Premiery drugiego „Wiedźmina” wyczekiwałem od dłuższego czasu. Każde kolejne doniesienie prasowe utwierdzało mnie w przekonaniu, że to będzie gra dużo bardziej dopracowana i ciekawsza od swojego pierwowzoru. Mógłbym posłużyć się wiedźmińskimi cytatami, ale przejdę od razu do rzeczy, by nie powtarzać i cytować tego, co być może każdy pragnie odkryć sam.
Na początek czeka nas standardowy proces instalacji. Niektórzy już na tym etapie natrafili na dość poważne błędy, z którymi wydawca nie poradził sobie najlepiej. Nie mówię tylko o nabywcach Edycji Kolekcjonerskiej, wykupujących za dodatkowe pieniądze opcję uruchomienia „Wiedźmina 2” wcześniej, ale o nabywcach standardowej wersji, którzy także na podobne problemy się nie pisali. Już po zapisaniu wszystkiego na dysk odkrywamy możliwość pobrania DLC pod warunkiem, że posiadamy wymagany kod. Wszystko wygląda pięknie, ale nawet po wykonaniu wymaganych czynności instalator potrafi się wyłożyć bądź też proces powtarzany jest raz za razem bez pozytywnego skutku. Zostawmy jednak sprawę DLC i przejdźmy do samej gry.
Trochę żałowałem, że nie ujrzymy już pracy Tomka Bagińskiego i jego zespołu. Podczas premiery pierwszej części intro i outro były traktowane jako poważny atut gry, podczas gdy w „Wiedźminie 2” musimy się zadowalać scenkami generowanymi przez silnik gry. Nic straconego, gdyż ten ostatni wywiązuje się ze swojej roli znakomicie. Co więcej, grę udaje się uruchomić nawet na maszynie nie spełniającej minimalnych wymagań, przy czym recenzowany tytuł nadal potrafi swoim wyglądem zachwycić.
Jak się okazuje, akcja rozpoczyna się miesiąc po ataku na Foltesta, którego, jak dobrze pamiętacie, uratowało ostrze Geralta. My jednak budzimy się w lochach na zamku La Valette i jesteśmy przesłuchiwani przez szefa temerskich służb specjalnych – Vernona Roche’a. Oskarżeni o morderstwo króla, nie możemy spodziewać się ulgowego traktowania i świetlanej przyszłości. Już wtedy musimy podejmować pierwsze wybory, które mają zadecydować o naszym dalszym losie. Opowieść snuta podczas przesłuchania to w istocie samouczek i nasze pierwsze chwile w akcji.
Gdy już obejrzymy cały obóz Foltesta, to przekonamy się, że przegapiliśmy wskazówki wyświetlane na ekranie. Problem w tym, że nie trzeba się rozkoszować grafiką, by owych porad nie zauważyć. Wszelki tekst w ramach jest strasznie mały i nieczytelny. Jakby tego było mało, nie ma czegoś takiego jak trenowanie danej komendy. Dobrze chociaż, że poprzez dziennik postaci jesteśmy w stanie każdą radę przeczytać raz jeszcze, niemniej na początek nie obejdziemy się bez zaglądania w instrukcję.
Znacznie lepiej podziwiać scenerię gry. Zamek, który oglądamy w pierwszej kolejności, powala swoim rozmiarem i szczegółowością. Nie są to już tylko nieco pustawe krużganki ze schodami, ale prawdziwe pomieszczenia i broń oblężnicza, z której ochoczo korzysta armia Foltesta. W dalszych częściach gry będziemy mogli w końcu odetchnąć świeżym powietrzem i pozwiedzać zarówno leśne ostępy, jak też podziemne korytarze czy bagna pełne różnej maści potworów. Twórcy chwalą się stworzeniem od podstaw krasnoludzkiej architektury (miasto Vergen) i trzeba przyznać, że efekt jest bardzo dobry. Surowy kamień, drewniane palisady, a zarazem ciepłe i przytulne wnętrza doskonale oddają charakter mieszkańców – nieco szorstkich, ale w głębi serca wiernych i nie opuszczających w potrzebie. Warto także przyjrzeć się wystrojowi wnętrz – sala tortur nie wygląda jak zwykły pokoik z kratami, a żołnierski obóz to nie tylko morze namiotów.
