Game Exe: Na początek może powiesz nam coś o swojej karierze. Jak trafiłeś do CD-Action?
Hut: Jak znalazłem się w CD-Action? Na początku może się przedstawię. Nazywam się Tymon Smektała. Piszę w CD-Action pod nickiem Hut. Do wydawnictwa trafiłem odpowiadając na ofertę pracy. Okazało się, że propozycja dotyczyła magazynu Net stworzonego dla użytkowników Internetu. Dostałem się do redakcji Neta. Czasopismo było wydawane dość krótko, ale ponieważ okazało się, że do czegoś się nadaję, po paru tekstach zostałem włączony do ekipy CD-Action, z czego oczywiście jestem bardzo zadowolony. Pierwsze moje teksty w CDA pojawiły się w 2002 roku, może trochę wcześniej, w 2001.
GE: Jak wiadomo, Wasza praca wymusza na Was ciągłe granie w gry komputerowe. Powiedz, czy masz jeszcze możliwość, żeby w domu, po godzinach pracy, pograć sobie dla przyjemności?
H: Prawdę mówiąc, w domu gram tylko dla przyjemności, co oczywiście powoduje, że nie mam czasu na nic. Mam dużo innych obowiązków w pracy, innych niż pisanie tekstów czy granie w gry, związanych ze stroną internetową czy różnymi sprawami organizacyjnymi, w które jestem zaangażowany. W związku z czym, jeśli przychodzi do pisania recenzji dużej, poważnej gry, to wolę odpuścić. Niech ktoś, kto ma trochę więcej czasu się nią zajmie. Jak wiadomo wymaga to dużego zaangażowania, a ja nie zawsze mam czas. Do recenzji wybieram te tytuły, które szczególnie mnie interesują, albo mniejsze, ale z różnych względów ciekawe, np. The Path. Jak gram, to zazwyczaj w domu. Jestem żonaty od kilku miesięcy. Mojej żonie czasem zdarza się iść wcześniej spać. Jak się kładzie przed dziesiątą, to mam trzy godziny, które można wykorzystać. Przyznaję się bez bicia, że gram w domu głównie na konsolach, bo jest to tak naprawdę o wiele wygodniejsze. Godzę się oczywiście, że te gierki wyglądają trochę gorzej, ale jak mam te trzy czy cztery godziny wieczorem, to wolę się nie martwić tym, że gra może się nie odpalić, albo że mam przestarzałe sterowniki.
GE: Jakie są Twoje ulubione gatunki gier?
H: Jeśli chodzi o moje ulubione gatunki, to jest ich tak naprawdę dużo. Staram się grać w większość gier, które wychodzą i które uważam za ciekawe, a z większością tak właśnie jest. Myślę, że najbezpieczniej będzie powiedzieć, że moje ulubione gatunki to wszelkiego rodzaju sandboxy, czyli GTA, Mercenaries, Saboteur, Assassin’s Creed czy inne gry z otwartym światem. W pewnym sensie, fascynuje mnie to, że w tych grach zdarzenia, w większości, nie są opisane skryptami. W zależności od działań gracza, świat gry zmienia się w sposób globalny, bo tak jest skonstruowany scenariusz – moja decyzja na coś wpływa albo w sposób nikły – akcja powoduje reakcję, ale tylko w najbliższym otoczeniu. Moim drugim ulubionym gatunkiem są samochodówki. Kiedyś ich troszkę nie rozumiałem, bo grałem tylko w zręcznościowe ścigałki, które nie wymagają hamowania. No ale na przestrzeni lat nauczyłem się grać w samochodówki wymagające trochę większych umiejętności. Tak jak mówię, staram się grać we wszystko co jest ciekawe, co jest fajne. Mówiłem o tym otwartym świecie, a ostatnia gra, w którą grałem i skończyłem, to jest gra, która z tą otwartością ma mało wspólnego, bo było to Call of Duty.
GE: Czy masz jeszcze czas, żeby wracać do klasyki gier komputerowych? Czy skupiasz się na nowościach?
