Star Wars: The Old Republic

Słówko „agent” przywodzi na myśl dżentelmena w średnim wieku z nienagannie skrojonym garniturem, popijającego „wstrząśnięte, niezmieszane” lub piękną i inteligentną brunetkę łamiącą serca zachodnich kapitalistów. Nie zapominajmy również o gadżetach, bo co to za szpieg bez nich?

Rzeczywistość jednak nie wygląda tak różowo, gdyż pod płaszczykiem blichtru i bogactwa, bijących od politycznych salonów, znajduje się wieczny żywot nad przepaścią, gdzie jeden nierozważny ruch jest równoznaczny z paskudną śmiercią. Takie życie wbrew pozorom to nie bajka.

star wars, the old republic, imperialny agent

W uniwersum „Gwiezdnych Wojen” nie jest inaczej i agenci pod rządami mrocznych Sithów muszą wciąż pozostawać w pełni gotowości, otaczać się wianuszkiem zaufanych informatorów oraz starać się wykorzystać każdą sytuację na swoją korzyść. W końcu stawką jest potęga i honor umiłowanego Imperium. Porażka nie wchodzi w grę, albowiem nawet w przypadku, gdy agent wyślizgnie się z chciwych łapsk zakłamanej Republiki, to gniew zawiedzionych przełożonych może okazać się gorszy niż męczeńska śmierć na polu chwały.

Wszystko wskazuje na to, że Imperialny Wywiad jest świadom swojej złej reputacji i w ramach szlachetnego planu ocieplania wizerunku, postawił wypuścić kolejny propagandowy filmik, ukazujący, iż warto wstąpić do szeregów tej instytucji. Trzeba przyznać, że wyśmienicie spełnia swoje zadanie.

Star Wars: The Old Republic

Poczujesz smak przygody, mówili. Poznasz egzotyczne światy, obiecywali. Za mundurem kosmiczne panny sznurem, zapewniali. Ekscytująca wyprawa dla prawdziwych twardzielów, pragnących zaśmiać się w twarz niebezpieczeństwu i zatańczyć ze zdradziecką dziewką fortuną! Ha, pewnie mieli rację, ale oczywiście zapomnieli wspomnieć o malutkim, zdawałoby się nieistotnym, aneksie napisanym drobnym druczkiem. Mój tyłek należał teraz do Republiki, na dobre i złe, o każdej porze dnia oraz nocy.

the old republic

O ile codzienną musztrę, nadpobudliwego i zakompleksionego generała czy tych egoistycznych sodomitów z mieczami świetlnymi (...że niby nie zależy im na kredytach i potędze... ha, ha, ha... dobre sobie, to po co im ta święta wojna?), dało się jakoś przetrzymać, to cofnięcie przepustki świątecznej uznałem jako potwarz. Zdrada, sromota i Coruscant! Gdzie się podziała złota wolność szlachecka, która gwarantuje mi karpia, kolędowanie i obrastanie w tłuszcz? Ja płacę terminowo podatki i nigdy nie podniosłem ręki na władze! Domagam się swoich praw, a nie gumowatej konserwy zmieszanej z posoką tych imperialnych drani!

Ech... ponoć nie mieli wyboru – rebelia na Balmorrze, zgnilizna korupcji tocząca Coruscant, fala skrytobójczych ataków na Nar Shaddaa, anarchia na Alderaanie. Niezły bajzel i ktoś go musi w końcu kiedyś posprzątać.

Star Wars: The Old Republic

Skoro piszemy o dość frywolnym podejściu do kultowych marek, to wypadałoby pociągnąć dalej ten temat. W końcu niska temperatura, irytująca mżawka i szaruga za oknem idealnie podkreśla nastrój tych sobotnich rozmyślań. Tym razem na tapecie ląduje nadchodzący hit BioWare, „The Old Republic”, który podejmie szturm na serca pasjonatów już 22 grudnia.