Szkoda jednak, że nie do każdego pomieszczenia da się wejść. Już na zamku La Valette’ów dostrzegamy, że niektóre mapy są w swej istocie dość małe i chociaż na tym etapie nie natrafimy na niewidoczne ściany, to jednak w kolejnych rozdziałach takich przeszkód będzie znacznie więcej. Niekiedy są to jednak leżące na ziemi kamienie, których nasz heros nie jest w stanie przeskoczyć. Nowy system oświetlenia najlepiej przetestować w leśnych ostępach, gdy przebijające się między gałęziami drzew promienie słońca nadają całemu miejscu wartego zapamiętania charakteru. Nie zabrakło cyklu dnia i nocy, zmienna jest także pogoda. W końcu deszcz wygląda jak należy, chociaż wciąż mnie zastanawia fakt, że mieszkańcy takiego Flotsam jakoś nie starają się przed nim uciec. Podziwiamy więc okolicę na piechotę, bo nie uświadczymy w „Wiedźminie 2” żadnego środka transportu lokalnego. Co ciekawe, do wachlarza ruchów Geralta dodano możliwość wspinania się, ale tylko w określonych miejscach. Twórcy postanowili z tego powodu tak zbudować lokacje, by móc ową opcję wykorzystać do oporu. Co jednak ciekawe, nasz dzielny heros wciąż boi się wody sięgającej mu powyżej kostek. W sumie odwiedzimy wszystkie królestwa Północy, poznając ich zróżnicowany krajobraz i mieszkańców.
Postacie wyglądają naprawdę zachęcająco i chyba każdy znajdzie tu coś dla siebie. Twarz Geralta, chociaż daleka od wizerunku modela, wygląda, że tak się wyrażę, bardzo dobrze i znakomicie oddaje charakter naszej profesji. Ciało wiedźmina, czyli cichy, a zarazem często przypominający o sobie świadek wielu bitew, to zarazem doskonałe podsumowanie tego, czym na co dzień zajmuje się Geralt. Koniec z niemożliwymi do zranienia bohaterami pokroju Drizzta czy Supermana. Kobiety także są niczego sobie, zwłaszcza główna przedstawicielka płci pięknej w „Wiedźminie 2”, czyli Triss Merigold, chociaż nie tylko jej wdzięki będziemy mogli poznać bliżej. Ciekawie wyglądają krasnoludy, zwłaszcza minimalistyczne fryzury Zoltana czy Yarpena i obowiązkowa broda. Niestety, szybko zauważyłem, że liczba modeli, chociaż dużo bogatsza niż w „jedynce”, nadal odciska swoje piętno na tytule. Głównych postaci problem ten nie dotyczy, jednak jeśli nie jesteś przyjacielem lub wrogiem Geralta, to na pewno gdzieś wcześniej cię już widziałem. Chociaż zapowiadane zróżnicowanie poprzez strój występuje, to jednak należało stworzyć dodatkowe twarze czy gabaryty postaci – mało w „Wiedźminie 2” mięśniaków czy też wymizerowanych chłopów. Najgorszy atak klonów to elfy czy kurtyzany – te ostatnie poznajesz po stroju i nie musisz nawet podchodzić, by sprawdzić, czy dana dama oferuje ci wrota raju za pewną opłatą. Jak wspomniałem, problem ten nie dotyczy ważniejszych postaci. Dobrym przykładem jest Iorweth – chociaż standardowy elf powinien być piękny, honorowy i wręcz urodzony do wielkich czynów, to dowódca komanda Wiewiórek jest oszpeconym, pełnym nienawiści partyzantem, który strzela do ludzi ukryty w leśnej gęstwinie. Jaskier w końcu wygląda jak bard, ale chyba nikt nie jest mi w stanie wytłumaczyć, dlaczego Vernon, jako dowódca sił specjalnych, nosi na głowie turban.
Skoro temat wywołałem – w końcu widzimy nakrycia głowy i zastanawiam się, czy te kapelusze i inne kaptury nieco nie psują klimatu gry. Co ciekawe, właśnie kaptur zawiera strój Triss i nie wydaje mi się, by z niego skorzystała chociaż raz. Twórcy gry chwalili się, że przy tworzeniu kolejnych osób posługiwali się bazą elementów, dzięki którym różnicowali dane postacie. Zdarza się zatem, że ktoś ma na sobie futro, innym razem jest to koszula i spodnie, a czasami tylko koszula, bo spodnie najwyraźniej zostały tego dnia w domu. Królowie noszą obowiązkową zbroję, zaś magowie to połączenie wytwornego stroju i magicznej laski. Nie ma zatem mowy o przebierankach – bez względu na porę dnia czy nocy problem zużytych ubrań nie występuje. Kto wie, może to z racji tego, że stroje nigdy się nie niszczą i nie brudzą? Problemu nie ma Geralt, który po śmierci i wczytaniu stanu gry zwykle ma na sobie nie ten pancerz, który uprzednio dla niego wybraliśmy. Podobna sytuacja ma także miejsce w przypadku kurtki niebieskich pasów (element z Edycji Kolekcjonerskiej), która dziwnym trafem znajduje się na Geralcie za każdym razem, gdy rozpoczynamy daną część opowieści w lochach La Valette’ów. Warto przy tym nadmienić, że tytułowej postaci udostępniono w końcu kilka dodatkowych pancerzy. Nie dochodzi więc do znanej z „jedynki” sytuacji, że dysponujemy jedyną zbroją (a właściwie kurtką) przez większą część gry, a gdy w końcu zbierzemy pieniądze na coś lepszego, to nie możemy się cofnąć do kupca. Różnią się nie tylko statystykami, ale i wyglądem, włączając w to także kolor i rodzaj zastosowanych wzmocnień. Nie zabrakło paska, specjalnego uchwytu na miecze czy też pojemnika na wiedźmińskie eliksiry. Dziwne, że twórcy już przy pierwszej odsłonie gry nie pomyśleli o takich drobiazgach. Co ciekawe, na niektórych filmikach obserwujemy Geralta z mieczem w ręku, chociaż podczas etapu posługiwaliśmy się innym typem oręża. Ten ostatni znajdowaliśmy lub też mogliśmy wykonać sami praktycznie od zera.
