"Misty morning, clouds in the sky Without warning, a wizard walks by" czyli słów parę o fantastyce w muzyce part 2

9 minut czytania

black sabbath

Poprzednim razem starałem się przybliżyć twórczość moim zdaniem jednego z najważniejszych ludzi w muzyce i prawdopodobnie najbardziej kluczowego popularyzatora motywów fantastycznych w tej branży. Wspominałem, że w trakcie swojej długiej kariery Dio zaliczył również krótki okres współpracy z kultową grupą Black Sabbath – i to właśnie jej chciałbym poświęcić teraz parę słów.

Black Sabbath powszechnie uznawany jest jako zespół, który de facto "wynalazł" heavy metal. Nikt przed nimi nie grał tak ciężko, a teraz, prawie pół wieku od rozpoczęcia ich działalności artystycznej, w zasadzie nie sposób znaleźć metalowej kapeli, która nie wzorowałaby się właśnie na Sabsach. Dio nagrał z zespołem jedynie trzy albumy, nie licząc jednej koncertówki i innych kompilacji z cyklu "the Best of". Cała dyskografia zespołu jest jednak o wiele bardziej rozbudowana. Zadałem sobie zatem pytanie, czy również i w pozostałej, tej pozbawionej wpływu Dio twórczości zespołu, odnaleźć można fantastyczne inspiracje? O tym opowiem w drugiej części moich felietonów na temat fantastyki w muzyce.

Grupa powstała już w 1968 roku z inicjatywy czwórki młodych chłopaków z brytyjskiego Birmingham. Na klasyczny skład zespołu złożyli się: gitarzysta nazywany później "Królem Riffów" Tony Iommi, basista Geezer Butler, perkusista Bill Ward i wokalista Ozzy Osbourne. Ten ostatni znany jest również z jego późniejszej solowej kariery i koszmarnego reality show emitowanego kiedyś na antenie MTV. W ciągu pierwszej dekady swej działalności, od wydanego w 1970 debiutu "Black Sabbath", za którym podążył w tym samym roku dziś okrzyknięty ponadczasowym krążek "Paranoid", zespół ten osiągnął status kultowego i trwale zapisał się jako jedna z najbardziej wpływowych kapel tej epoki. Tak w każdym razie było przez pierwszą połowę lat 70-tych, potem zauważalny był wyraźny spadek formy, zapewne wskutek postępującego uzależnienia od narkotyków wszystkich członków zespołu, w tym zwłaszcza Ozzy’ego. Wkrótce problem ten zaczął stawać się oczywisty dla już dorosłych muzyków. Próbowali zerwać ze zgubnym nałogiem, niestety nie było to łatwe, a w przypadku Ozzy’ego wręcz niewykonalne. Ostatecznie Sabsi zdecydowali się wyrzucić go z zespołu i zastąpić go młodym, utalentowanym i pełnym pasji Ronniem Jamesem Dio.

black sabbath

Jakkolwiek fani wcześniejszej twórczości grupy zarzucali Sabsom, że pod kierunkiem Ronniego zespół zmienił nadmiernie pierwotne mroczne brzmienie, to nie zmienia to faktu, że powstałe z nim albumy to ponowne wspięcie się na muzyczny piedestał. Po dość szybkim rozstaniu z Ronniem przez grupę przewinęło się paru innych wokalistów, żaden album nie zdołał jednak dorównać kunsztem poprzednim dziełom. Zespół popadał w coraz większe zapomnienie, w pewnym momencie nawet z oryginalnego składu ostał się tylko Iommi.

Jest jednak pozytywne zwieńczenie tej historii. Po ponad 30 latach do zespołu w końcu powrócił Ozzy i Black Sabbath nagrał płytę w niemal oryginalnej ekipie (zabrakło jedynie Warda). Wydany w 2013 roku krążek zatytułowany "13" spotkał się z całkiem ciepłym przyjęciem ze strony fanów, a nie dalej jak paręnaście dni temu ogłoszono chęć nagrania kolejnego albumu. Sabsi pomimo podeszłego już wieku (wszak panowie mają obecnie ponad 60 lat) nie tyle zdołali dorównać własnej legendzie – pokazali też, że w dalszym ciągu są w stanie stworzyć coś ponadprzeciętnego.

black sabbath

Podczas "klasycznego" (tj. z Ozzym na wokalu) okresu twórczości głównym autorem tekstów był basista Geezer Butler. I trzeba przyznać, że jego zainteresowania nie różniły się tak bardzo od tego, czym fascynował się Dio. Podczas gdy ten drugi prawdopodobnie zaczytywał się w "Conanie" i "Władcy Pierścieni", Geez pasjonował się szeroko rozumianym okultyzmem i astrologią. Jest to więc pewien inny ciężar gatunkowy inspiracji, niezaprzeczalnie jednak zainteresowanie tym co nietypowe, tajemnicze i magiczne jest czymś, co nierozerwalnie łączyło obu panów.