Zastanawia mnie bowiem fakt dość luźnego podejścia do niezwykle bogatego kanonu „Gwiezdnych Wojen” – traktowania go bardziej jako poradnika działkowca niż kodeksu, z którego prawami trzeba żyć w zgodzie. Dodajmy do tego, że skoro jawny fan „Star Treka”, nie będący jakimś wielkim fanatykiem uniwersum Lucasa (lecz szanującym je), zauważa, iż coś tutaj nie gra i twórcy traktują zbyt elastycznie historię, to nie jest chyba dobrze?

the old republic, jedi, łowca nagród

Najpierw był ten nieszczęsny „Huttball”, który jawnie zezwala na współpracę egoistycznego Sitha z dobrodusznym Jedi. To tak, jakby fanatyczny generał Kim Jong-ila zapomniał nagle o wieloletnich niesnaskach oraz propagandzie wpojonej mu za młodu i z uśmiechem na ustach zaufałby „kapitalistycznej świni” z Korei Południowej, latając razem z nią za piłką. Paranoja? Trochę tak. Potem moment zastanowienia przyszedł podczas ujawnienia opcji romansów homoseksualnych – żeby nie było, mnie to nie wadzi. Zachodzę jedynie w głowę na ile tak otwarta postawa jest zgodna z filozofią sagi, bo osobiście nie przypominam sobie, ażeby postacie z takimi skłonnościami występowały tutaj w ilości hurtowej (kilka filmów czy książek udało mi się dorwać). Jest to ciekawy pomysł, ale znając brak wysmakowania BioWare do kwestii umizgów, powstanie kolejny absurd.

Lista jest o wiele dłuższa, chociażby możliwość ukatrupienia z zimną krwią kultowego bohatera, legendy całej galaktyki, w instancji przeznaczonej dla średniopoziomowych postaci (uwaga spoiler, oglądać jedynie na własne życzeniedowód). Natomiast w najnowszym zwiastunie twórcy otwarcie mówią, że Jedi może traktować swój kodeks jak szmatę i śmiało folgować swoim żądzom. Wszystko jest w porządku, ale chyba nie będzie można zmienić strony konfliktu w trakcie gry, mylę się? Zdrajca walczący po stronie Republiki?

Star Wars: The Old Republic

Straszny psotnik z tego Świętego Mikołaja. Wczoraj skrzywdził wszystkich graczy, dogadując się z Panem Ciemności i jego apostołami, aby rozpętali kolejną apokalipsę dopiero na początku 2012 roku. Kiedy wszyscy spuścili nos na kwintę w wyniku tego, że zapowiadała się nam kolejna leniwa gwiazdka, podczas której obrośniemy w tłuszcz i zapadniemy w sen zimowy do czasu gorących marcowych premier, ten gruby żartowniś po cichu dogadywał się z chłopcami z BioWare. Tak jest, moi drodzy. Nadchodzące święta będą nierozerwalnie kojarzyć się z zakonem Jedi, mrocznymi Sithami i międzygalaktycznym konfliktem na pełną skalę. Zobaczymy, czy twórcy zasługują na rózgę, którą wieści im niemała grupka graczy, a może na wyjątkowy prezent, przełamujący swoista stagnację, jaką od dawna trawi ten gatunek.

Co intrygujące, ta szalenie istotna informacja pojawiła się na trzeciorzędnym konwencie „Eurogamer Expo 2011”, który raczej nigdy nie wysławił się niczym wyjątkowy i znajdował się na marginesie branżowego kalendarza. Cóż, mam nauczkę, że trzeba trzymać rękę na pulsie i bacznie obserwować każdą imprezę, nawet jeżeli brakuje tej specyficznej pompy, a całość pachnie delikatnym zaściankiem.

star wars: the old republic

Do rzeczy. Tak więc, założycielski duet Ray Muzyka – Greg Zeschuk, wszem i wobec ogłosili, że „Star Wars: The Old Republic” trafi na ekrany naszych monitorów już 22 grudnia. Oj.. coś czuję, że na rodzinną atmosferę w te święta nie ma co liczyć, karp nie dostanie tym razem po łbie, a choinkę będzie musiał ubrać ktoś inny. No chyba, że familia również została zindoktrynowana przez tryby branży wirtualnej rozrywki albo tytuł okaże się totalnym nieporozumieniem i rzucimy go w kąt, zanim na dobre zabrzmią kolędy.