Tworzenie przedmiotów to nowość w porównaniu do poprzedniczki. Stanowi niejako rozwinięcie opcji produkowania wiedźmińskich eliksirów, które to rozwiązanie zostało także zaimplementowane w „Zabójcach Królów”. Rzecz jasna wpierw potrzebujemy stosownych receptur, które musimy zakupić u kupca. Te są niestety dość drogie i niejednokrotnie okazywało się, że zbroję mogłem sobie podarować, bo będę mógł już postarać się o składniki do nowego i mocniejszego pancerza. Należy jeszcze wspomnieć, że teraz możemy zakładać także spodnie, buty i rękawice. Co prawda przeważnie nie widzimy ich na tle całego wyposażenia, niemniej stanowią cenne wsparcie… i dodatkowy powód, by zbierać wszelkie możliwe surowce. Możemy także kupić ulepszenia do zbroi czy miecza, które umieszczamy w przedmiotach sami – coś jak runy z "Diablo II". Ze zbieraniem wszystkiego nie wolno jednak przesadzać, bo twórcy gry słusznie zauważyli, że Geralt to nie muł i możliwość udźwigu wyklucza etat zbieracza złomu. Warto zatem skupić się na najważniejszych przedmiotach i nie mieć oporów przed wyrzuceniem starego miecza po znalezieniu lepszego – za dotychczasowy oręż dostaniemy raptem około 20 orenów, czyli tyle, ile można zarobić na kościanym pokerze czy też znaleźć w którejś ze skrzyń.
Wywołany kościany poker przeszedł pewną, moim zdaniem nietrafioną, modyfikację. Przede wszystkim zrezygnowano z walki do dwóch zwycięstw i teraz dostępna jest tylko jedna runda. Jeśli rzut nam się nie powiedzie, to możemy pożegnać się z wyłożoną pulą. Możliwość przegranej jest tym większa, iż teraz sami wykonujemy rzut. Decydujemy o jego sile, co w przypadku jej nadmiaru kończy się wyrzuceniem kości poza obszar gry. Co prawda jest to rozwiązanie dużo bardziej realistyczne, jednak wydaje mi się, że w pewnych kwestiach do owego realizmu nie ma sensu bezkrytycznie dążyć. Lifting przeszły także same kości do gry, które nie wyglądają już jak te, które niektórzy mają w swoich domach. Niestety i tę zmianę zaliczę na niekorzystną, gdyż wyryte na nich symbole są nieco małe i zbyt nieoczywiste. Trzeba się zatem znaków szybko uczyć na pamięć, by można było sprawnie grać w pokera. Zabrakło przy tym podpowiedzi ze strony gry o wyniku rzutu przeciwnika – sami musimy oglądać jego kości i wywnioskować czy warto ryzykować, czy też lepiej partię poddać. Kiedyś twórcy przebąkiwali coś o możliwości zmiany wyniku na kości poprzez użycie Znaku, ale niczego podobnego nie uświadczymy.
Nie ma mowy o rozrywkach bez możliwości obicia komuś facjaty. Geralt raz jeszcze może stanąć w szranki podczas turnieju bokserskiego, który, podobnie jak kościany poker, zyskał nowe oblicze. Przede wszystkim zmieniono kąt kamery, która lepiej pokazuje całe starcie. W „jedynce” wszystko opierało się na klikaniu myszką w odpowiednim momencie. Tutaj zastosowano, znany także z renderowanych przerywników, system QTE (Quick Time Events). Mówiąc po naszemu – trzeba wcisnąć określony klawisz w momencie, gdy gra nas o to poprosi. Dodam, że trzeba się z tym pośpieszyć, bo inaczej przepadnie okazja na zadanie ciosu i sami zostaniemy potraktowani odpowiedzią ze strony naszego oponenta. Szybko uczymy się wciskać odpowiednie klawisze i tym sposobem ten element nie sprawia niepotrzebnych problemów.
Nowa forma rozrywki to siłowanie się na rękę. Tutaj korzystamy już tylko z myszki, której kursor powinien znajdować się na zaznaczonym na zielono obszarze. Gdy tak się dzieje, to wspomniany obszar wędruje w stronę oponenta i tym samym na ekranie widzimy, jak zyskujemy przewagę. Problem w tym, iż im bliżej końca walki, tym wspomniany obszar jest mniejszy. Jeśli kursor myszki znajdzie się poza zielonym polem, to my zaczniemy przegrywać i przy silniejszych oponentach powrócić do walki jest naprawdę ciężko. Cała koncepcja i zastosowany mechanizm podoba mi się jednak i przyznam, że nie wyobrażam sobie bardziej intuicyjnego rozwiązania tej kwestii.
