Chyba wszyscy przynajmniej słyszeli o Lewisie i jego "Opowieściach z Narnii". Wielu kojarzy także, że seria książek została przetłumaczona na 47 języków, a jej polską wersję zawdzięczamy Andrzejowi Polkowskiemu. Znajdą się też tacy, którzy wskażą i zinterpretują wszystkie możliwe motywy chrześcijańskie widoczne w dziele. Co swoją drogą jest bardzo ciekawe, zwłaszcza jeśli weźmie się pod uwagę, że początkowo Narnia stanowiła zbiór luźnych obrazów, które współtworzyli: pewien lew, zła czarownica i jakiś faun. Motywy religijne oraz płynąca z nich moralizatorska funkcja tekstu pojawiły się później, w trakcie twórczych działań pisarza. Nie o wątkach związanych z wiarą chciałam jednak pisać, chociaż być może zbliżające się święta Bożego Narodzenia stanowią dobry pretekst, żeby stworzyć coś takiego. Niemniej jednak nie jestem znawcą wierzeń żadnego typu, a zabawa w religioznawcę mogłaby się skończyć powstaniem bardzo marnej parodii działań specjalistów. Dlaczego marnej? Bo jeśli coś nie wychodzi naprawdę, to nie wróży to dobrze. Zostawiam zatem wątki religijne lepszym ode mnie, a sama zabieram was wszystkich do Narnii. I pragnę wam pokazać, że ten świat wcale nie jest całkiem bajkowy.
Właśnie, dlaczego akurat Narnia? Niestety tego nikt nie jest pewien, chociaż niektórzy fani sagi twierdzą, że nazwa pochodzi od włoskiej miejscowości. Narni położona jest w Umbrii, w środkowych Włoszech, a ponadto kiedyś jej nazwa brzmiała właśnie Narnia. Skoro już trafiliśmy do krainy Aslana, to nie warto od razu z niej wracać. Zwłaszcza jeśli wieczna zima już się skończyła, a Mikołaj może bezpiecznie rozdawać prezenty. Właściwie ta wiecznie trwająca, mroźna pora roku jest dla mnie jedną z największych zagadek tego zbioru. Ktoś ma może jakiś pomysł? Spójrzmy na całą sytuację jak na problem do rozwiązania, a jeszcze lepiej – znajdźmy jakieś uzasadnienie.
Silny, wszechmocny Aslan, czyli prawowity władca Narnii pozwala złej czarownicy Jadis objąć panowanie nad krainą i przez wiele lat unieszczęśliwiać oraz zastraszać wszystkich mieszkańców. Dlaczego? Po co czekać na przybycie dwóch córek Ewy i dwóch synów Adama, jeśli wystarczy jeden lew i to taki, który może zjawić się kiedy tylko zechce. Co więcej, Lewis przedstawia czytelnikom wizję dwóch równoległych rzeczywistości, a mianowicie płaszczyznę codziennego życia, skąd przybywają dzieci, oraz tę zamieszkiwaną przez obywateli magicznej krainy. Z tego co wiem, poprawcie mnie, jeśli się mylę, Aslan sprawuje władzę w jednej z nich. Ma co prawda możliwość przywołania do siebie dzieci, kiedy znowu są mu potrzebne, ale raczej nie jest w stanie kierować wszystkimi ich poczynaniami. Co by się zatem stało, gdyby Łucja nigdy nie schowała się w magicznej szafie? Albo schowała się, ale nie ruszała z miejsca i nigdy nie poznała fauna Tumnusa? Czy narnijska zima trwałaby w nieskończoność?
Właściwie trudno nawet krytykować złą czarownicę, bo jej postępowanie było bardzo racjonalne. Podłe i okrutne, naganne moralnie, ale jednocześnie irytująco wręcz rozsądne i logiczne. Wyobraźcie sobie piękny kraj z masą potencjalnych poddanych, w którym nie ma władcy. No dobra, niby jakiś jest, ale on pojawia się i znika tak często, że trudno traktować go szalenie poważnie, a takie skupisko stworzeń wszelkiej maści potrzebuje w końcu nadzoru. Inaczej zapanowałaby anarchia, a to – jak wiadomo – nic dobrego. Postanawiacie zatem spełnić dobry uczynek, bo przecież nie robicie tego dla siebie – wiadomo – tylko dla dobra ogółu i obejmujecie władzę. Czy coś w tym złego?