Dobra, a teraz czas na mniej zabawną kwestię. Ile ta przyjemność będzie nas kosztować?

Star Wars: The Old Republic

Czy masz blaster w kieszeni, czy po prostu cieszysz się, że mnie widzisz?

star wars: the old republic

Jak szaleć, to szaleć. BioWare jest konsekwentny w swoich poglądach na kwestię seksualności w grach komputerowych i równouprawnienia graczy o różnych preferencjach seksualnych. Skoro w „The Old Republic” położono główny nacisk na opowiadanie historii, odgrywanie poszczególnych ról czy stawanie przed konsekwencjami swoich wyborów, to i takich decyzji nie mogło zabraknąć. Nie jestem fanatykiem „Gwiezdnych Wojen”, więc niestety nie mam zielonego pojęcia, jak ma się ten fakt do całego kanonu uniwersum Lucasa (przykładowo w „Star Treku” mógłby być z tym pewien kłopot). Po cichu liczę, że jakaś dobra dusza mnie naprowadzi na ten problem w komentarzach, tuszując tym samym moją haniebną niekompetencję.

Jednak zaraz, moment… Wszyscy, którzy wykonali gest zwycięstwa widząc tą wieść, niech lepiej ostudzą swój entuzjazm. Twórcy otwarcie zapowiedzieli, że choć taka opcja z pewnością zostanie odblokowana w grze, to niestety pojawi się dopiero kilka tygodni po premierze tytułu, w specjalnej łatce uzupełniającej. Zainteresowani do tego czasu, będą musieli trzymać swoje żądze na wodzy.

Star Wars: The Old Republic

Przemytnicy – banda krnąbrnych skurczybyków z kompleksem samouwielbienia. Za nic mają sobie międzygalaktyczne prawa i kpią z nich, skrywając się za specyficznym, niepisanym kodeksem zawodowym, który jest elastyczny niczym guma balonowa. Kochają tańczyć ze Śmiercią i patrzeć jej prosto w oczy z nutką wyzwania w tle. Nigdy nie tracą „zimnej krwi” i nawet, gdy na galaktycznej giełdzie zwanej „szarym żywotem” ich akcje zazwyczaj marnie stoją, to dzięki ślepemu losowi oraz kilku nieprzeciętnym fortelom potrafią odwrócić sytuację na swoją korzyść, równocześnie rozbijając bank. Niewierne lekkoduchy, które wydadzą wszystkie kredyty na alkohol oraz hazard, aby potem za pomocą czułych słówek skraść cnoty Waszych córek i po akcie zbałamucenia, ulotnić się w anonimową przestrzeń kosmiczną bez pożegnalnego całusa.

the old republic, przemytnik, han solo

Ech... i pomimo tego, że każdy o tym dobrze wie, to nadal dajemy się nabrać na ich tanie sztuczki, a płeć piękna wciąż za nimi szaleje. Sfery się kręcą, bo generalnie dobrze jest wiedzieć, że gdzieś tam w kosmosie, są „kolesie” wyluzowani za nas wszystkich, grzeszników. Tak widocznie musi być i nikt tego nie zmieni.

Stara sentencja Horacego „carpe diem” nadal trzyma się dobrze, a wojna pomiędzy Republiką a Imperium raczej tylko zwiększyła zwolenników stylu życia a’la Han Solo, gdyż „inter arma silent leges”. Los przemytnika obfituje w wiele niebezpiecznych atrakcji i jest to istna jazda bez trzymanki, co dobitnie potwierdza najnowszy zwiastun „The Old Republic”.