Teraz należałoby wspomnieć o konkursie spożywania alkoholu, ale ta forma rozrywki w „Wiedźminie 2” nie znalazła uznania i została usunięta. Posunięcie dobre, gdyż w pierwszej części gry stosowny eliksir załatwiał sprawę i w ten sposób o zabawie i wyzwaniu nie mogło być mowy. Jednak prawdziwe pieniądze i skarby zgarniemy nie grając po karczmach, lecz podróżując i wykonując zadania.
Liczba questów została mocno ograniczona. Twórcy gry postanowili, że zrezygnują z większości, która opierała się na sprawdzonym „idź-zabij-przynieś”. Teraz takie zadanie dotyczą głównie tego, czego powinny, czyli wiedźmińskich zleceń, za które możemy spodziewać się solidnej nagrody. Nadal czasem trzeba coś dla kogoś zdobyć, wyrąbując sobie drogę mieczem, ale widać, że twórcy idą w dobrą stronę. Pojawiły się w końcu questy z partnerem, który podróżuje z nami i wspiera w walce. Nie mamy wpływu na jego statystyki czy stosowaną taktykę, więc musimy tak zaplanować starcie, aby w pełni wykorzystać wsparcie. Co więcej, takie „wycieczki” to okazja do rozmów i pogłębiania wzajemnych relacji. Częściej ochraniamy ważne osobistości, walczymy w magicznym polu czy też pomagamy zdejmować klątwy. Mamy również ten „zaszczyt” uczestniczyć w starożytnej bitwie pełnej upiorów zmarłych rycerzy. Co ciekawe, niektóre zadania wykonujemy w ciele innych osób. Ta krótka odmiana, jak dla mnie, to strzał w dziesiątkę. Nie chodzi tu o chwilę wytchnienia od Geralta, ale o pokazanie pewnych wydarzeń i stawianie przed graczem wyzwań bez korzystania z wiedźmińskich sztuczek i umiejętności. Nie uświadczymy w grze postaci z wielkimi wykrzyknikami nad głową, więc sami musimy szukać zleceń i wybierać odpowiednie linie dialogowe, by móc się ich podjąć. Przy tym często nie ma rozwiązań jednoznacznie dobrych czy złych. Sami musimy zdecydować, czy uratujemy ludzi przed upiorem, którego sami stworzyli, czy też oddamy ich na pożarcie bestii, by dostali na co zasłużyli i zarazem zapominając, że za swoje zbrodnie powinni odpowiedzieć przed właściwą osobą. Ciekawą (i zapowiadaną) opcją jest możliwość rozpoczęcia od zapisanego stanu gry z „jedynki”. W ten sposób, poza pewnymi przedmiotami nie zaburzającymi równowagi gry, nasze wybory z poprzedniej części będą miały wpływ na pewne wydarzenia z „Zabójców Królów” i na stosunek pewnych osób do naszej postaci.
Główny wątek, zgodnie z zapowiedziami, został poprowadzony w sposób nieliniowy. Decyzje już na samym początku rozgrywki wpływają na dalsze wydarzenia. Nawet takiego Arjena La Valette’a możemy oszczędzić i bądźmy pewni, że ta postać jeszcze stanie na naszej drodze i będzie oddziaływać na bieżące wydarzenia. Takich przykładów jest rzecz jasna więcej i nagle się okazuje, że podjęta godziny temu decyzja nagle okazuje się kluczowa dla dalszego rozwoju wypadków i dostępnych opcji. Tym sposobem możemy nieco modyfikować fabułę gry i poszukać innych rozwiązań, by zobaczyć i wysłuchać nieco zmienionych dialogów.
Te ostatnie zostały przygotowane wyśmienicie. Z wielu wypowiedzi kilka pewnie już teraz zyskuje miano „kultowych”, dostępne są również opcje zastraszania czy perswazji. Twórcy zapowiadali, że będziemy musieli z niektórymi wypowiedziami mocniej się pośpieszyć, ale takich sytuacji jest doprawdy niewiele. Widzimy też, wzorem gier BioWare, jedynie skrótowe opisanie wybranej odpowiedzi. Szkoda, bo okazuje się czasem, że Geralt mówi coś zupełnie innego niż wynika to z wybranej opcji. Nie są jednak oznaczone na zasadzie Zła-Dobra-Neutralna, co zaliczam na duży plus. Dodano także ułatwienie – zwykłe pytania to opcje na biało, podczas gdy te związane z zadaniami na złoto. Nie muszę chyba dodawać, że warto wykorzystywać wszystkie pytania w trakcie rozmów, dzięki czemu możemy zyskać ciekawe wiadomości. Także postacie niezależne reagują na Geralta i często słyszymy pochwały lub „mutant” rzucane w naszym kierunku. Kilka postaci potrafi ze sobą rozmawiać i chociaż są to elementy humorystyczne, to niestety ich ciągłe powtarzanie w kółko po pewnym czasie męczy i idziemy szukać wrażeń gdzie indziej.