H: Mam to szczęście, że gram już naprawdę długo. Myślę, że zacząłem w pierwszej klasie podstawówki. Biorąc pod uwagę, że nie jestem młodzieniaszkiem, to znaczy, że gram już z dwadzieścia lat a może nawet więcej. Większość klasycznych gier widziałem za czasów ich świetności. Obecnie powrót do klasyków jest zwykle dość ciężki. Ostatnio miałem okazję powrócić do klasyków w postaci tych wszystkich RPG'ów BioWare’u czy Black Isle’a, takich jak Icewind Dale, Baldur’s Gate czy Planescape. Te gry pamiętałem jako ładne, przyjemne dla oka i w ogóle przyjazne dla gracza, a tymczasem okazało się, że są one już strasznie brzydkie i mają mnóstwo rozwiązań, które gracza przyzwyczajonego do współczesnej wygody po prostu zniechęcają. Są trudne w odbiorze. Pewnie znalazłbym czas jakbym się postarał, ale generalnie nie muszę, bo większość z tych gier zaliczyłem w mniejszym lub większym stopniu. Poza tym, boję się wracać do tych tytułów, bo nie chciałbym dobrych wspomnień w jakiś sposób weryfikować. Jeśli wracam do klasycznych gier, to są to przede wszystkim ich reedycje czy to na Xbox live, czy ewentualnie powroty na PSP bądź na Nintendo DS.
GE: Na co zwracasz szczególną uwagę przy ocenie gier? Co jest dla Ciebie najważniejsze?
H: To takie pytanie, że właściwie nie wiadomo co odpowiedzieć. Tak naprawdę, najprostsza odpowiedź jest taka, że zwracam uwagę na wszystko. Nie uważam, że gra musi być super realistyczna, bo przecież jest to gra i wiadomo, że musi mieć pewne uproszczenia. Staram się zwracać uwagę na wszystko, bo wszystko ma wpływ na pełen obraz gry. Lubię, jak gra ma coś nowego, coś świeżego. Zwykle twórcy gier starają się w swoich nowych produkcjach dodać przynajmniej jedną nowość, którą później można wypisać na pudełku albo poinformować w zapowiedzi. Lubię nowe, świeże pomysły, ale jeśli ich nie ma, to nie znaczy, że gra jest do niczego. Jeśli jest dobrze zrobiona, to również może być interesująca. Najlepszy przykład to Torchlight – gra, która jest dla mnie jednym z hitów ostatnich miesięcy. Wprowadzono w niej jedynie malutkie, ale oryginalne pomysły. Jeden jest taki, że bohater ma swojego psa czy kota, którego może wysłać z ekwipunkiem do miasteczka w celu ich sprzedaży. Nie przypominam sobie, żeby w jakiejkolwiek innej grze było coś takiego. Być może dlatego, że nie grałem w World of Warcraft. Druga ciekawostka polega na tym, że podczas kupowania przedmiotów, te nie są w żaden sposób opisane. Mamy tu do czynienia z istną ruletką: albo trafisz jakiś super przedmiot, albo wydasz pieniądze na coś co jest bezwartościowym śmieciem. Trudno powiedzieć, żeby to były nie wiadomo jak rewolucyjne pomysły. Poza tym cała gra jest absolutnie zerżnięta z Diablo i kilku innych hack&slash-ów, co nie znaczy, że jest zła. Uważam, że jest naprawdę świetną grą i polecam ją każdemu.
GE: Czy są jakieś gry, na które specjalnie czekasz?