black sabbath

W związku z taką, a nie inną tematyką Sabsom zarzucano promowanie okultyzmu i jawny satanizm, co nie do końca było prawdą. Sam Butler był wierzącym katolikiem (czemu dał świadectwo chociażby w piosence "After Forever"), dla pozostałych członków ekipy wiara chrześcijańska również odgrywała ważną rolę. Symbolika ta jest tak ważna dla Tony’ego Iommiego, że w zasadzie nierozerwalnym elementem jego wizerunku pozostaje zwisający z jego szyi krzyż – nie odwrócony, jak chcieliby mu zarzucać fundamentalni obrońcy wiary, lecz zwykły, chrześcijański krzyż.

Prócz tematyki ezoterycznej i fantastycznej, grupa poruszała również całkiem realne problemy społeczne, takie jak skażenie środowiska ("Into the Void") czy obawy przed nuklearnym holokaustem ("Electric Funeral"). Ich teksty miały też zabarwienie polityczne, szczególnie ważne były protest songi przeciw wojnie w Wietnamie (kultowe "War Pigs" i "Children of the Grave").

Co ciekawe, nowatorskie i charakterystyczne właśnie dla nich niskie brzmienie gitarowe, od którego początek swój wziął gatunek nazwany potem heavy metalem, powstał tak na dobrą sprawę na drodze przypadku. Otóż bowiem Tony Iommi pracował za młodu w fabryce i pewnego dnia nabawił się tam straszliwej, z punktu widzenia gitarzysty, kontuzji. Przez przypadek obciął sobie opuszki dwóch palców prawej ręki, wskutek czego jego zdolność gry stała się prawie niemożliwa – nie zniechęciło to jednak młodego Iommiego od dalszych prób. Zamiast zrezygnowania z muzycznej kariery zaczął korzystać ze specjalnych protez na palce. Niestety protezy uniemożliwiały mu całkowite wyczuwanie drgań strun i skłoniły go do strojenia gitary na niższe niż standardowo tonacje, które po prostu były dla niego łatwiejsze do zagrania.

black sabbath

Z tego nieortodoksyjnego podejścia do granej muzyki wynika jeszcze jedna specyfika Sabsów, kolejna, przez którą od początku przyklejano im łatkę satanistów. Oni to bowiem jako jedni z pierwszych we współczesnej muzyce popularnej zaczęli korzystać z trytona, czyli interwału (odległości między dwoma dźwiękami) wynoszącego dokładnie trzy tony. Na tego typu akordzie oparty jest już pierwszy kawałek grupy – "Black Sabbath" (o którym więcej poniżej). Tryton w średniowieczu uznawany był za dźwięk zakazany, wywołujący dysonans, negatywnie wpływający na umysły ludzkie, skłaniając je do grzechu, stąd też wzięła się jego popularna nazwa – "diabolus in musica" (diabeł w muzyce). Oczywiście panowie z BS doszli do wniosku, że oparcie swojego brzmienia na zakazanej, "diabelskiej" melodii będzie świetnym pomysłem i tak też konsekwentnie postanowili robić. I potem z połączeniem niskiej tonacji gitary wraz z diabelskim interwałem zrodził się współczesny heavy metal.

Tak więc twórczość Black Sabbath jest dużo mroczniejsza od muzyki prezentowanej przez Dio, dużo więcej jest tu odwołań do problemów życia codziennego, tematyka narkotykowa (zazwyczaj w mniej lub bardziej zawoalowany sposób chwaląca "cudowne" właściwości różnych używek) też jest częstym motywem dorobku grupy. W całym jednak repertuarze Sabsów znajdziemy co najmniej kilka piosenek inspirowanych także fantastyką – oczywiście w swój wyjątkowy, niepokojący, "sabbathowy” sposób.

W poniższym zestawieniu przedstawiam jedynie początkowe płyty zespołu, wszystkie z Ozzym w składzie, czyli stare, dobre, klasyczne Sabbath.