Znacznie poważniej potraktowano także przemoc i seks. Gra nie jest kierowana do osób zbyt młodych i nie krępuje się przed pokazywaniem nagości czy rozmów z użyciem niewybrednych porównań czy wulgaryzmów. Zniknęły nietrafione karty seksu i w ich miejsce pojawiły się wykonane ze smakiem scenki, dzięki którym czujemy, że ten akt miłosny jest częścią fabuły, czymś więcej niż zaliczaniem panienek dla statystyk i własnego ego.
Prócz doskonałej jakości filmików, za pomocą których fabuła jest popychana do przodu, pojawiły się także komiksowe wstawki. Nie chcę zdradzać ich treści, aby nie popsuć komuś odkrywania fabuły gry, jednak powiem tylko, że zostały wykonane bardzo dobrze i w ciekawy sposób wyjaśniają kilka spraw. Dotyczą one przeszłości Geralta, który wciąż zmaga się z amnezją i wątek ten, obok sprawy oczyszczenia się z zarzutów i złapania królobójcy, jest równoważny z głównym. Tym sposobem zyskujemy kolejny motor napędowy dla naszych działań.
„Wiedźmin 2” to jednak gra, w której nie tylko rozmawiamy, ale także, lub raczej przede wszystkim, walczymy. Starcia i możliwości Geralta to kolejny element, który przeszedł liczne zmiany. Na samym początku wybieramy poziom trudności i trzeba przyznać, że nawet na normalnym gra jest wymagająca – przynajmniej na początku. Starcia stały się trudniejsze a przeciwnicy inteligentniejsi. Ostatni poziom trudności został przeznaczony dla maniaków, gdyż śmierć w nim oznacza koniec gry bez możliwości jej wczytania w żadnym momencie. Ale pora na kilka słów o samej walce. Przede wszystkim zniknął podział na style. Wciąż co prawda używamy dwóch mieczy (stalowego na ludzi i srebrnego na potwory), ale pojawiło się jedno drzewko rozwoju w dziedzinie szermierki. Nie oznacza to jednak, że starcia są mniej widowiskowe, nic z tych rzeczy. Geralt może sprawnie przeskakiwać od wroga do wroga, wciąż też ciosy można blokować i wykonywać przewroty, aby zajść przeciwnika z boku lub od tyłu. Na znaczeniu zyskała taktyka odnośnie typu przeciwnika. Tarczownicy sprawnie unikają naszych ciosów i będziemy musieli blokować lub też powalić ich Znakami, aby mieć szansę na zadanie skutecznych ciosów. Łucznicy i kusznicy będą atakować z daleka, a w razie bezpośredniego starcia będę wyciągać miecz. Nowością są za to rozstawione na ziemi pułapki, które możemy rozbroić lub zabrać dla siebie.
Wspomaganie się magią nie zależy już od ilości posiadanej many (jej wskaźnika w ogóle nie ma), ale od dostępności znaku, który ma swój czas odnowienia. Warto wspomnieć, że znaków jest tyle samo, co w pierwszej części, czyli: Aard, Igni, Yrden, Quen i Axii. Tego ostatniego używamy w trakcie dialogów dla przekonania rozmówcy do naszych potrzeb. Do tego mamy jeszcze znak Heliotropu, który ewentualnie można aktywować w walce, posiadając odpowiednią umiejętność w drzewku "Magii". Po kilku godzinach rozgrywki przekonałem się jednak boleśnie, że warto rozwijać maksymalnie dwa Znaki, gdyż to z nich będę korzystać najczęściej. Quen jest zdecydowanie zbyt mocny i z tym faktem należało by coś zrobić. Jednak wciąż dobrym rozwiązaniem są eliksiry. Dostępnych receptur jest znacznie więcej niż w pierwszym „Wiedźminie”, dzięki czemu nie musimy się już tak ograniczać. Czasami pozytywne efekty oznaczają karę do danego współczynnika, ale zwykle pijąc mikstury możemy tylko zyskać. Teraz w tryb medytacji możemy przejść właściwie wszędzie – nie tylko przed ogniskiem. To kolejna dobra zmiana i zawsze dziwiłem się, dlaczego wiedźminowi do transu potrzebny jest właśnie ogień… Zniknęły krzesiwa a my możemy sobie usiąść w bezpiecznym miejscu, gdzie zarazem pijemy eliksiry, jak też przygotowujemy je. Z medytacji wyrzucono za to przydzielanie atutów, które otrzymały osobne okno i możliwość modyfikacji w dowolnym momencie.
