okazję dowiedzieć się naprawdę wiele na temat sytuacji politycznej, relacji między poszczególnymi frakcjami, technologii powszechnej i utraconej oraz licznych tajemnic, jakimi wypełniony jest niemal każdy zakamarek tego rejonu kosmosu. W tej kwestii jest to kawał naprawdę uważnego światotwórstwa, któremu należy się spora pochwała.
Bohaterowie historii także są warci chwili uwagi. Postaci jest kilka, podzielonych na różne obszary działań, a do tego istnieje oczywiście podział na te ważne i ważniejsze. Nie powstrzymuje ich to jednak przed próbami zbliżenia się do czytelnika. O wielu z nich dowiadujemy się naprawdę sporo. Wciąż otacza ich mnóstwo tajemnic, a żeby było ciekawiej, część z nich jest tajemnicami również dla nich samych. Albo czegoś nie wiedzą, albo też zostali tej wiedzy pozbawieni. Mają swoje nawyki, mocne strony i wady. W ten sposób stają się bardziej ludzcy, a jednocześnie chętniej przyglądamy się ich wyczynom, zarówno by lepiej ich poznać, jak i odkryć otaczające ich sekrety.
Jak już wspomniałem, Galaktyka Exodusu kryje w sobie mnóstwo ras, frakcji i tajemnic. Sprawia to, że zderzenia różnych poglądów są nieuniknione. Co więcej, kolejne nieoczekiwane sytuacje często wymuszają podejmowanie niekonwencjonalnych, a czasem wręcz radykalnych decyzji. W ten sposób poszczególne filozofie i opinie prędzej czy później muszą spotkać się z wyzwaniem, dając pole do rozważań filozoficznych. Część z nich , oczywiście, prowadzimy jako czytelnicy wyłącznie dla zabawy – z oczywistych względów – ale nadal jest to ciekawa okazja do rozszerzenia horyzontów i gdybania nad przyszłością.
Miałem okazję spotkać Marcina Podlewskiego i nieco z nim porozmawiać. Wówczas wydał mi się przyjazną i ciekawą postacią, co dodało mi motywacji, by wziąć się za lekturę jego książki. Muszę przyznać, jej grubość początkowo mnie zaskoczyła, jednak dość szybko zdołałem dostrzec konieczność i pozytywy tej sytuacji. Utkany przed czytelnikiem świat kryje w sobie ogromną głębię, a czyta się go szybciej, niż czytelnik mógłby się początkowo spodziewać. Na pewno będę wyczekiwał kolejnej części.
Dziękujemy wydawnictwu Fabryka Słów za dostarczenie egzemplarza recenzenckiego.
Komentarze
Brak komentarzy! Bądź pierwszy! Podziel się swoimi spostrzeżeniami!
Dodaj komentarz