5. Behind The Wall of Sleep

Utwór z pierwszej płyty, dziś w znacznej mierze zapomniany – nic dziwnego, biorąc pod uwagę genialne kompozycje z dwóch początkowych albumów, z jakimi musiał się mierzyć. Muzycznie jest to bowiem w porównaniu z nimi kawałek co najwyżej średni. Widać na przykładzie tej piosenki natomiast, że już od początku swojej kariery chłopaki kierowali się swobodnie swoimi mrocznymi fascynacjami. "Behind The Wall of Sleep" nawiązuje bowiem do dzieła nikogo innego jak samego Mistrza Grozy H.P. Lovecrafta, a dokładniej do jego opowiadania z 1919 roku o podobnym tytule ("Beyond the Wall of Steep"). Myślę, że nie muszę nikomu bliżej przedstawiać postaci tego nietuzinkowego pisarza i tego, jak ważną był on postacią dla rozwoju literatury fantastycznej, ze szczególnym naciskiem na horror. Twórczość Lovecrafta generalnie dosyć często staje się źródłem inspiracji w muzyce, ale o tym szerzej być może kiedy indziej.

4. Planet Caravan

Jeden z najbardziej nietypowych kawałków w dyskografii zespołu. Jeśli ktoś z jakichś niezrozumiałych dla mnie względów nie fascynuje się w żadnym stopniu metalem, to istnieje spora szansa, że ta konkretna piosenka wyjątkowo przypadnie mu do gustu. Łagodna gitara akustyczna, podparta basem, bongosami, a nawet pianinem i odpowiednio zmodyfikowanym głosem Ozzy’ego – wszystkie te elementy mają na celu wprowadzić słuchacza w delikatny trans i pobudzić jego wyobraźnię. "Planet Caravan" to psychodeliczna opowieść o dwójce kochanków przemierzających razem galaktykę, podziwiających gwiazdy, obserwujących planety i życie na nich występujące. Drugie, bardziej metafizyczne wyjaśnienie tekstu sugeruje, że może to być próba symbolicznego przedstawienia podróży ludzkiej świadomości (czy tam jak kto woli, duszy) po śmierci poprzez niezmierzone przestworza kosmosu – nieprzeniknionego jak istota samego Boga.

I jeszcze ciekawostka. Amerykański zespół Pantera, słynący raczej z dużo cięższej i agresywniejszej muzyki, popełnił był w swojej karierze cover owego utworu, czym wywołał niemałe zdezorientowanie pośród swoich fanów. Zapewne kierowali się przy takim, a nie innym doborze utworu podobnymi pobudkami co Sabsi, gdy go tworzyli. Zarówno jedni jak i drudzy chcieli po prostu pokazać, że nie straszne im jest zagłębianie się w nieznane im rejony muzycznej twórczości i zawsze chętni są do różnego rodzaju nieszablonowych eksperymentów.

3. Black Sabbath

Wspominałem o nim już wcześniej, bowiem jest to szczególnie ważny utwór zarówno w kontekście zespołu, jak i w odniesieniu do rozwoju muzyki w ogóle. Od niego to wszystko się zaczęło. Pierwszy singiel grupy, z ich debiutanckiej płyty o takiej samej nazwie. To właśnie ten kawałek uznaje się dziś za kamień milowy w muzyce i prawdopodobnie pierwszy naprawdę heavymetalowy utwór w historii. I pomyśleć, że wszystko to zaczęło się od tej delikatnej i mało dynamicznej melodii. Dźwięk deszczu, trzaskających delikatnie gromów i dzwonów kościelnych zwiastują jedynie ciszę przed burzą – nowatorskie ciężkie riffy okraszone do tego hipnotyzującym od pierwszych sekund charakterystycznym wokalem Ozzy’ego zapowiadają mrożące krew w żyłach doświadczenie. Klimat grozy buduje zarówno tekst o nawiedzającej podmiot liryczny Postaci w Czerni ("what is this that stands before me? Figure in Black which points AT me"), jak i niezwykle sugestywna i przerażająca okładka albumu, na której możemy ową postać zobaczyć.

Tajemnicza jest też sama geneza powstania tego utworu. Otóż bowiem Butler twierdził, że głównym powodem napisania piosenki o Postaci w Czerni było własne przeżycie, którego był świadkiem. Pewnego razu przed zaśnięciem basista miał ponoć zaczytywać się w średniowiecznej księdze okultystycznej, którą Ozzy "skądś" ukradł i podarował przyjacielowi. Po przebudzeniu w środku nocy Geez zauważył nad swoim łóżkiem jakąś postać, oczywiście przeraził się do głębi tym niecodziennym zdarzeniem. Kiedy, zerwawszy się z łóżka, chciał wziąć książkę i czym prędzej jej się pozbyć, zauważył, że ona w jakiś niewyjaśniony sposób, wraz z nawiedzającą go zjawą, zniknęła.

