Dwukrotnie przesuwana premiera "Dzikiego Gonu" zwiastowała pojawienie się magnum opus polskiego studia CD Projekt RED, mającego nie tyko zawalczyć o zniecierpliwionych fanów serii, ale także pozyskać tych, którzy do tej pory nie mieli okazji zetknąć się z przygodami wiedźmina Geralta. Szlak dla naszego bohatera okazał się niezwykle trudny, ale z dumą mogę stwierdzić, że "Wiedźmin 3" napotkał mniej problemów technicznych niż poprzednik w dniu premiery. Czy to oznacza, że "Dziki Gon" jest najlepszym komputerowym cRPG, jakie pojawiło się w sprzedaży?
Z tak śmiałymi wnioskami musiałbym zaczekać jeszcze trochę, co nie zmienia faktu, że w swoje ręce dostaliśmy nie tylko fabularną kontynuację, ale także swego rodzaju ewolucję. Niestety, chociaż dowiadujemy się, jak też udanie przebiegła inwazja Nilfgaardu, to między bajki należy włożyć obietnice otwartego świata, który przyjdzie nam przemierzać wedle uznania. Tak wielką swobodę wciąż oferują jedynie gry z serii "The Elder Scrolls", bowiem "Dziki Gon" to tak naprawdę pięć wielkich bloków z mocno rozbudowaną mapą, gdzie co prawda możemy podróżować w obie strony, lecz w nie do końca przypadkowej kolejności. Co prawda mamy tu do czynienia z jawnym przekłamaniem developerów, lecz zarazem rozwiała się moja największa obawa względem trzeciego "Wiedźmina" – rozdmuchanie głównego wątku i sprowadzenie go do drugorzędnej roli, co stało się udziałem "Skyrima" i jego sławnych poprzedników.
Tym razem główna oś fabularna wpływa na świat w krótkim czasie, przez co nasze wybory szybko wydają swoje owoce. Cóż z tego, że mapę danego obszaru da się pokonać w kilkanaście minut, skoro twórcy zadbali, byśmy odwiedzili co ważniejsze miejsca i zainteresowali się pobocznymi aktywnościami, bez których nie mamy co marzyć o bogactwie czy wysokim poziomie doświadczenia. Przewodni wątek posiada sugerowany stopień skomplikowania, jak też sztuczne bariery pokroju glejtu czy wynajęcia odpowiedniego kapitana, dzięki czemu szybko odkrywamy niezbędną kolejność poruszania się na danej mapie. Nikt nas nie popędza, więc spokojnie rozwijamy postać i podejmujemy się dodatkowych questów.
Nic nie zachęcałoby nas do tego, gdyby nie bardzo dopracowane lokacje. Znajdujemy nie tylko zamieszkałe osiedla, ale także porzucone wioski, jaskinie czy ukryte pod wodą jamy, gdzie zawsze trafimy na coś interesującego i wartego zbadania. Czasem jednak wystarczy zatrzymać się w danej miejscowości i po prostu obserwować mieszkańców, którzy reagują na naszą obecność, lecz wkrótce powracają do codziennych czynności. Wsie i miasta naprawdę żyją – śmiem twierdzić, że każde skupisko ludności trwa w swoim własnym rytmie, próbując odnaleźć się w wojennym dramacie utraconej Temerii, o czym przypominają nam dezerterzy oraz wiszące na drzewach ciała.
