Naszym ostatnim przystankiem w smoczej podróży dookoła świata jest Europa. Wiem, wiem – nic w tym ekscytującego – pomyślicie. Ale zaczekajcie! Poprzedni felieton opowiadał szczegółowo o chińskich smokach, więc tym razem stosowne będzie wnikliwe spojrzenie na ich krewnych z Zachodu. Typowy obraz tych gadów – czyli, oczywiście, tradycyjny zachodni wizerunek bestii – wydaje się być przeciętny w porównaniu z wieloma intrygującymi chińskimi jaszczurami, wspomnianymi we wcześniejszym artykule. Wystarczy, że przyjrzymy się kreaturze na fladze Walii albo przedstawieniu świętego Jerzego w walce z jego łuskowatym wrogiem, a te klasyczne (czy można ośmielić się i powiedzieć "nudne"?!) przykłady smoków nie przyciągną naszej uwagi na długo. Zamiast tego, zajmijmy się istotami nordyckimi oraz słowiańskimi – czymś odrobinę innym.
Zagłębiając się w temat tych stworzeń, warto zastanowić się, czego my – nieustraszeni poszukiwacze przygód – szukamy. Należy odpowiedzieć sobie na następujące pytania: jak wyglądają smoki tego rodzaju i czy są do siebie podobne?
Intrygująca teoria, która coraz mocniej wydaje się być prawdą, dotyczy wyświechtanego wizerunku typowej średniowiecznej bestii jako potwora ze skrzydłami, w dodatku ziejącego ogniem. Oczywiście jest wiele opowieści o jaszczurach przenikających europejską mitologię (z naciskiem na środkowoeuropejską). Być może pojawiają się również w wierzeniach z całego świata – w końcu poczciwy smok podróżuje tu i tam. Jednakże obraz chińskiej albo japońskiej kreatury przedstawia ją zwykle bez skrzydeł i (nawiązując do dobrze znanej mitologii starego kontynentu) jest to postać przypominająca dużego lub wyjątkowo długiego węża. Co ciekawe, na początku chcieliśmy usunąć ze smoczej rodziny te egzemplarze, które przypominają węże i żmije, nazywając je oszustami. Po podróży do Chin i krótkiej wyprawie na północne oraz wschodnie trakty Europy, trzeba porzucić ten zamiar. Najprawdopodobniej bycie mitycznym, pokrytym łuskami, jaszczurowatym stworzeniem wystarczy, żeby nadać mu kartę członkowską gatunku tych ogromnych gadów.
Jeśli znajdziemy w sobie odwagę, by ponownie wejść głęboko do smoczej krainy, powinniśmy założyć nasze rogate hełmy oraz wziąć topory i młoty, ponieważ przyjdzie nam przemierzać terytorium wikingów. Nie trzeba zbyt długo ślęczeć nad książkami, żeby trafić na historie związane z Nidhöggiem oraz z Jormungandem albo na przemianę Fafnira z olbrzyma (bądź z krasnoluda, przekazy różnią się od siebie) w smoka. Chociaż współczesne rysunki (wystarczy szybki przegląd internetowych grafik) pokazują ich bliskie podobieństwo do tradycyjnego wyglądu jaszczurów, po zaznajomieniu się z bardziej akuratnymi ilustracjami widzimy szczupłą, wężowatą budowę ciała, której oczekujemy po ogromnych morskich potworach albo wyjątkowych żmijach – a nie po smokach. Mimo tego, te kreatury są smokami; tak nazywane są w mitologiach, z których pochodzą. Zrobiliśmy podobnie w przypadku Chin, więc i tutaj nie będziemy negować ich przynależności.
Jormungand – znany też jako Midgardsom, wąż Midgardu (widzicie, znów wąż!) – jest gigantyczną istotą. Stworzeniem tak ogromnym, że owinął się wokół całego świata i zaczął pożerać własny ogon. Ta przydługa bestia jest mitycznym drugim dzieckiem Lokiego i Angrbody. Mówi się, że gdy wypuści swój ogon, świat przestanie istnieć. Niezaprzeczalnie jest to wąż – w końcu jest tak nazywany – ale uważa się go za jednego z najsławniejszych nordyckich smoków. Został skazany przez Odyna, potem wrzucony do morza, a według legendy – żyje na jego dnie, gryząc ogon i wyczekując. Jego głównym przeciwnikiem jest Thor, który ma za zadanie zabić węża. Niestety syn Odyna również zginie w tej walce, otruty jadem.
Nidhögg to znacznie mniejszy egzemplarz, kąsający korzenie Yggdrasila i pożywiający się mięsem z ciał złoczyńców (zostało to przedstawione na siedemnastowiecznej ilustracji). Gardzi wszelkim życiem, więc nieustannie podgryza Drzewo; próbuje je całkowicie zniszczyć, stopniowo pożerając. Legenda mówi, że ten smok przeżyje Ragnarok i przetrwa też zagładę świata – podobnie jak znienawidzony przez niego Yggdrasil. Tę kreaturę można było łatwo znaleźć: w korzeniach Drzewa albo w Niflheimie (skąd wypływają wszystkie rzeki) w trakcie wiosny. Obydwie kreatury (Jormungand oraz Nidhögg) są symbolami zła, negatywnych cech charakteru – podobnie jest w przypadku smoków z Zachodu, które nie są znane ze swej dobroduszności, w przeciwieństwie do kuzynów ze Wschodu.