Wspomniane atuty zostały pogrupowane na 4 grupy. Pierwsza, Trening, to standardowy rozwój statystyk, czyli poziomu zdrowia, możliwości blokowania czy też odbijania lecących w naszą stronę strzał. Kolejna, Szermierka, to zgodnie z nazwą umiejętności walki mieczem. Dodam, że dotyczą posługiwania się tylko tym orężem i nawet jeśli mamy w ręku gizarmę czy zwykłą pałkę, to nie możemy liczyć na bonusy z tej gałęzi atutów. Kolejna, czyli Alchemia, to rozwój naszych umiejętności zabawy z miksturami i mutagenami. Te ostatnie pozwalają na poprawę chociażby zdolności szermierki, więc warto się nimi bliżej zainteresować. Pozostaje jeszcze gałąź magiczna, czyli rozwijanie Wigoru i wszystkiego związanego ze Znakami. Ten prosty podział jest bardzo przejrzysty i zarazem daje nam jedynie dwa poziomy danej umiejętności. W ten sposób musimy rozwijać postać w więcej niż jedna dziedzinie, przez co Geralt nie jest tylko prostym siepaczem czy rzucającym fiolkami alchemikiem. Z tymi fiolkami to oczywiście żart – w grze pojawiły się petardy i to one działają na wspomnianej zasadzie.
Pytanie jednak – na kim będziemy testować naszą magię i stal? Poza wiecznie skonfliktowanymi ludźmi i elfami, na naszej drodze staną stare i dobrze znane potwory, jak też kilku debiutantów. W gronie tych drugich będzie to groźny krabopająk czy też kejran, zaliczany do miana bossów. Grupa tych głównych złych nie jest imponująca pod względem ilości, ale pokonanie każdego wymaga odpowiedniej taktyki, dalekiej od bezmyślnego okładania mieczem na hura. Widać, że twórcy wzorowali się mocno nie tylko na słowiańskiej mitologii, bo przyjdzie nam chociażby przyciąć latające erynie.
Kilka słów o stronie technicznej. „Wiedźmin 2”, pominąwszy możliwe problemy przy instalacji, posiada przykrą przypadłość rodem z „Morrowinda”. Zgadza się – gra lubi wyskakiwać do pulpitu bez żadnego ostrzeżenia. Nie dzieje się tak tylko w trakcie ładowania obszarów, ale także czasem podczas rozmowy. Nie są to przypadki zbyt częste, niemniej trzeba pamiętać, by w miarę często zapisywać grę. Ta robi to także za nas i właśnie ten automatyczny zapis nie raz ratował mnie przed powtarzaniem trudnego momentu, bo nagle wczytywanie zakończyło się wizytą w Windowsie. Czasami problemy pojawiają się z mapą gry – trzeba ją mocno przybliżać i za każdym kolejnym razem musimy to robić od nowa. Brakuje także jakichś podpisów miejsc – co prawda kupcy, karczmy i rzemieślnicy są oznaczeni, ale często niepodpisani. Sami podobnych notatek umieszczać także nie możemy. Kolejna sprawa to NPC, którzy mają z nami wędrować. Zdarza im się czasem blokować na zakrętach, czasami dziwnie drepczą, by po chwili ruszyć w szaleńczy bieg. Nie przenikają się jednak i chyba tylko raz zdarzył mi się taki przypadek.
Muzyka została wykonana bardzo dobrze, chociaż we wprowadzającym filmiku mogą mieć z nią problemy osoby, które nie przepadają za bardziej ludowymi motywami. W samej grze słyszymy w trakcie walki szybsze rytmy i dzięki temu milej szlachtuje się przeciwników. Cała ścieżka została dołączona na osobnej płycie, więc można się nią rozkoszować także bez uruchamiania gry. Polskie głosy, podobnie jak w "jedynce", nie zawiodły i za to należą się duże brawa.
Wydanie gry w Polsce zasługuje na osobny akapit. Edycja Kolekcjonerska, wyraźnie droższa, zapewnia nam większe pudełko, wspomnianą ścieżkę muzyczną, płytę z materiałami filmowymi, pamflet, stylizowaną monetę, dwie papierowe figurki do składania, popiersie Geralta oraz możliwość zagrania w tytuł dzień przed premierą – przynajmniej w teorii. O figurkach pisałem na forum, co można podsumować jednym zdaniem – tandeta. Kiepski papier, żałosna instrukcja i sam efekt końcowy. Co więcej, nie wiemy, jaką to postać otrzymamy poza Geraltem. Miałem ten zaszczyt otrzymać ulubioną Triss, ale to zabawka zrobiona chyba właśnie po to, by było o niej głośno. Do rozszerzonej edycji dodano także naklejki, karty do gry, poradnik, artbook, kości do gry i mapę świata.
Edycja Premium pozbawiona została tych elementów, które nie są bezpośrednio związane z grą. Nie ma zatem artbooka, popiersia, naklejek, kart do gry, kości i temerskiej monety. Wiadomym, że pudełko też jest mniejsze, a cena niższa.
