Polski rząd promujący rodzimą fantastykę? Jeszcze wczoraj wydawało mi się to tak abstrakcyjne jak oddychanie bez udziału powietrza i bardziej nieprawdopodobne niż koniec świata wieszczony przez Harolda Campinga, ale kiedyś ktoś mądry powiedział, że każdy dzień przynosi coś nowego. Zdarzyła się rzecz niebywała, niespotykana i… dość miła. Choć to tylko pusty gest, jeżeli spojrzymy na całą sytuację obiektywnie.
Dzięki współczesnej globalizacji i dominacji mediów masowych, trudno jest znaleźć Polaka, który nie słyszał o przyjeździe Baracka Obamy, prezydenta Stanów Zjednoczonych, do naszego pięknego kraju. Osobiście uważam, że ta wizyta przyniosła więcej niedogodności dla zwykłych obywateli niż faktycznych korzyści i zakończyła się na standardowej wymianie uprzejmości, połączonej z brakiem konkretów, ale nie o tym jest ten temat.
Zwyczajowo, przy zakończeniu każdej wizyty ważnego dygnitarza, gospodarze wręczają mu małe upominki kojarzące się z Polską. Rzeczy, z których nasz naród jest szczególnie dumny. Zazwyczaj jest to jakaś poczytna poezja, ludowy gadżet czy dobry alkohol. Tym razem jednak było inaczej i postawiono na nowoczesność. Któryś z urzędników ewidentnie trzyma rękę na pulsie i wykazał się zdrowym rozsądkiem. Dlaczego? Otóż prezydent Obama otrzymał iPada z wgranymi filmami Tomasza Bagińskiego („Katedra”, „Animowana historia Polski”) oraz Damiana Nenowa („Miasto ruin”), pióro (felerne, bo niepiszące) i… edycję kolekcjonerską „Wiedźmin 2: Zabójcy Królów” razem z książkami Andrzeja Sapkowskiego w wydaniu anglojęzycznym z autografem autora.
Niby zwykły gest, ale to również ważny symbol tego, że w Polsce gry komputerowe powoli przestają być postrzegane jako infantylna rozrywka dla zepsutych dzieciaków, a zaczynają kojarzyć się z pewnym rodzajem sztuki, na który należy zwracać uwagę i mocno go promować. Trudno się temu dziwić, skoro o przygodach Geralta jest ostatnio bardzo głośno i z całego świata płyną pozytywne sygnały chwalące kunszt CD Projekt RED. Łatwo zaobserwować, że jest to również świetna reklama dla kultury nadwiślańskiego kraju i czynnik (niewielki, bo niewielki, ale zawsze) nakręcający gospodarkę.
Tak czy siak, mała rzecz, a cieszy. Swoją drogą, ciekawe, czy Barack skopie tyłek Królobójcy?