Chociaż Fafnir nie jest wcieleniem zła, nie jest też odważnym ani życzliwym stworzeniem. Był krasnoludem (albo olbrzymem, ale my – fani fantasy – cenimy wyżej krasnoludy), który zmienił się w smoka, będącego symbolem bezgranicznej chciwości oraz miłości do złota i klejnotów. Był jednym z trzech synów Hreidmara (jego bracia to Regin i Otr). Później zabił swojego ojca, by zdobyć jego majątek. Po przemianie w ogromnego gada Fafnir żył samotnie, strzegąc skarbu. W tym celu zatruł powietrze wokół leża, by nikt nie zdołał wejść. Ostatecznie został zabity za pomocą miecza, zwanego Gram. Fafnir aż do dziś jest symbolem chciwości i zepsucia z powodu zdobytych w plugawy sposób bogactw. Szczegółowa opowieść o jego losie jest, co ciekawe, odzwierciedlona we "Władcy Pierścieni" Tolkiena w postaci Golluma/Smeagola, istoty opętanej przez żądzę złota w podobny sposób. Drugim skojarzeniem, równie oczywistym, jest fakt, że Fafnir gromadził skarby tak samo jak Smaug. Dowodzi to, że Tolkien garściami czerpał inspirację z mitologii.
Teraz przyszła pora na zmianę klimatu. Jeśli zaczniemy mówić po rosyjsku (z możliwie najlepszym akcentem) i pomaszerujemy na wschód Europy, żeby podglądać żyjące tam bestie, na początku odkryjemy coś odrobinę znajomego. Rosyjskie smoki często mają więcej niż jedną głowę i trzeba je wszystkie ściąć, by nie odrosły (przypomina o Hydrze Lernejskiej, prawda?). Jest to powszechne zjawisko, chociaż nie każda kreatura ma kilka łbów.
Szczególnym przykładem jest Żmij Gorynycz – zielony smok o trzech głowach, chodzący na tylnych łapach (ponieważ przednie są za krótkie), który upodobał sobie dosłowne plucie ogniem. Ten okaz prawdopodobnie został zabity (co wskazuje na jego okrutny charakter) przez Dobrynia Nikitycza, jednego z najsławniejszych starożytnych bohaterów tych okolic. Oczywiście nie wszystkie słowiańskie bestie są wredne, chociaż może niekoniecznie mają aż tak łagodne i życzliwe nastawienie jak chińskie. Słowiański człon "zmaj" (czyli żmij) jest ogólnie postrzegany jako naturalne oraz symboliczne przeciwieństwo złego "aždaja". Zdarza się też, że niektóre słowiańskie legendy opowiadają o złym "zmaju", dowodząc, że sposób postrzegania smoków zmienia się w zależności od regionu.
W słowiańskiej mitologii można odnaleźć olbrzymią liczbę mądrych oraz świetnie wykształconych bestii, ale najlepszym przykładem jest Smok z Lublany, ponieważ dzielnie i gorliwie bronił miasta, na którego herb później trafił. Co więcej, taki żmij mógł uprawiać seks ze śmiertelniczkami – co było dla niego bardzo istotne, biorąc pod uwagę jak bardzo pożądał ludzkich kobiet. Jest wiele starych historii o bohaterach, którzy byli uważani za smoki, aczkolwiek nie wiadomo, w jak dużym stopniu są one metaforyczne (temat ten podlega ciągłej dyskusji). Mówiło się, że te istoty władały zaawansowaną magią oraz były wyjątkowo silne.
To ważne, by nie pomylić "zmaja" oraz "aždaja". Stały po dwóch stronach barykady, a ten drugi rodzaj żył w mrocznych oraz nieprzystępnych miejscach i był złośliwy bez żadnego powodu. Interesujący jest fakt, że w bajkach pełnił rolę strażników – daje nam to wskazówkę, skąd wziął się motyw smoków strzegących księżniczki żyjące w wysokich wieżach. Wraz z upływem czasu większość (o ile nie wszystkie) złych gadów ze słowiańskich wierzeń przypisano diabłu. Dlatego obraz, na którym rycerz lub bohater zabija bestię, symbolizuje pokonanie oraz upadek czarta.
Zbadanie tematu słowiańskich smoków sprawiło, że zatoczyliśmy koło i wróciliśmy do dobrze nam znanego wizerunku. Trochę rozczarowuje fakt, że jaszczury z innych kultur są otoczone barwnymi historiami, a te, które znamy i uważamy za nasze, nie są nawet w połowie tak interesujące. Oczywiście my również mamy mity oraz legendy; mamy swoje bestie, ale to zupełnie co innego. Być może tak chętnie umieszczamy je w naszych powieściach fantasy, by odkryć brakującą część mitologii. A może pragniemy wypełnić w niej luki. To tylko jeden z przykładów, że nasza kultura – używam tego słowa swobodnie – nie ma określonego zbioru mitów. Tolkien myślał podobnie, dlatego napisał "Silmarillion" oraz "Władcę Pierścieni" i stworzył krainę o nazwie Arda.
Źródło: fantasy-faction.com
Komentarze
Brak komentarzy! Bądź pierwszy! Podziel się swoimi spostrzeżeniami!
Dodaj komentarz