Choć wielu z uśmiechem politowania kiwa energicznie głową na takie działania, uważając model z abonamentem za archaiczny wynalazek, który powoli przygotowuje się do wypicia pierwszego ciemnego piwa z Abrahamem, to Kanadyjczycy nadal uważają, że podjęli dobrą decyzję z „The Old Republic”. Cóż, co by nie pisać, piorunujący sukces ich debiutanckiego MMORPG podarował im kilka atutów w dysputach na temat kierunku, w jakim ma zmierzać ten gatunek i prawo do wygłaszania niepopularnych tez.
„Nie twierdzę, że ten typ płatności jest lepszy lub gorszy. Po prostu, dzięki niemu byliśmy w stanie zrobić kilka rzeczy, na które inni nie mogliby sobie pozwolić i nie wypieramy się tego. Studia opierające swoje produkcje na modelu „free-to-play” nie mogą sobie pozwolić na inwestowanie w projekt na takim samym poziomie, co my. Nigdy nie będą w stanie stworzyć produktu o takiej skali i wielkości, jaki nasz zespół miał szansę skonstruować. Koncept, że rodzaj gry MMO bez abonamentu przejmie wszystkie modele biznesowe istniejące w tym gatunku, jest już w samych założeniach śmieszny.” – powiedział jeden z ojców studia BioWare, Greg Zeschuk.
Ciężko się z tym nie zgodzić, sam jestem zwolennikiem wyłożenia kawy na ławę i płacenia miesięcznego haraczu niż bawienia się w pozory darmowości, jakimi stara się omamić mnie konkurencja. Wolę wysupłać trochę grosza (co w skali rocznej nie jest w sumie tak ogromnym wydatkiem, jeżeli weźmiemy całość przez pryzmat ilości spędzonego czasu oraz godziwej jakości zabawy) i tym samym grać w otwarte karty. Być traktowany na równi ze wszystkimi oraz rozpieszczany przez developerów (od kwestii technicznych, po soczyste aktualizacje) czy kulturalnie przeżyć kilka przygód w gronie zdroworozsądkowych graczy (mniejsza szansa, że trafią się jakieś „oszołomy”) – bo płacę, więc wymagam. Jeżeli twórcy nie sprostają mojej fanaberii, to zrezygnuję z tego biznesu i pójdę szukać szczęścia gdzieś indziej – kapitalizm pełną gębą.
Choć w sumie nie ma tutaj żadnej prawidłowości, bo jest wiele darmowych produkcji, które gwarantują niebagatelną zabawę i nie rażą tak ograniczeniami, które po kryjomu wpychają brudne łapska do naszych portfeli. Ot, specyfika tego gatunku i liczy się tutaj pewien stopień rozwagi. „Doktorzy” z BioWare nie są ślepi i również nie uważają modelu „free-to-play” za największe zło całej branży. Przeciwnie, dla nich to tylko kolejny kawałek społecznościowego tortu, na który wyraźnie mają ochotę. Wygląda na to, że zapowiedziany w zeszłym roku „Warhammer: Wrath of Heroes”, nie jest jedynym „darmowym projektem”, nad którym obecnie dłubią Kanadyjczycy.
„Można przedefiniować pewne rzeczy i spojrzeć na nie pod różnymi kątami. Mamy w podorędziu kilka ekscytujących projektów, opartych na systemie „free-to-play”, których jeszcze nie ogłosiliśmy. Zdradzę jedynie, że przywrócą one do życia pewne klasyczne marki, wywołujące u ludzi masę pozytywnych wspomnień.” – zapowiada Ray Muzyka.
Intrygujące. Czyżby szykował się nieszablonowy powrót „Jade Empire”, o którym od dłuższego czasu mówi się coraz głośniej? Z jednej strony byłby to miód na moje serce, gdyż z ogromną rozkoszą poczułbym jeszcze raz tę nutkę orientalizmu i pewien powiew świeżości, jaki niesie ta marka. Jednakowoż, ciężko mi sobie wyobrazić wspomniany tytuł w postaci darmowego MMO. „Jade Empire: Facebook Adventures”? Brrr… prawdziwie apokaliptyczna wizja.
Komentarze
Co do powrotu JE - jedynka mnie do siebie nie przekonała, jednak gra była ciekawa. Chętnie zobaczyłbym jednak kontynuację w akcji.
Dodaj komentarz