W Polsce Halloween nie osiągnęło może popularności podobnej do tej w Stanach Zjednoczonych, ale i tak ma się całkiem nieźle. Organizowane są liczne zabawy, dzieci przebierają się za duchy, wampiry lub kościotrupy i próbują zdobyć trochę słodkości, a Kościół katolicki straszy biorących udział w obchodach ogniem piekielnym. Witryny sklepowe rzeczywiście chwilami przerażają kiczowatym wystrojem, a wylewająca się zewsząd komercha męczy niezależnie od poglądów czy wyznania. Nie zmienia to jednak faktu, że od lat 90. XX wieku Halloween jest częścią także polskiej popkultury i choć, moim zdaniem, nigdy nie będzie realnym zagrożeniem dla istnienia obchodów Wszystkich Świętych, to chyba powinniśmy pogodzić się z obecnością różnych dziwadeł, które w tę jedną noc maszerują po naszych ulicach, proponując: cukierek albo psikus. Skąd jednak przyturlały się do nas świecące, powycinane dynie?
Początki Halloween wywodzą się z celtyckiego, a dokładniej goidelskiego święta Samhain, oznaczającego koniec lata. Samhain było związane z obchodami końca lata oraz roku, gdyż według kalendarza celtyckiego rok kończył się właśnie 31 października. Wtedy też obchodzono święto zmarłych. Celtowie wierzyli, że podczas tej jednej nocy zaciera się granica między żywymi i umarłymi, a tym samym duchy mogą przeniknąć do przestrzeni zamieszkiwanej zazwyczaj przez ludzi. Nie znaczy to jednak, ze Celtowie cierpliwie czekali na pojawienie się tej czy innej zjawy i proponowali jej wspólną herbatkę. Jak każde święto, to także opierało się na przestrzeganiu pewnych rytuałów. Mieszkańcy gasili ogień, by domostwa sprawiały wrażenie zimnych, niegościnnych i opuszczonych, ale jednocześnie byli na tyle uprzejmi dla swoich gości z zaświatów, że zostawali im przed domami jedzenie, by tamci mogli się posilić. Sami natomiast ubierali starą i zniszczoną odzież, co rzekomo miało odstraszyć złe moce. Może duchy znały się na modzie? Nie podchodź, mam na sobie sukienkę z zeszłego sezonu i nie zawaham się jej użyć. Albo po prostu łachmany wydzielały jakieś tajemne fluidy (zapewne zapachowe), kto wie.
Z kolei w Irlandii podczas Halloween bardzo długo obowiązywał post, a zatem żywiono się głównie ziemniakami. Można było najeść się do woli ciasta ziemniaczano-jabłkowego, placków ziemniaczanych, ziemniaczanego puddingu, a potem przegryźć torcikiem z jagodami. Nie miałam nigdy okazji spróbować ciasta ziemniaczanego, więc jeśli kiedyś wam się uda, dajcie znać, czy powinnam wprowadzić tę potrawę do swojego jadłospisu.
Jeśli, tak jak ja, sądziliście, że nieodłącznym elementem Halloween jest dynia, to za chwilę cały wasz obraz obchodów tego święta legnie w gruzach. Z tradycjami Halloween jest związany zwyczaj umieszczania światełka w wydrążonym warzywie, lecz na początku wcale nie była nim dynia. Pierwotnie używano rzepy, brukwi czy buraka, ale Amerykanie lubią importować swoje wynalazki na teren całego świata, więc teraz w ramach amerykanizacji mamy dynię. Umieszczane wewnątrz ogniki symbolizowały dusze zmarłych i odpędzały zło, a przynajmniej wierzono, że taką pełnią funkcję.
Halloween to wbrew pozorom nie widzimisię Amerykanów, ale ważny element całej kultury anglosaskiej. Obchodzi się je także w Kanadzie, Szkocji i Anglii, a w Irlandii jest nawet świętem państwowym. Zazwyczaj świętowanie polega na umieszczaniu w wyeksponowanych miejscach domostw wydrążonych i oświetlonych od środka dyń z wyciętymi różnymi postaciami.
W Stanach Zjednoczonych Halloween to jedno z najważniejszych świąt w roku. Tradycja obchodzenia tego celtyckiego obrzędu pojawiła się wraz z przybyciem setek tysięcy imigrantów z Irlandii, w wyniku panującego w latach 1845-1849 Wielkiego Głodu. Z okazji święta organizowane są także liczne parady uliczne, mające na celu odnowę duchową miasta oraz zapewnienie mieszkańcom niezapomnianych (przynajmniej na rok) wrażeń estetycznych. Tak przynajmniej się to oficjalnie przedstawia, choć – jak przypuszczam – nie bez znaczenia są dochody miasta, będące wynikiem tych dorocznych uroczystości.
Dzieci i dorośli przebierają się wówczas za wampiry, duchy, czarownice bądź kościotrupy, a także naśladują postaci z horrorów. Jeśli zatem ten jeden raz w roku spotkacie biegające zombie, Dracule czy Frankensteiny, nie panikujcie i nie uciekajcie w popłochu, tylko poszukajcie sklepu ze słodyczami. Pierwsze kostiumy na Halloween pojawiły się około 1900 roku wraz z upowszechnieniem się zwyczaju "trick or treat", czyli znienawidzonego przez niektórych hasełka: "cukierek albo psikus".
Zabawa została nawet opisana przez Szekspira w komedii z 1593 roku – "Dwaj panowie z Werony", a w 1950 roku w Pensylwanii zorganizowano pierwszą akcję "Psikus albo cukierek dla UNICEF", która szybko z USA przeniosła się także na tereny Kanady, Irlandii, Meksyku i Hongkongu. Tym razem zdolność Amerykanów do zaszczepiania swoich tradycji innym narodom zdecydowanie bardzo się przydała.
Obok dyni najistotniejszym halloweenowym owocem jest jabłko, gdyż właśnie w tym okresie następują jego zbiory. Można zatem chwytać je zębami, próbując wyłowić z misy wypełnionej wodą czy starać się obrać tak, by uzyskać jak najdłuższą skórkę. My od tego wszystkiego mamy Andrzejki, oni Halloween. Jeśli ktoś woli skupić się jednak na doznaniach smakowych, może spróbować cukrowego jabłka i syropu karmelowego w Wielkiej Brytanii, zjeść ciastko barmbrack w Irlandii, a na koniec udać się do Kanady na porcję cukrowej kukurydzy.
Z biegiem czasu, a także pod wpływem ekspansji amerykańskiej kultury, Halloween zadomowiło się w innych krajach anglojęzycznych, takich jak: Hongkong, Filipiny, Jamajka oraz Indie. W drugiej połowie XX wieku święto zawitało do Europy Zachodniej, a teraz mamy je także w Polsce. A zatem: cukierek albo psikus!
Komentarze
Dodaj komentarz