H: W najbliższej przyszłości czekam na trzy gry. Assassin’s Creed II, który z nie wiadomo jakich powodów wychodzi u nas dwa tygodnie później niż na całym świecie. Left4Dead2, którego mam już na PC, ale pograłbym sobie też na konsoli. Do tego jeszcze Saboteur. Nie wiem, co o nim myśleć, bo bardzo lubię studio Pandemic. Lubię ich potencjał, bo zrobili naprawdę świetną grę w postaci Mercenaries. Drugie Mercenaries, na które bardzo czekałem, okazało się grą na maksa zabugowaną. Mimo że dawała frajdę, to jednak, oceniając ją racjonalnie, była co najwyżej średnia. Zrobili też jakiegoś fatalnego Władcę Pierścieni: Conquest. To była straszna gra – uruchomiłem, zagrałem jeden mecz w multi i stwierdziłem, że nie chcę mieć z nią nic wspólnego. Dramat absolutny. To są te trzy gry, na które obecnie czekam. W dalszej perspektywie bardzo mocno kibicuję AP, która jest sieciowym odpowiednikiem GTA. Robi ją człowiek, który wcześniej pracował nad grą Crackdown na Xboxa. Poza tym, cały czas szukam takiego MMO, w które mógłbym się wkręcić. Nie chcę ruszać Warcrafta, bo wszyscy są tam 80 poziomów przede mną i to na trzech postaciach. Poza tym, trochę z niepokojem patrzę na to, że wszyscy moi koledzy, którzy grają, bardzo dużo czasu temu poświęcają, a ja tego czasu aż tak dużo nie mam. Trochę liczyłem na Age of Conan. Chwilę pograłem, ale okazała się niewypałem. Później spodobał mi się Warhammer Online, ale tylko do dziesiątego poziomu, kiedy to okazało się, że w grze dzieje się zbyt mało. Oczywiście czekam na Star Wars: The Old Republic, który może być pierwszym MMO, który w końcu mnie wciągnie. A w przyszłym roku, już tak zupełnie daleko sięgając, myślę, że fantastyczną grą będzie kolejny Need For Speed, nad którym pracuje studio Criterion, czyli ludzie, którzy robili Burnouta. Uważam, że są mistrzami, jeżeli chodzi o samochodówki zręcznościowe, co pokazali przy Paradise, a do tego potrafią wycisnąć z takiej gry masę nowych pomysłów na rozgrywkę sieciową.
GE: Jak oceniasz perspektywy rozwoju rynku gier PC na świecie?
H: Niczego nowego tu nie wymyślę. Tak naprawdę jest tak, że dopóki nie zostanie rozwiązany problem piractwa, to zawsze będzie problem z PC. Z piractwem można walczyć na kilka sposobów. Albo przez wprowadzenie jakichś bardzo sprytnych mechanizmów antypirackich, co pewnie nie odniesie większych skutków z tego względu, że piraci je złamią. Z drugiej strony, zabezpieczenie płyty Xboxowej polega na informacji zapisanej na tej płycie, a także na jakimś układzie, który jest w komputerze. Dlaczego nie można ustawić, żeby jakiś tam układ, który jest w Xboxie był montowany na każdej płycie głównej czy karcie graficznej. Może byłoby to dobrym rozwiązaniem. Oczywiście nie ma co sięgać myślą tak daleko w przyszłość. Można znaleźć klasyczne zabezpieczenia antypirackie, ale tak jak mówiłem, zostaną prędzej czy później złamane. Choć zdaje się, że były dwie czy trzy gry, które bardzo długo nie mogły być złamane przez piratów i dziwi mnie to, że producenci gier nie przyjrzeli się, dlaczego tak się stało i nie stosują tego zabezpieczenia ponownie. Możliwe, że stanie się coś takiego i chyba w tę stronę to dąży, że gry będą w dużej mierze usieciowione. Chodzi o to, że do tego, żeby korzystać z gry, czy z nawet jej najważniejszych elementów, będzie wymagany kontakt z siecią. Możemy mówić, że Electronic Atrs olało Pecetowców, bo nie wydali Dante’s Inferno. To nie są organizacje charytatywne, tylko firmy, które muszą zarabiać pieniądze. Inwestują miliony dolarów w wyprodukowanie gry po to, żeby się sprzedała w milionach egzemplarzy. Nawet jeśli przyjmiemy, że te gry są tworzone multiplatformowo, czyli w taki sposób, że przenoszenie kodów czy assetów między platformami jest dość proste, to jednak wymaga to zatrudnienia kolejnych pięciu czy dziesięciu osób, które przy tym będą pracować, a to generuje dalsze koszty, takie jak wyprodukowanie nośników czy reklama w pismach branżowych. Naprawdę trudno mi powiedzieć, jak będzie. Szansą dla PC jest też to, że ze względu na kryzys ani Microsoft, ani Nintendo, ani Sony nie spieszą się z kolejnymi edycjami konsol. Chcą zarobić na tym, co już mają. Przez to te sprzęty zostają w tyle (technologicznie, co najbardziej widać po Xboxie, który jest już leciwą maszynką). Co prawda, dzięki zastosowaniu różnych sztuczek, nie odbiega tak bardzo od pieca, ale mimo wszystko zostaje w tyle. Duże znaczenie może mieć DirectX 11, który sprawi, że gry będą dużo lepsze i ludzie stwierdzą: co ja będę grać w jakiegoś kaszalota na Xboxie, jeśli mogę sobie kupić tę grę pięć dolarów taniej, a wyglądającą dużo lepiej na PC. Tylko że tak naprawdę ostatnio dostaliśmy DIRTa 2, który obsługuje DirectX11, ale jak się ją postawi obok wersji Xboxowej, to widać tylko nieznaczne różnice. Ubisoft zapowiada, że na początku roku zaprezentuje swoje antypirackie rozwiązania. Prawdopodobnie ich kierunek myślenia jest właśnie taki, żeby część gry umieszczać w Internecie. Powiedzmy , że na płycie będzie 95% kodu gry, ale 5% kodu gry niezbędnego, żeby grę w ogóle uruchomić musi być przed jej odpaleniem ściągnięta z Internetu, a to się stanie tylko wtedy, gdy gra czy też ta usługa zweryfikuje oryginalność płytki w CD-ROM-ie. Oczywiście, to powoduje kolejne trudności, bo jednym to pójdzie, a innym nie. Ktoś nie będzie mieć dostępu do Internetu i się wkurzy.
