Tabu to zakaz podejmowania pewnych działań wobec obiektów czy stanów rzeczy, co do których istnieje przekonanie o ich sakralności lub nieczystości. Zakaz dotyczył przede wszystkim kontaktowania się z obiektami objętymi tabu: nie można było ich dotykać, używać, a także nazywać. W efekcie język, chcąc wypełnić powstałe luki, stworzył tabu językowe.
Ludzie wychodzili z założenia, że jeśli czegoś nie nazwą, to ta rzecz nie zaistnieje w realnej rzeczywistości, jakby dopiero głośno wypowiedziane słowa miały powołać ją do życia. Wiara w sprawczą moc słowa wyrastała przede wszystkim z silnych namiętności: miłości, nienawiści oraz strachu i to właśnie z tego ostatniego uczucia bierze swoje źródło językowe tabu.
Zastępuje się wyrazy, które przekazują treść wywołującą lęk, profanację świętości lub mogą przynieść jakieś nieszczęście, używając w tym celu innych określeń, łagodniejszych, co ma zapobiec negatywnym skutkom. Właśnie dlatego w wielu społecznościach unika się wypowiadania słowa diabeł czy szatan i stworzono w ich miejsce różnorodne synonimy, mające na celu przekazanie tej samej treści bez wywoływania strachu.
Pojawia się jednak pytanie, czy w świecie, w którym pokazano już wszystko i chyba zabrakło jakiejkolwiek granicy do przekroczenia, tabu jest jeszcze komuś potrzebne? Przede wszystkim interesuje mnie jednak, czy może dać coś fantastyce, i, jak się okazuje, może. Nawet bardzo dużo.
Zacznijmy od jednej z postaci stworzonej przez Grimmów. Rumpelstilzchen, który w naszej kulturze nie jest zbyt dobrze znany, stanowi doskonały przykład przydatności tabu językowego. W skrócie baśń opowiada o tym, że pewien niezbyt inteligentny, za to pragnący władzy młynarz opowiedział królowi, że jego córka potrafi zamienić słomę w złoto. Król, jak to w takich historiach bywa, natychmiast postanawia to sprawdzić. Biedna dziewczyna ma zaprezentować swój talent pod groźbą śmierci. Udaje jej się ta sztuka tylko dzięki pomocy magicznego człowieczka. Sytuacja się powtarza, bo w końcu złota nigdy dość, ale na szczęście na ratunek znowu przybywa mały człowieczek. Teraz król postanawia ożenić się z młynarzówną, jeśli tylko oczywiście po raz kolejny uprzędzie ze słomy trochę złota. A najlepiej trochę więcej. Ona się zgadza (co ta miłość robi z człowiekiem, też bym chciała wyjść za mąż za faceta, który dwa dni temu groził mi śmiercią) i znowu jej się udaje. Tylko nie ma nic za darmo, więc dziewczyna ma oddać człowieczkowi dziecko, które urodzi już jako królowa. Kiedy nadchodzi czas zapłaty, królowa prosi i błaga, aż w końcu dostaje trzy dni na odgadnięcie imienia karła – właśnie tutaj zaczyna się rola tabu językowego.
W wierzeniach pierwotnych imię może decydować o życiu lub śmierci, a jego znajomość daje władzę nad człowiekiem. Demoniczny, obcy stworek nosi tajemnicze, nieznane imię, chronione właśnie przez tabu. Jego odgadnięcie nie tylko zwalnia królową z wywiązania się ze złożonej wcześniej obietnicy, ale, co ważniejsze, doprowadza do autodestrukcji jej gościa. A tak na marginesie, kto teraz zamieni dla niej słomę w złoto, kiedy mąż będzie chciał więcej i więcej?
Postaci Cthulhu chyba nie trzeba przedstawiać fanom fantastyki. Jako najbardziej reprezentatywne bóstwo tego wymyślonego panteonu miał wzbudzać strach oraz siać grozę. Właśnie dlatego bohaterowie, których odwiedza w snach, nie wymawiają głośno jego imienia.