Nie powinniśmy narzekać na nudę podczas prób namierzenia Yennefer i Ciri, bowiem "Dziki Gon" oferuje nie tylko sporą liczbę zadań pobocznych, z których wiele pozwala nam lepiej zrozumieć lokalną społeczność, ale także aktywności pokroju niszczenia gniazd potworów, gry w gwinta, czyli świetnej odmiany karcianki, jak też plądrowanie ruin czy wyścigi konne. Co więcej, żadna z tych czynności wcale nie ma zmusić nas do dłuższego obcowania z grą, bowiem wyłącznie od gracza zależy, jak szybko zechce zabrać się za poszukiwania dwóch najważniejszych kobiet. Zapominamy o eksperymentach z początków "Dragon Age: Inkwizycja", gdzie rozbijanie bzdurnych obozów czy zbieranie kawałków mięsa zmuszało do latania po mapie w tę i z powrotem. Ratujemy dzieci, biegamy za duchami, zmagamy się z łowcami czarownic czy po prostu nagle odkrywamy, że rządzący danymi ziemiami samozwańczy władca to kobiecy bokser, jednak ani przez sekundę nie odczułem znużenia głównym wątkiem. Gra stopniowo pozwala nam przetestować nowe opcje jak szukanie śladów, nurkowanie czy wspinaczka, dzięki czemu samouczek wykracza poza prolog i wciąż mamy wrażenie, że czeka na nas do odkrycia coś jeszcze.
Warto także zwrócić uwagę na zmianę w systemie dialogów, która wpływa dość mocno na sam styl rozwiązywania zadań. Teraz zwykle mamy do wyboru dwie opcje, w ogóle niepodpisane, dzięki czemu gra nie sugeruje żadnego, "właściwego" sposobu postępowania, lecz niejeden raz zdarzyło się, że rozwinięcie tematu pozwoliło mi przekonać do siebie bandytów – a co za tym idzie – oszczędzić sobie trudnego starcia i niechybnej śmierci już na samym początku gry. Warto się odzywać, bo dane nam będzie usłyszeć często zabawne odpowiedzi Geralta, jak też wyciągnąć maksymalne korzyści z danego questa. Nie jest tajemnicą, że traktuje się nas w kategorii chłopca na posyłki, ale przecież czy nie tego wymaga się od profesjonalisty? Często dostajemy jedynie poszlaki, dzięki czemu przetestujemy nowy system wyczulonych zmysłów Białego Wilka. Gra oznacza obszar poszukiwań i to my musimy wypatrywać podejrzanych obiektów, których czerwona aura wymaga "odblokowania" tropów we właściwej kolejności. Co prawda czasem zabiera to kilka minut, bowiem dopiero wtedy wpadniemy na pomysł, że znaku pewnego konia należy szukać w wodzie, jednak dzięki temu nie dostajemy rozwiązania na tacy i nie "strzelamy" wilczym medalionem co dwie minuty, jak to należało czynić w "Zabójcach królów".
Same krajobrazy to nie wszystko, więc postanowiono odpowiednio je wypełnić. Nie mam tu na myśli tylko zajączków, sarenek oraz innego rogatego tałatajstwa, ale postacie niezależne, jak i potwory. Pierwsza grupa obejmuje setki, wciąż często klonowanych z wyglądu, mieszkańców, których rysy twarzy poznamy więcej niż raz, ale także ważniejsze postacie, przygotowane dużo dokładniej. Możemy liczyć na powrót kilku znanych osobistości, jednak twórcy dotrzymali słowa i przyjdzie nam zamienić kilka słów lub uczynków z tymi, których zarysował sam imć Sapkowski. Warto zwrócić jednak uwagę na dość niepokojącą praktykę w przedstawianiu płci zwanej piękną, bowiem niemal każda kobieta została przygotowana niczym modelka do castingu. Modele są naprawdę ładne... lub nawet zbyt ładne, gdy powinniśmy rozmawiać z osobami wiekowymi. Owszem, ich twarze posiadają zmarszczki, lecz dziarskie staruszki mają ciała nastolatek, przez co cała wizja artystyczna pryska w jednej chwili. Do tego dochodzą często dość wyuzdane stroje, pokazujące naprawdę sporo.