GE: Przecież z iPhonem jest to samo – nie uruchomisz go bez dostępu do Internetu.
H: No tak. Pojawia się tu też taka kwestia, że mamy trochę spaczoną perspektywę z tego względu, że mieszkamy w kraju, w którym rynek gier jest w dużej mierze zdominowany przez pecety. Mimo tego, że PC jest droższą konsolą do gier, to łatwiej jest dzieciakom zdobyć właśnie blaszaka, bo namówią rodziców, że to jeszcze do nauki. A gry mają z piratów, bo tu też nie ma co się oszukiwać.
GE: Wydaje mi się, że były już gry, które wymagały aktywacji internetowej.
H: Tak. Tylko, że to, co zapowiada Ubisoft, to ma być coś troszkę innego niż aktywacja przez Internet. Steam też jest takim rozwiązaniem. Są gry, które wymagają tego, żeby się połączyć ze Steamem, który ma za zadanie coś tam ściągać, aktywować. Steam został scrackowany, także oczywiście Call Of Duty, który z tego korzysta, jest dostępny na torrentach i można sobie zagrać bez tego męczenia się z tym uciążliwym mechanizmem. No tak to już niestety jest. Ubisoft zapowiada, że ma jakąś super nowoczesną technologię pomocną w walce z piratami. Gdzieś tam w skandynawskich krajach znaleźli firmę, która rzekomo oferuje nowe jakościowo zabezpieczenia antypirackie. To będzie musiało być coś, co działa na takich samych zasadach, jak Steam czy inne internetowe aktywacje, ale w zupełnie inny, wygodniejszy sposób. Tak naprawdę, legalni użytkownicy narzekają, że oni nie kradną, a muszą przez tę całą drogę krzyżową przechodzić, a piraci i tak prędzej czy później znajdą sposób, żeby ominąć zabezpieczenia.
GE: Jest jeszcze kwestia, że niektórym to może ruszyć, a innym nie. Mimo tego, że mają oryginał, to może być problem. Ja mam to samo, bo kupiłem Dragon Age’a, a tych obiecanych dwóch dodatkowych przedmiotów nie mogę ściągnąć.
H: Takie rzeczy niestety się zdarzają. Ostatnio dostaliśmy nowego Colina Mc’Rae od oficjalnego dystrybutora Codemasters, który aktywuje się przez Steama. Alex, na którego komputerze gra była zainstalowana, zmienił sobie kartę graficzną, a Steam stwierdził, że to już inny komputer i nie może odpalić Colina. Są to sytuacje naprawdę nie do pomyślenia i nieprzyjemne dla kogoś, kto wydał często grube pieniądze na oryginał. Niestety, jest trochę takich problemów i dopóki się ich nie rozwiąże, to pecet będzie gdzieś tam w tyle z racji tego, że nie będzie traktowany poważnie przez wydawców. Tak jak mówię, są to firmy, które muszą zarabiać, szczególnie w takich czasach jak teraz, kiedy wszyscy liczą każdą złotówkę czy każdego dolara. Nie ma dyskusji na ten temat.
GE: Ok. Nie będziemy Ci już zabierać więcej czasu. Wielkie dzięki.
H: Nawzajem.
Komentarze
Brak komentarzy! Bądź pierwszy! Podziel się swoimi spostrzeżeniami!
Dodaj komentarz