Swoją drogą nie bez znaczenia jest fakt, że nie byłoby to łatwe. Fonetyczny zapis w języku polskim brzmiałby ktulu, ale też katulu bądź kutulu. Sam Lovecraft transkrybował imię swojego boga jako Khlûl'-hloo, ale w toku opowieści pojawiają się także inne wersje nazwy. Po śmierci autora popularność zyskała wersja kə-TH'oo-loo, dodatkowo wzmocniona dzięki pojawieniu się gry opartej na motywach prozy Lovecrafta.
Kiedy w końcu postać się pojawia, nawet jej wygląd zostaje przedstawiony jako nie do opisania. To w sumie bardzo prosta zagrywka, zwłaszcza jeśli weźmie się pod uwagę fakt, że Lovecraft stworzył swojego bohatera w 1926 roku i naprawdę nie trzeba było wówczas pokazać hektolitrów krwi, jak i straszliwej hekatomby, żeby wstrząsnąć czytelnikiem. Odbiorca miał czuć narastające przerażenie przede wszystkim przed nieznanym. Czymś, czego nie tylko nie potrafi nazwać, ale także opisać. Postać Cthulhu miała się w założeniu wymykać ludzkiemu oglądowi świata i trzeba przyznać, że to się autorowi świetnie udało.
Tak czy inaczej, pisarz chciał pokazać, że żaden sposób wymowy nie jest do końca prawdziwy, ponieważ stanowi jedynie najbliższą wersję, taką, którą jest w stanie oddać ludzki aparat mowy. Nie potrafimy właściwie wymówić imienia tajemniczego, nawiedzającego nasze sny boga, nie dajemy sobie rady także z opisem jego wyglądu, a w konsekwencji nigdy nie uda nam się ani go poznać, ani nim zawładnąć. Musimy się bać.
Tabu językowe wykorzystał także do stworzenia swojego negatywnego bohatera Tolkien i tak pewien rodzaj strachu otacza także postać Saurona, którego imię w języku elfów oznaczało ohydny. Na początku nosił imię Mairon, czyli godny podziwu, natomiast podczas pobytu u elfów, aby nie wzbudzać podejrzeń, przyjął imię Annatara, czyli Pana Darów, aż w końcu stał się Sauronem.
Jego imię nie jest otoczone aż takim tabu, żeby w ogóle nie pojawiło się na kartach powieści, a potem nie wystąpiło w wersjach filmowych. Znamy nawet archaiczną postać imienia, a mianowicie Thauron, choć nie wiemy, czy faktycznie była używana, a Sauron określany jest także jako Sauron Wielki. Czy można w tym wypadku mówić zatem o językowym tabu otaczającym imię bohatera?
Można się o to spierać, gdyż rzeczywiście pozostali bohaterowie stosunkowo często używają właściwego imienia złego czarnoksiężnika. Wielość synonimicznych określeń wskazuje jednak na to, że wymawianie imienia nie należało chyba do najprzyjemniejszych. Z tego względu Saurona określa się także takimi imionami jak: Władca Ciemności, Czarny Władca, Nieprzyjaciel, Oko, Władca Pierścieni, Zły, Cień, Pan Czarnej Wieży oraz Czarnoksiężnik. Co ciekawe, wszystkie te imiona konotują skojarzenia ze złem, ciemnością, mrokiem oraz potęgą. Ich twórcy mieli zatem świadomość, że nazywają kogoś, kto kojarzy się jedynie z bólem i cierpieniem. Stąd można założyć, że jest to jakaś forma językowego tabu.
Najbardziej jaskrawy przykład tabu językowego możemy zaobserwować w sposobie określania bohatera serii powieści o Harrym Potterze autorstwa J.K. Rowling. Voldemort ubzdurał sobie, że wymyśli imię wywołujące strach samym swoim brzmieniem. A tak przy okazji, wiecie jak prawidłowo wymówić ten pseudonim? Pisarka jakiś czas temu postanowiła rozwiać wszelkie wątpliwości i poinformowała fanów (niestety długo po powstaniu ekranizacji), że ostatnie "t" jest nieme. Zatem piszemy Voldemort, ale mówimy Voldemor. Bohaterowi udało się wzbudzić we wszystkich członkach społeczności paniczny strach przede wszystkim dlatego, że pani Rowling, żeby stworzyć wiarygodny obraz czarodziejskiej społeczności, musiała wprowadzić do niego jakieś znaczące, silnie zakorzenione tabu.