Star Wars: The Old Republic

Spójrzmy prawdzie w oczy, ratowanie galaktyki czy sączenie wysokoprocentowych trunków z czaszki naszego byłego mistrza, nie uczyni z nas bogaczy. Pewnie, sława jest dobra i to zawsze znakomity magnes na płeć przeciwną, ale z czegoś przecież trzeba żyć, a rachunki za paliwo w końcu same się nie opłacą. Nie wspominając już o podatkach, gdyż, czy to Republika, czy Imperium Sithów, możni wysysają kredyty z człowieka jak mleko z dojnej krowy. Czasem trzeba zacisnąć zęby, pojednać się ze swoim starym wrogiem i wziąć razem z nim udział w igrzyskach ku uciesze wyjątkowo hedonistycznych zachcianek.

huttball, star wars: old republic

„Huttball” to kosmiczna wersja futbolu amerykańskiego, która pozwala na niezwykle łatwe i szybkie zjednanie się z Mocą. Mięciutką i pachnącą murawę zajmuje metalowe podłoże, wypełnione po brzegi śmiertelnymi pułapkami, a zasady fair nie mają tutaj racji bytu – dekapitacja przeciwnika przy pomocy miecza świetlnego jest w tej grze wręcz nagradzana burzą oklasków.

Pomimo tego, w całej galaktyce nie brakuje szaleńców, gotowych zaryzykować rozegranie tej śmiertelnej partii. „Kartel” nie szczędzi bowiem pieniędzy na nagrody, które nawet największego marudę skłonią do mlaśnięcia z zachwytu. Wchodzisz jako biedak bez grosza przy duszy, a wychodzi jako bogacz, którego stać na zakup własnego księżyca. O ile jesteś dobry i publika Cię pokocha. Gotowy podjąć tak wielkie ryzyko i podnieść tę rękawicę?

Star Wars: The Old Republic

Wygląda na to, że podczas tworzenia kolejnej listy zakupów obok mleka i jajek, trzeba uwzględnić również zamówienie pre-order „Star Wars: The Old Republic”. Inaczej w dniu premiery gry może nas przywitać szara rzeczywistość, znana z czasów nieśmiertelnej Polskiej Rzeczpospolitej Ludowej – puste półki i kilkunastometrowe kolejki. No cóż, przynajmniej takie są wyliczenia i mokre sny Electronic Arts. Czas pokaże, czy sprzedaż będzie autentycznie tak fantastyczna.

Faktem jednak jest, że twórcy celowo ograniczą ilość sztuk „The Old Republic” dostępnych na światowych rynkach, zarówno cyfrowych, jak i tych detalicznych.

the old republic, towar luskusowy
Jest „The Old Republic”? Nie ma. To co jest? Ja jestem!

Oficjalnym powodem takich działań ma być, a jakże, troska o dobro graczy. Otóż, zbyt wielkie zainteresowanie sieciowym projektem BioWare, może przynieść zgniłe frukta podczas „dnia zero”. W końcu żaden Jedi czy Sith nie lubi, gdy na drodze jego arcyważnych misji stoi przepełniony świat, a ekran prywatnego statku kosmicznego zamiast przewidywanej trasy lotu, wyświetla „W wyniku zaistniałych błędów serwer jest nieaktywny. Spróbuj zalogować się ponownie za kilka chwil. Za utrudnienia przepraszamy”? Tak… nawet największego stoika strzela wtedy coś niemiłego, gdyż w końcu nie zapłacił za gapienie się w niebieski ekran, tylko za międzygwiezdną przygodę.

Star Wars: The Old Republic

Na udostępniony materiale z tegorocznego ComicConu jeden z twórców sieciowego Star Wars: The Old Republic, Dallas Diciknson, opowiada o systemie rozmów, bardzo przypominającym ten z "Mass Effect", oraz walki z rozróżnieniem na różne klasy postaci.

Pod nazwą "Essels" kryje się należący do Republiki statek wiozący prominentnych przedstawicieli Senatu. Okręt ten został zaatakowany przez siły Wielkiego Moffa Kilrana. Będzie można odwiedzić statek niedługo po opuszczeniu początkowej planety przypisanej danej klasie. Głównym bossem "Esseles" będzie Mandalorianin zwany Żelazną Pięścią (Ironfist).

Star Wars: The Old Republic

Dopiero co zakończył się Comic-Con 2011, a już uzbierało się sporo nowych wiadomości na temat SW: TOR. Poza paroma informacji na temat rozgrywki, otrzymujemy zestaw minimalnych wymagań sprzętowych, a także nowy trailer gry. Wszystko to po to, byśmy wreszcie zdecydowali się, po której stronie galaktycznego konfliktu staniemy.

star wars the old republic
Wczytywanie...