Widać, że twórcy sporo pracy włożyli w przygotowanie postaci pierwszoplanowych. Geralt prezentuje się naprawdę dobrze, pozytywnie zaskakując poziomem detali. Broda faktycznie rośnie, ale nie liczcie, że będę się nad tym elementem dłużej rozwodził, ponieważ jest on jedynie dodatkiem. Wróćmy jednak do tematu, czyli dobrej prezencji Yennefer, Zoltana czy Jaskra, chociaż akurat w przypadku tego ostatniego spodziewałem się czegoś innego. Ten sam zarzut mogę skierować w stronę Triss Merigold, która prezentuje się po prostu dziwnie. W "dwójce" byłem gorącym zwolennikiem czarodziejki z Mariboru, lecz podczas zabawy w kontynuację jakoś jej wizerunek nie przypadł mi do gustu. Kto wie, może tym razem brak sesji w "Playboyu" nie był podyktowany złą wolą polskiego wydawcy tego pisma.
Zupełnie osobno należy spojrzeć na kwestię przeciwników w ich potwornej odmianie. Powracają starzy znajomi, jak chociażby zjawy czy utopce, jednak pojawia się sporo debiutantów. Ich wygląd i sposób zachowywania się mogą z początku zachwycać, jednak prawdziwe przygotowania, jak również kunszt w starciu docenią jedynie ci, którzy zrezygnują z niższych poziomów trudności, bowiem te – zgodnie opisem – służą jedynie osobom pragnącym jak najszybciej poznać całą historię. Co ważniejsze, debiutująca kusza nie zachwiała balansem walki z racji swojego dość długiego ładowania i przeciętnego systemu celowania, dobrze odzwierciedlającego trudność posługiwania się nią na co dzień. Wciąż walczymy przede wszystkim mieczem, lecz już bez znacznej pomocy petard i bomb. Ten rodzaj dodatkowej broni zyskał znaczące ograniczenie pod względem posiadanych zapasów, przez co musimy z nich korzystać z większą ostrożnością niż w "dwójce". Nowy system znaków wywołuje pozytywne wrażenia wizualne, chociaż akurat fioletowy "Yrden" wygląda z początku niepoważnie, zupełnie jakbyśmy rozrzucili na ziemi świecące nasiona.
Sama walka wygląda widowiskowo, lecz tak naprawdę momentami mocno nierealnie. Widać, że twórcy próbowali nas omamić finiszerami oraz skokami niczym rusałka, lecz znów ten element wywoła falę krytyki ze strony osób pragnących większego realizmu. Dla nich jedynym rozwiązaniem okazuje się wyższy poziom trudności, gdzie poznanie zwyczajów oraz słabych stron rzeczywiście czyni znaczną różnicę. Wtedy też dopiero okazuje się, że przygotowanie olejów na broń było posunięciem czasochłonnym, lecz czas ten nie poszedł na marne. Nieporozumieniem okazuje się walka na koniu, z której najlepiej zupełnie zrezygnować. Płotka jest mało pomocna, zaś liczba opcji ulega drastycznemu ograniczeniu, stąd lepiej dzielnego rumaka odesłać i zastanowić się, dlaczego twórcy już przywoływanego "Skyrima" dopiero przy okazji dodatku wprowadzili ten element do swojej gry.
W starciach pomagają nam możliwe do zmutowania umiejętności o stopniowalnej skali rozwoju, które poznajemy już nie z poziomu osoby dotkniętej amnezją, lecz raczej sklerozy, przez co początkowe starcia wyglądają tak, jakby Geralt dopiero dzień wcześniej odkrył, że jego włosy i oczy będą wyróżniać się z tłumu. Nie należy także zapominać o ekwipunku, który posiada odpowiednie przegródki rodem z "dwójki", lecz zajmuje siatkę ekwipunku niczym pierwszy "Wiedźmin". Szybko okazuje się, że zbieramy całe tony sprzętu, zajmującego nie tylko nasze kieszenie, ale także juki Płotki. Wtedy też zaczynamy rozkładanie tego wszystkiego na kawałki, dzięki którym możemy zabawić się w tworzenie przedmiotów. System craftingu niemal nie uległ zmianie od czasów poprzedniczki, więc ponownie surowce to jedynie połowa drogi do sukcesu, zwieńczonej jedynie poprzez posiadanie odpowiedniej receptury.