Można oczywiście zastanawiać się nad tym, czy współcześnie jakiekolwiek określenie może wywoływać lęk, lecz niezależnie od obecnej powszechności tego typu tabu, strach przed niektórymi pojęciami jest trwale związany z historią i kulturą. W ten sposób powstało miano He-Who-Must-Not-Be-Named, a mianowicie Ten, Którego Imienia Nie Wolno Wymawiać / Ten, Którego Imienia Się Nie Wymawia. W wypadku tego określenia pod wpływem polskiego przekładu pojawiły się pewne zmiany w strukturze wyrażenia, które oznacza dosłownie "Ten, Który Nie Może Być Nazwany". W języku polskim tego typu określenie mogłoby się nie przyjąć, a poza tym wprowadzałoby także mylące skojarzenia z anonimowością bohatera. Voldemort nie był i nie chciał być anonimowy. Miał na celu stworzenie imienia konotującego uczucie tak paraliżującego strachu, że czarodzieje baliby się je wymawiać.
W dodatku akurat ta nazwa łączy w sobie dwa typy językowego tabu. Z jednej strony nie wymawiają jej dobrzy czarodzieje, ponieważ odnosi się do przerażających wydarzeń, a tym samym wypowiedzenie mogłoby przywołać zło. Z drugiej jednak strony, nie usłyszymy go także od wyznawców Czarnego Pana, bo dla nich jest zbyt ważne, aby mogło zostać tak po prostu wymówione. Określenie nie tylko odnosi się do językowego tabu, ale także pokazuje dwoistość postaci literackiej, uważanej zależnie od grupy za zło wcielone, o którym lepiej nie mówić, by się przypadkiem nie pojawiło, oraz istotę o mocy niemal boskiej. Tak ważną, że aż wymówienie imienia świadczyłoby o braku szacunku. W ten sposób pisarka pokazała także spójność społeczeństwa, ponieważ wiara w zabobony oraz łączące się z nią przekonanie o potrzebie stosowania językowego tabu stanowią nieodłączny element kształtowania się zbiorowości.
Harry (wychowany w rodzinie mugoli) oraz Hermiona (mugolka) jako jedyni od samego początku nie mieli problemów z nazywaniem Czarnego Pana Voldemortem. Wszystko dlatego, że bohaterowie poznali świat magiczny dopiero w chwili otrzymania listu z Hogwartu, a zatem nie odczuwali strachu przed Czarodziejem i nie słyszeli o wydarzeniach związanych z jego osobą. W toku rozwoju historii tabu jest stopniowo przełamywane, a Tom przestaje być postrzegany jako istota nadludzka, podobna do boskiej czy diabelskiej. Jednak takie prezentowanie bohatera na początku cyklu pomaga scalić społeczność oraz osadzić ją w przestrzeni historycznej i kulturowej.
Fantastyka tworzy zupełnie nowe społeczeństwa, jednakże rządzące się takimi samymi zasadami jak te, w których żyjemy. Właśnie dlatego potrzebują własnych instytucji, ministerstw, szkół oraz historii i kultury. Dopiero wszystkie te elementy razem wzięte tworzą pełnoprawną zbiorowość, dlatego tak ważne dla usankcjonowania wykreowanego świata oraz stworzenia pozorów, że gdzieś, kiedyś mógłby istnieć, jest zastosowanie tabu językowego. Przekonanie o mocy sprawczej słowa stanowi bowiem podstawę wielu naszych przekonań, a także wiary czy religii. Nawet teraz, choć nie zawsze zdajemy sobie z tego sprawę, językowe tabu stanowi mocno zakorzeniony w naszych umysłach element sprawiający, że patrzymy na świat w taki, a nie inny sposób.
Komentarze
Brak komentarzy! Bądź pierwszy! Podziel się swoimi spostrzeżeniami!
Dodaj komentarz