Czy należy obawiać się trzynastki? Szczególnie jeśli trzynastego wypada w piątek? Przeciwnie, jak się okaże. Kalendarz to konwencja, numerek dnia nie ma nic do rzeczy. Nie może mieć.
Nawet jeśli ograniczymy się do naszego kalendarza, powszechnie przyjętego z racji praktyczności i dokładności, pomijając bardziej egzotyczne (choć czasem nadal używane) metody rachuby czasu, to wspomniana umowność jest wyraźnie widoczna. Wprawdzie długość roku słonecznego nie podlega dyskusji, jest dokładnie zmierzoną obiektywną wartością (z grubsza 365 i ¼ doby), to jednak wewnętrzna organizacja tego okresu, podział na miesiące i tygodnie, jest kwestią umowy. Da się ją historycznie wyjaśnić, ale nie ma ona w sobie żadnej logicznej konieczności.
Żeby za daleko w przeszłość nie sięgać, zacznijmy od Rzymian. Logikę juliańskiego kalendarza, z którego nasz bezpośrednio się wywodzi, popsuli już w starożytności podlizujący się władzy senatorowie. „Cesarski” miesiąc (august – sierpień) nie mógł być przecież krótszy od innych. Stąd dziwaczna długość lutego.
Klasyczny, związany z księżycowymi kwadrami, podział na siedmiodniowe tygodnie (a co za tym idzie istnienie piątku) pojawił się w juliańskim kalendarzu dopiero na początku IV wieku. Akurat Rzymianie hołdowali początkowo dziwacznym, ośmiodniowym okresom.
Dużo później, w drugiej połowie XVI wieku, dziesięć dni wyciął z kalendarza papież Grzegorz XIII(!). Numerologom chcącym wyliczyć, kiedy „naprawdę” powinien wypadać pechowy dzień, życzę powodzenia.
A jednak się kręci magiczny biznesik. Przytoczone powyżej fakty nie są żadną tajemną wiedzą, a przekonanie o pechowości trzynastki trzyma się mocno od wieków. Ani oświeceniowy zdrowy rozsądek, ani historyczna wiedza go nie wyrugowały. Zamiast walczyć z wiatrakami, można obrócić to na własną korzyść. Wszystkie klęski i niepowodzenia, które nas trzynastego spotkają, można zrzucić na karb nieuchronnego pecha. Co ciekawe, ta socjotechnika zachowuje skuteczność także wobec nieprzesądnych. Żartobliwe tłumaczenie też działa. Wychodzi na to, że może to być najlepszy dzień w roku. Szkoda, że tylko czasem bywają trzy.
Skąd się wzięła triskaidekafobia? Odpowiedź jest całkiem łatwa do sformułowania, ale trudna do przyjęcia przez współczesnego czytelnika. Paradoksalnie może on akceptować istnienie szczęśliwych i pechowych liczb, ale stojące za tym niegdysiejsze uzasadnienie odrzucać, jako nazbyt wydumane. Styl myślenia, argumentowania oraz sposób widzenia świata uległy poważnej zmianie.
Najpierw trzeba się przyjrzeć bliżej dwunastce, tuzinowi, będącemu niegdyś powszechnie stosowaną jednostką miary i konkurencyjną wobec dziesiątki podstawą systemu liczbowego. Mamy nie tylko 12 miesięcy i 12 znaków zodiaku, które się przez dwa tysiące lat z miesiącami rozjechały przez niedokładności kalendarza. Dwunastka jest także liczbą apostołów, bogów olimpijskich, tablic pierwszego rzymskiego prawa, prac Heraklesa, synów (jakubowych i baśniowych), plemion Izraela, gwiazd w aureoli i wigilijnych potraw. Listę można wydłużać i kolejne przykłady jeszcze się pojawią.
Nie powinno być więcej (ani mniej), bo dwunastka to pełnia, doskonałość i harmonia. Tuzin jest kosmosem (etymologicznie: uporządkowaniem) przeciwstawionym chaosowi, zasadą podziału czasoprzestrzeni (4 strony świata x 3 wymiary). Stąd, konsekwentnie, trzynastka jest zaprzeczeniem, przekroczeniem granicy, zdradą, pychą domagającą się kary.
Czy co bardziej przesądni czytelnicy (a może i redaktorzy) powinni się obawiać nadchodzącego trzynastego jubileuszu? Zdecydowanie nie, a argumentacja może iść nawet dwiema drogami. Po pierwsze: można dowodzić, że trzynasta rocznica wcale nie jest trzynastą. Tu też można wykryć konwencję. Warszawskie trzynaste piętro byłoby w Moskwie czternastym, gdyż tam nie uznają parteru i liczą po prostu kolejne kondygnacje. Niejednemu naszemu trzynastolatkowi przypisano by w Tokio ten roczek więcej, dodając okres ciąży. Skąd wiadomo, kiedy Nazin wpadł na pomysł założenia portalu i ile nad nim pracował, zanim ujrzał on światło dzienne? A może, doliczając wzorem Japończyków okres inkubacji, powinniśmy już mieć dawno z głowy trzynasty roczek?
Można i tak, ale czy trzeba koniecznie zaprzeczać realności trzynastki, przesuwać w przeszłość, by skasować potencjalną groźbę? Wcale nie ma potrzeby uciekania się do tak wątpliwych praktyk. Przecież sadzając króla Artura przy okrągłym stole, Chrystusa przy Ostatniej Wieczerzy, sędziego w obliczu przysięgłych czy też stawiając Karola Wielkiego na czele swoich paladynów, nie otrzymujemy banalnego nadmiaru, tylko nową jakość, szansę na kreację rzeczywistości, przełom, odbudowę ładu na lepszych zasadach. Wszystko zależy od mocy przywódcy. To jest wyjątek, tworzący nową regułę. Trzynastka nie musi być pechowa nawet w obrębie tradycji.
To w końcu dobrze będzie czy źle? Na dwoje babka wróżyła. Jak zwykle. Symbol ma moc, ale jednoznacznością nie grzeszy.
Komentarze
Brak komentarzy! Bądź pierwszy! Podziel się swoimi spostrzeżeniami!
Dodaj komentarz