Uwielbiam wszelakie statystyki, zestawienia, rankingi czy podsumowania i zawsze staram się chłonąć każde z nich, w najdrobniejszym detalu. To fantastyczne źródło wiedzy w malutkiej pigułce – pokazuje preferencje graczy, w jaką stronę zmierza branża komputerowej rozrywki, czy wyciąga na światło dzienne morze frapujących i zaskakujących smaczków, które normalnie zostałyby pominięte. Producenci gier nie są w ciemię bici i doskonale zdają sobie sprawę, jaka siła oraz mądrość kryje się nawet, w zdawałoby się, najmniej istotnych danych. W końcu to my, gracze, decydujemy o losie największych korporacji swoimi portfelami i każda informacja jest na wagę złota, nieprawdaż?
Czasy się zmieniają i technika idzie do przodu. Twórcy się przez te lata wycwanili – to, co kiedyś zajęłoby im długie miesiące przeczesywania sieci i czytania różnorakich opinii internautów czy robienia kosztowanych ankiet, teraz zbiera za nich… sama gra. Podczas, gdy my sterujemy poczynaniami Sheparda i ratujemy galaktykę przed obcym ścierwem, do siedziby BioWare, przy pomocy wstrętnych małych gnomów, wysyłane są interesujące materiały poglądowe, które pomagają w projektowaniu kontynuacji oraz idealnym wstrzeleniu się w gusta przeciętnego gracza. Nawet więc nie śnijcie, że coś się ukryje przed pierwszym sekretarzem Hudsonem!
Dziś Kanadyjczycy postanowili odkryć rąbek tajemnicy i podzielić się częścią tych danych ze społecznością. Chcecie wiedzieć, jak graliśmy w „Mass Effect 2”?
Ze statystyk, jakie opublikował serwis IGN, wynika, że zdecydowanie bardziej lubimy przyszpilić przeciwnika do ściany pewną dawką ołowiu, niż przy pomocy sztuczek technologicznych. Żołnierz zwyczajnie zdominował resztę klas, bo wybieraliśmy go częściej niż wszystkie inne razem wzięte. Czyżby w trzeciej części szykowało się mniej klas postaci do wyboru? Na to wygląda.
Średni czas przejścia gry wyniósł 33 godziny na konsolach i o godzinę więcej na komputerach osobistych. Całkiem przyjemny wynik, choć wykazanie, że tylko około 50% graczy ukończyło finalnie tytuł, może oznaczać, że zakończenie trylogii okaże się znacznie krótsze. Natomiast tylko 15% dialogów zostało pominiętych, co tylko cieszy i potwierdza, że BioWare odwaliło w tym aspekcie kawał dobrej roboty.
Dalej, około 50% graczy było na tyle sprytnych, żeby zachować swoje zapisy stanu gry z pierwszej części i importować je do kontynuacji. 80% nabywców spersonalizowało swoją postać i zdecydowało się zagrać męską wersją Sheparda. Ciekawy jestem, ile pań zdecydowało się na tę opcję, bo przeszukując fora internetowe, zauważyłem, że Pani Komandor cieszy się niezdrową fascynacją wśród samczej części populacji.
Fanom konsol zdecydowanie do gustu przypadły zadania lojalnościowe i zrobili ich o 10% więcej niż posiadacze PC. Ci pierwsi okazali się też bardziej szorstcy i nabuzowani testosteronem, gdyż najbardziej polubili zadanie dla Grunta. Natomiast zwolennicy komputerów osobistych pokazali się z bardziej romantycznej strony, gdyż ich za serce złapała prośba Mirandy. Jakież to słodziutkie.
Czas na garść lekko szalonych statystyk. Najdłuższy czas przejścia gry to 66 godzin i jestem ogromnie ciekaw, co tyle czasu można robić w świecie gry. Znalazło się też dwóch fanatyków, którzy przeszli produkcje, werble… 28 razy! Mój Boże, naprawdę chciałbym jakoś to skomentować, ale mnie tym razem szczerze zatkało. 28 razy przeżywać tę samą historię, co w tych ludzi wstąpiło?! Może to jakaś, bo ja wiem, ekscentryczna forma współczesnych tortur?
Komentarze
Cytat
Machnąłeś się tu Chodziło o pominięcie 15% dialogów.
Cholipcia, faktycznie Coś na opak musiałem zrozumieć - dzięki wielkie, poprawione. - Tokar
Informacja o 28-krotnym przejściu gry mnie zszokowała, komuś musiało się naprawdę nudzić. Ja przechodziłem grę dwa razy, przy czym za drugim razem prawie w ogóle nie czytałem dialogów tylko "klikałem" każdą opcję i kończyłem rozmowy; podobnie "skracałem" sobie pojedynki waląc z karabinu na chama ile wlezie i gdzie wlezie;)
PS w ogóle dziwię się, że ktoś NIE robił wszystkich zadań lojalnościowych
Najmniej ambitna, najprostsza, najbardziej nudna klasa w grze? To jest, proszę państwa, efekt sztucznego poszerzania targetu i strzelankowców, którzy mają gdzieś, że Adept to mistrzowstwo finezji, Inżynier to mistrz kontroli, Snajper brzmi dumnie a Szturmowiec zmusza do wysiłku, o jack of all trades Strażniku nie wspomnę. Ech, czemu ludzie tak lubią iść na łatwiznę i wybierać to, co już znają? Jakbym chciał grać żołnierzem to bym włączył Call of Duty.
Zrozumiałbym to jedynie w przypadku silnie zaawansowanej amnezji.
Nie wiem czy to jest pójście na łatwiznę - jak dla mnie to kwestia gustu i (w moim wypadku) pragmatyzmu. W drużynie mogę mieć inżyniera i biotyka, którym będę kazał ciskać co im fabryka dała, nie ma problemu, ale o siłę rażenia bronią konwencjonalną (o ile broń w ME można tak nazwać) wolę zadbać osobiście
PS A tak odchodząc od tematu - chciałbym by panowie (i panie) z BioWare zrobili grę o przygodach Kapitana Bomby;) Może być na silniku z ME;p
Ja gram zawsze fem Shep i z tego co wiem sporo kobiet grało w ME1 jak i ME2 postacią żeńską. Przejście gry zajęło mi ok 50 godzin ze wszystkimi misjami lojalnościowymi jak i pobocznymi. Wydaje mi się,że to i tak jest krótka gra!
Co do grania 28 razy - to jest na pewno uzależnienie od Uniwersum ME - rozumiem...
W sumie ani razu nie użyłem opcji bullettime'u, jechałem większość czasu na zapalających pociskach i strzałach wstrząsowych, wspomagałem się spustoszeniem (daje radę z tarczami, a niektóre jednostki po prostu roznosi - tyle że na wyższym poziomie) i umiejętnościami Jack (z jej falą uderzeniową żadna nawała wroga nie była straszna) oraz Grunta. No ale dość, bo chyba odchodzę od tematu;p
Dodaj komentarz