Ile w tym prawdy, a ile narkotycznych majaczeń pozostaje kwestią dyskusyjną. Nie zmienia to faktu jednak, że dzięki temu powstał naprawdę wyjątkowy kawałek.

2. Iron Man

Czyli prawdopodobnie, zaraz obok "Paranoid" najbardziej znany utwór zespołu z genialnym, od razu wpadającym w ucho riffem.

Tekst oczywiście nie ma nic wspólnego z marvelowskim superbohaterem – w istocie nie zdziwiłbym się zbytnio, gdyby Butler w trakcie pisania piosenki nie miał w ogóle pojęcia o istnieniu takiej komiksowej postaci. Pojawiwszy się po raz pierwszy na drugim, uznanym za kultowy albumie "Paranoid" z 1970 roku, utwór przeżył drugą młodość za sprawą powstałego w 2008 roku filmu o komiksowym Iron Manie. Co ciekawe, w filmowym uniwersum to właśnie tej piosence Tony Stark, wieloletni fan Black Sabbath, zawdzięcza pomysł na imię dla swojego alter ego.

Oryginalna piosenka zamiast o superbohaterze opowiada o podróżniku w czasie, który podczas swoich wędrówek staje się świadkiem zagłady mającej nastąpić w przyszłości. Próbując powrócić do swoich czasów w celu ostrzeżenia ludzkości przed niebezpieczeństwem, sam staje się ofiarą burzy magnetycznej, która przemienia go w tytułowego "Człowieka z Żelaza", niezdolnego do komunikacji ze światem. Frustracja, niezrozumienie i kpiny, z jakimi się spotyka ze strony tych, których chciał bronić, wzmagają w nim chęć zemsty – ostatecznie uwolnionej w postaci zagłady, przed którą to chciał ludzi ostrzec. Jest to więc samospełniająca się przepowiednia, w której człowiek mający być wybawieniem ludzkości, wskutek jej własnej głupoty staje się w końcu źródłem jej zagłady.

1. The Wizard

Jeśli Gandalf miałby swój własny motyw przewodni, jakąś melodię, którą gwizdałby podczas swoich licznych podróży po Śródziemiu, byłoby to właśnie to. Co prawda, musiałby jeszcze zainwestować w harmonijkę, ale myślę, że byłaby to gra warta świeczki, ponieważ kawałek ten idealnie oddaje ducha tej postaci. Scena zaprezentowana w piosence jest jakby żywcem wyrwana z początkowych rozdziałów "Hobbita" ("misty moring, clouds in the sky, without warning, the wizard goes by"). Aż wyobrazić można sobie, że zaraz "Czarodziej" niezapowiedzianie zajdzie w poszukiwaniu przygód do domu niczego nie spodziewającego się Bilbo Bagginsa. Oczywiście Sabsi nie byliby sobą, gdyby nie mieli bardziej prozaicznego wyjaśnienia tekstu. Pomimo zarzekania się Butlera twierdzącego, że faktycznie inspiracją dla tej piosenki była postać Gandalfa, to wielu doszukuje się tutaj innej interpretacji – takiej, w której "Czarodziejem" jest diler zespołu, rozdający swoją magię i sprawiający, że wszyscy wokół niego czują się dobrze ("He has passed by, giving his sing, left All the people feeling so fine"). Nie wiem jak wy, ale ja zdecydowanie preferuję pierwsze wyjaśnienie. No i ta harmonijka! Kolejny dowód na to, że chłopaki nie bali się eksperymentować z nietypowymi instrumentami.

*

Twórczość zespołu Black Sabbath jest oczywiście dużo bardziej rozbudowana niż tutaj zarysowałem i zdecydowanie warta jest poznania. Jeśli ktoś z was byłby zainteresowany jeszcze paroma innymi, nie do końca fantastycznymi, ale zaprawdę genialnymi kawałkami, polecam dodatkowo kilka z nich: przede wszystkim arcygenialny, najlepszy utwór z czasów Dio, czyli "Heaven and Hell", bardziej romantyczne piosenki "N.I.B" i "Sabbra Cadabra" czy z niezrozumiałych dla mnie przyczyn prawie zapomniany (a szkoda!) "Supernaut". I tym sposobem zakończę, pogrążając się po raz milionowy w słuchaniu kultowego "I am Iron Man!"

Ocena użytkowników
-- Średnia z 0 ocen
Twoja ocena

Komentarze

Brak komentarzy! Bądź pierwszy! Podziel się swoimi spostrzeżeniami!

Dodaj komentarz

 
Męczą Cię captche? , a problem zniknie. Zajmie to mniej niż rozwiązanie captchy!
Wczytywanie...