Pora na podsumowanie. Gra nie jest przesadnie długa, ale mocno wypełniona akcją i nieliniowa, co zachęca do ponownego przejścia i wystarczy na dłużej graczowi, który zechce zobaczyć możliwe rozwiązania fabularne. Wygląda przy tym naprawdę obłędnie i nie wymaga maszyny rodem z XXII wieku. Dojrzała, dorosła fabuła, silnie zarysowane postacie i bogate wydanie w naszym kraju to kolejne powody, dla których warto sięgnąć po ten tytuł. Obraz psują problemy techniczne, kiepskawa mapa oraz brak możliwości instalowania DLC, ale przygotowywana łatka ma lwią część tych problemów rozwiązywać.
„Wiedźmin 2” to godna kontynuacja przygód Geralta i kolejny, po „Two Worlds”, przykład na to, że w naszym kraju może powstać dobry cRPG, zdolny konkurować nie tylko w Polsce, ale i na świecie. Silnik gry pozwala na przygotowanie wersji konsolowej, więc wygląda na to, że jest tylko kwestią czasu, kiedy więcej ludzi będzie mogło wyruszyć w pościg za królobójcami.
Plusy
- Dojrzała i nieliniowa fabuła
- Grafika i optymalizacja
- Postacie
- Tworzenie i ulepszanie przedmiotów
- Kontynuacja poprzedniej części
- Bogate polskie wydanie
Minusy
- Średnio pomocna mapa
- Problemy ze stabilnością
- Problemy z DLC
- Zmiany w kościanym pokerze
- Wspinaczka tylko w wybranych miejscach
- Papierowe figurki
Komentarze
- minimapa mało czytelna, brak kierunku północnego prawie wyklucza jej przydatność;
- usprawnienia kościanego pokera na minus, według mnie słaba perspektywa i mało czytelna plansza. Za to poprawiona AI względem jedynki;
- irytujący ekwipunek: powtarzam się, ale mało czytelny ;o brak zakładki na rupiecie, nie wiem dlaczego przedmioty umiejscowione są na małym obszarze ekranu, powoduje to konieczność uciążliwego przewijania bardzo dużej ilości przedmiotów;
- problemy techniczne: czasami gra nie wykrywa kolizji między mieczem Geralta, a przeciwnikiem i odwrotnie, ciosy przeciwnika czasem przenikają przez głównego bohatera, długie ładowanie menu, zacinający ekwipunek, zabugowana interakcja na mapie i kilka mniejszych błędów, które zostaną zapewne naprawione a patchach
- sekwencje skradankowe mogłyby być nieco lepiej zrobione
- według mnie cały czas za łatwa nawet na nagłej śmierci, ale gra podąża w dobrą stronę ;p
Całe szczęście nie uświadczyłem problemów z DLC i ku mojemu zaskoczeniu z optymalizacją (leciwy PC, a śmiga na wysoko/średnich ustawieniach z wyłączonymi niektórymi ustawieniami). Błędy te jednak nie utrudniały w znacznym stopniu z cieszenia się super rozgrywką z jeszcze lepszą fabułą ;p
- Kościany poker, irytujący z powodu kiepskiej perspektywy, mało czytelnych kości i braku możliwości rewanżu w tym samym pojedynku. Nie gram, jeśli nie wiąże sie to bezpośrednio z questem. W jedynce zagrywałem sie w pokera całymi wieczorami (czasu rzeczywistego).
- Troszkę (jak dla mnie) zbyt duże odejście w kierunku zręcznościówki - choć jak na dzisiejsze standardy, jeszcze do przyjęcia.
- Tylko jedna animacja uniku - rolowanie. A co mówił Wesemir? Po każdym ataku parada! Chyba, że u Geralta amnezja postępuje.
- Kamera - na początku myślałem, że dostanę oczopląsu. Po wyłączeniu rozmycia naciąganą ocenę umiejscowienia kamery można określić jako warunkowo akceptowalną (na szczęście kamera nie wariuje i w ściany nie wpada).
- Nie można zdjąć kaptura :-).
- Mimo wszystko brak ogólnodostępnego alkoholu i jego skutków ubocznych.
- Kufra u Karczmarza również mi brakuje.
Zalety:
- nie wiem o co macie pretensje w kwestii stabilności gry. Ja od chwili aktywacji gry 16-ego około południa nie mam z tym ABSOLUTNIE ŻADNYCH problemów.
- grafika - miód.
- 'wypełnienie przestrzeni". Las, to las (ba - nawet bór, zagajnik, czy inne rezerwat), a nie cztery drzewa bez poszycia, czy runa leśnego, wnętrza mieszkań bardziej wiarygodne, nareszcie nie wyglądają jak pokój w przydrożnym motelu.
- Ilość ekwipunku i dostępne bronie - przecież dobrze rzucony widelec też może krzywdę zrobić :-). To chyba normalne, że przy braku wiedźmińskiego kosiora Geralt złapie za przysłowiowe wiosło i z gracją będzie się nim ogarniał.
- Efekty oświetlenia (zapierający dech w piersiach efekt HDR słońca przeświecającego przez gałęzie drzew)
- Bogactwo wszelakiego sprzętu i pancerzy, elementy składowe pancerza.
- Nieliniowość przez duże "N", wyznaczająca zupełnie nowe standardy w grach (i wiążące się z tym "replayability").