Niestety zabawę w modystę usilnie utrudniało mi tragiczne menu rozmiaru mikrego i skonstruowane z myślą o konsoli. Testowałem grę w edycji na PC i za każdym razem narzekałem na ten element, który zmuszał mnie do przebijania się przez wszystkie opcje, by w końcu dotrzeć do tej właściwej. Jeśli tak ma wyglądać praca nad tym elementem od czasów "dwójki", to najlepiej będzie, jak kolejny patch zostawi tę sprawę tak, jak czynili to "Zabójcy królów". Nie najlepiej prezentowało się także kilkukrotne doczytywanie tekstur w trakcie filmików, przenikanie przez obiekty oraz dziwny odruch podczas zatrzymywania się postaci po biegu. Przez kilka minut bawiło mnie również oglądanie animacji skoku, ale dobrze, że Geralt wreszcie radzi sobie z przeszkodami sięgającymi ponad poziom kostek.
Nie mogę jednak podarować systemu dubbingu, bowiem "Dziki Gon" został w pełni zlokalizowany, jak to miało miejsce przy poprzednich odsłonach. Geralt prezentuje się wyśmienicie i nie widzę dla pana Rozenka żadnego substytutu. Podobnie rzecz się ma z pozostałymi dżentelmenami od Białego Sadu po Skellige. Znów muszę odwołać się do płci pięknej, ponieważ Yennefer przemawia bez nutki seksapilu, zaś Ciri powinna otwierać usta jak najrzadziej, pozwalając nam jedynie na podziwianie czegoś na wzór stanika sportowego i obcisłych spodni. Tragiczniej wypadają role dziecięce, które brzmią sztucznie i na tyle nieciekawie, że zastanawiałem się nad zdjęciem słuchawek z uszu. Podłożenie głosu dla dziecka także wymaga osoby mocno nieletniej, ale nie sądziłem, że w tym aspekcie Polska nie ma do zaoferowania absolutnie niczego interesującego. Tak, teraz wiadomo, czemu bajki zawsze czytali nam dorośli.
Płotka patrzy wyczekująco, więc pora zakończyć to przemówienie i ruszyć na szlak. Trzeba przyznać, że "Dziki Gon" oferuje świetny główny wątek i rozwija wiele elementów poprzedniczki, przez co gra wystarczy na długo. Świat oszałamia swoim dopracowaniem, lecz zarazem razi ograniczeniami w rozmiarze oraz brakiem swobodnego podróżowania w miejsca, które nam się zamarzy. Nowe potwory oraz twarze zachęcają do wysiłku, chociaż nie potrafią odwrócić mojej uwagi od wciąż kiepskiej strony technicznej tytułu, który przecież przez ten aspekt dwukrotnie kazał czekać na siebie dłużej. Wolałbym także lepszy dubbing kobiecy oraz czytelniejsze menu, co nie zmienia faktu, że napisanie tej recenzji nie wymagało ode mnie żadnego samozaparcia. Na idealną ocenę "Dziki Gon" nie może liczyć, jednak w mojej opinii dziewięć "kostek" to rozsądne minimum dla każdego, kto nabył ten tytuł w wersji PC... i posiada na tyle mocny sprzęt, by móc ustawić przynajmniej wysoki poziom detali. Wierzcie mi, naprawdę warto.
Plusy
- Ciąg dalszy przygód Geralta
- Świetne lokacje
- Dużo dodatkowej aktywności
- Zróżnicowany wątek główny
- Nowi przeciwnicy
- Powrót Yennefer!
Minusy
- Błędy techniczne
- Przeciętny dubbing kobiecy
- Klonowani wieśniacy
- Męczące menu
- Brak obiecywanej otwartości świata
Komentarze
Dodaj komentarz