No dobrze, może rzeczywiście czarownica za bardzo przyzwyczaiła się do swojej wszechmocy, jednakże kto jak kto, ale Aslan chyba powinien zdawać sobie sprawę, że niektórym władza zwyczajnie nie służy. Jeśli się nie zorientował, to chyba nie jest aż tak mądry, jak wszyscy twierdzą, a jeśli miał tę świadomość, to jeszcze gorzej, bo w takim razie nie jest dobry. Można nawet powiedzieć, że to istota tak samo bezwzględna i zepsuta jak czarownica. Głupotę jeszcze jakoś można wybaczyć, bo w końcu głupich nie sieją, ale zło? Obrońcy lwa powiedzą teraz zapewne, że przecież posłał po pomoc, no i sam się w końcu zjawił. Tylko dlaczego trwało to tak długo? Co on, mapę dopiero rysował czy jak?
Aslan w pierwszej części opowieści jest ukazany jako dobry, troskliwy władca, istny wzór cnót wszelkich, mówiąc prościej. W opozycji do zastraszającej mieszkańców Jadis, jego pozytywne cechy są jeszcze bardziej wyeksponowane. Zła Czarownica zostaje jednak pokonana, późno co prawda, ale zawsze, a zło nadal musi gdzieś się czaić, ukrywać pod powierzchnią pozornego spokoju. Czasami wystarczą ludzie, którzy – nie oszukujmy się – raczej nie ułatwiają sobie nawzajem życia, walcząc o władzę i panowanie nad krainą. Nie da się jednak wytłumaczyć wszystkiego połączeniem głupoty i chciwości, a zatem musiało znaleźć się także inne źródło zła.
Jako że Aslan jest nie tylko władcą, ale postacią otoczoną pewnego rodzaju kultem i uwielbieniem, tym razem potrzebny był ktoś o podobnym statusie. Tylko zły i siejący zniszczenie. Tak właśnie narodził się Tasz, czyli bóstwo, w które wierzyli Kalormeńczycy (bardzo nieprzyjemny naród). Oryginalna forma tego imienia – Tash – nawiązywać może w swojej warstwie fonetycznej do francuskiego słowa "tache", oznaczającego plamę. Tasz przedstawiany jest jako bóstwo czczone ze strachu, nie zaś z miłości, rozsiewające wokół siebie smród, o postaci człowieka z głową drapieżnego ptaka i czterema szponiastymi rękami. Jakby tego było mało, to bożek na pierwszy rzut oka przypominał wielki kłąb dymu – szary i trochę przejrzysty. Stąd być może nawiązanie do plamy. No chyba że jest to także sposób na opisanie owej religii, która w rzeczywistości była brudem i plamą na czystych wyznaniach propagowanych przez narnijczyków. Tylko dlaczego ktoś miałby wierzyć w cokolwiek ze strachu? Jestem daleka od wynurzeń w stylu: wiarę wymyślili ludzie, aby było im łatwiej znosić codzienne problemy. Chociaż właściwie coś w tym jest. Należy jednak przyznać, że postać Aslana także jest daleka od ideału, bo jak właściwie wytłumaczyć to, że Zuzanna została wykluczona z grona przyjaciół Narnii, bo dorosła i odkryła swoją seksualność?
Narnia to kraina podobna do każdej innej przestrzeni, zarówno rzeczywistej jak i literackiej. Dobro i zło nie mogą istnieć bez siebie nawzajem, a zatem nie jest to świat piękny i całkowicie doskonały. Oczywiście pod wieloma względami zbliża się do wspomnianej doskonałości, lecz zdecydowanie nie jest to Eldorado czy inny typ Edenu. Narnia stanowi jedynie wyraz pewnych dążeń, chęci zbliżania się do wspomnianego ideału i pracy nad sobą, ale tak jak w każdym świecie, znajdziemy tutaj jednostki: mądre i głupie, dobre i złe, naiwne i przebiegłe, a nawet szczere obok fałszywych i zakłamanych. Narnia to miniatura rzeczywistości, a ona – czy nam się to podoba, czy nie – daleka jest od jakkolwiek pojmowanego ideału.
Komentarze
Dodaj komentarz