- Starania RED-ów (choć wyszło "jak zwykle")
- "Polish dubbing" - rewelacyjny. Choć losowych odzywek mogłoby być więcej ("Coorwa, poczekaj, aż się odsłoni") i czasami lekkie przegięcie z "nieparlamentarnym" językiem. Niektóre przekleństwa wyglądają, jakby byłu wciśnięte "na siłe", ale ogólnie jest git. Treść listu od Talara jednoznacznie sugeruje, że to właśnie on go pisał :-D.
- Cała reszta.
Moja ocena: 9,5
Gra początkowo jest dość trudna, ale przyznaję, po pokonaniu kejrana właściwie nie miałam już żadnych większych problemów z pokonaniem wszelakich potworów. Wizja lekko platformowej walki początkowo mnie odstraszała, ale tu nie ma nawet skakania, a jak się dobrze przypilnuje pleców, to jakoś powinno się dać radę.
Postacie w grze są genialne. Większość z nich zdobyła moją sympatię (największą Iorweth..) i ciężko przez to było mi wybierać po której stronie konfliktu się opowiedzieć. Ale jest tego plus, pomogę drugim jak grę przejdę kolejny raz.
Jedynie co mnie w Wiedźminie zdenerwowało to system siłowania się na rękę. Nie starczyło mi do tej gierki cierpliwości..
Dla mnie: 10/10
P.S. W Edycji Premium dostałam również monetę, chyba że chodzi o jakąś inną?
Gra jest bardzo dobra, szczególnie ją doceniłem po przeczytaniu "Wiedźmina" (na razie przeczytałem niecałe 100 stron pierwszego tomu) - całe uniwersum i sam Geralt są świetnie odwzorowani!
Plusy
- dialogi,
- tworzenie (nie trzeba żadnych umiejętności tylko dajesz kowalowi) i ulepszanie przedmiotów,
- fabuła,
- polski dubbing,
- klimat (przechodząc obok słychać ciekawe rozmowy, do tego wszędzie czuć "brudność" - świat nie jest kolorowy),
- wygląd lokacji (wyglądy świetnie, choć ta z 1 aktu to nie mój gust),
- decyzje,
- ciekawe i świetne zadania poboczne,
- nowa minigierka - siłowanie (wreszcie coś w miarę trudnego),
- grafika,
- efektowne ciosy wyprowadzane przez Geralta,
- większa liczba oręża i zbroi w porównaniu do poprzedniczki,
- świetne i czasem śmieszne sytuacje,
- Zoltan - wreszcie wygląda jak człowiek, tfu! krasnolud,
- postacie,
- wierne odwzorowanie świata stworzonego przez Sapkowskiego.
Minusy:
- zamknięte i ograniczone lokacje (tu karczek, którego nie da się przejść, tam też, tu znowu musisz się wspiąć, a mapki nie zachwycały swym rozmiarem),
- mała liczba większych lokacji (zaledwie jeden na akt),
- średnio pomocna mapka,
- system walki, do którego trzeba cierpliwości - strasznie mnie wkurzał,
- mała liczba zadań pobocznych (jeszcze w 1 kacie było okej, przyznam, że trochę pominąłem, ale naprawiłem swój za drugim przejściem, reszta aktów to kilka zadań i to wszystko),
- jak zwykle słabe zlecenia na potwory,
- mała różnorodność wyglądu broni,
- krótka (długość to maks 30 h),
- bijatyka - jest za łatwa,
- duże wymagania i problemy ze stabilnością,
- Jaskier nie taki jaki powinien być,
- poziom trudności - normalny (wali z bossami trudne - cieszę się, ale żeby ze słabymi przeciwnikami nie mógłbym dać rady? Choć może to przez ten system walki),
- po jakimś czasie mało przydatne znaki.
Podsumowując - W2 to gra roku! Mimo, że system walki mnie ogromnie zniechęca to i tak daję 8/10. W2 jest lepszy Deus Exa (7), DA2 (7) i Skyrima (7,5), ale niestety poziomu pierwszej części Wiedźmina (9) nie osiągnął.
Użytkownik Gość dnia środa, 7 marca 2012, 16:36 napisał
Chodziło o to, że odpalała się nawet na słabszym sprzęcie. To jej płynność i awaryjność jest problemem zwłaszcza po, paradoksalnie, ostatnim patchu.
Ogólnie sama zabawa mechanizmami jakie oferowała gra, nie była porywająca. Grałem praktycznie z ciekawości, jak potoczy się dalej fabuła (która była naprawdę dobra i wciągająca). Ocena: 6 - 7 /10. Zaznaczam jednak, że przechodziłem " Wiedżmina 2"ostatni raz 3 lata temu w wersję jeszcze nierozszerzoną, wątpię jednak aby jakoś radykalnie zmienił zdanie.Uważam, że to gra dobra i ciekawa, szczególnie jeśli ktoś lubi rozgrywkę koncentrującą się na historii, ale patrząc pod względem gameplayu - nie ma tu rewelacji.
Dodaj komentarz