Studio Bioware już na długo przed premierą własnej produkcji postawiło jej poprzeczkę bardzo wysoko, nazywając ją duchowym spadkobiercą sagi "Baldur's Gate". Mieli do tego pełne prawo, ponieważ to właśnie oni byli twórcami rzeczonej serii. Oprócz tego w portfolio kanadyjskiej firmy znajdują się takie klasyki fabularne jak "Neverwinter Nights" czy "Star Wars: Knights of the Old Republic", więc nie można się dziwić, że oczekiwania graczy były ogromne. Ja miałem pewne obawy. Dlaczego? Ano dlatego, że w 2007 roku Bioware zostało przejęte przez molocha zwanego Electronic Arts i, jak wszyscy wiedzą, w takich korporacjach liczy się tworzenie gier dla mas, czyli kasy. Na szczęście moje obawy nie potwierdziły się i gra urzekła mnie od początku.
"Mam służbę i nie zawaham się jej użyć"
Rozpoczynając rozgrywkę – jak na porządnego RPG-a przystało – musimy stworzyć sobie postać. Oprócz rzeczy oczywistych, jak wygląd czy płeć, twórcy dali nam możliwość wyboru spośród trzech klasycznych ras: człowieka, krasnoluda lub elfa. Pewnie zapytacie – co w tym niezwykłego? Już odpowiadam. Wybierając ową rasę, musimy zdecydować, jakie jest nasze pochodzenie (z ang. origin) i w zależności od tego, co wybierzemy, takie będzie nasze wprowadzenie do gry. I tak decydując się np. na krasnoluda plebejusza, naszą lokacją startową będzie Kurzowisko czyli slumsy w Orzammarze (miasto krasnoludów). Takich początków mamy w grze 6, po dwa dla każdej rasy. Jest to ciekawy pomysł na prolog wprowadzający do gry, szkoda jednak, że taki krótki (1-2 godzin).
"Gdzie ja w ogóle jestem?"
Twórcy z kanadyjskiego studia postawili na oryginalność i stworzyli cały świat od podstaw, więc ludzie, którzy liczyli na powrót do Forgotten Realms (Zapomnianych Krain), muszą przełknąć gorzką pigułkę. W zamian za to akcja gry przenosi nas do świata o nazwie Thedas, który podzielony jest na kilka mniejszych państw, a są to: Tevinter, Orlais, Par Vollen, Wolne Marchie, Nevarra, Seheron, Rivain, Antivia i Ferelden. W grze będziemy przemierzać ostatnie z nich – Ferelden, którego stolicą jest Denerim. Na pierwszy rzut oka nie wydaje się ono duże, jednak w miarę postępu w fabule będziemy poznawać coraz to więcej zakątków tego miasta. Muszę jednak nadmienić, że jest ono mniejsze niż Amn, znane z drugiej części "Baldur' Gate".
Co do samej fabuły. W grze wcielimy się w członka Szarej Straży, który, jednocząc kraj ogarnięty walką baronów o wpływy, musi powstrzymać Plagę i Arcydemona. Szara Straż to zakon skupiający elitarnych wojowników, których jedynym zadaniem jest obrona świata przed mrocznymi pomiotami – Plagą. Jak widać, fabuła jest typowa jak na heroic fantasy, ale uwierzcie mi, że potrafi bardzo wciągnąć mimo swojej prostoty i to na długie godziny. Scenariusz jest bardzo dobry, a przejście głównego wątku zajmie nam ok. 40 godzin, co w dzisiejszych czasach jest świetnym wynikiem. Jednak jeżeli ktoś czułby niedosyt, może pobawić się masą pomniejszych misji, które skutecznie wydłużą czas rozgrywki co najmniej dwukrotnie. W pogoni za ukończeniem zadań pobocznych nieraz będziemy musieli wracać do wcześniej odwiedzonych lokacji, co dla niektórych może okazać się nużące. Nie martwcie się jednak, bo twórcy mieli kilka naprawdę fajnych pomysłów i pokazali, że znają się na rzeczy. Na uwagę zasługują łamigłówki, które są dobrym pomysłem na urozmaicenie rozgrywki, lecz niestety jest ich jak dla mnie zbyt mało. Jedną z ciekawszych przygód w grze jest pobyt w "Pustce". Jest to kraina ludzkich snów, w której musimy wyzwolić wszystkich swoich kompanów uwięzionych w śnie i pokonać wspólnymi siłami Demona Gnuśności. Naprawdę klimatyczna misja i na szczęście nie jedyna, w której będziemy mogli skopać tyłki siłom ciemności.
"Poplamiłeś mi zbroję ty... pomiocie!"
Tutaj dochodzimy do głównego aspektu w grze, czyli walki. Miłośnicy rozwiązań siłowych i machania mieczem będą zachwyceni, ponieważ twórcy dostarczyli nam mnóstwo okazji do wyżywania się na biednych pomiotach i innych stworach. "Dragon Age" oferuje nam ten sam system, który mogliśmy zaobserwować m.in. w "Baldur's Gate", czyli walka w czasie rzeczywistym z aktywną pauzą. Starcia dzięki temu rozwiązaniu są bardzo przemyślane i taktyczne. Można oddalić kamerę i obserwować pole bitwy za pomocą rzutu izometrycznego, co zdecydowanie polecam, lub całkiem przybliżyć i spoglądać na plecy naszego wojaka. Tę drugą opcję odradzam z dwóch powodów. Po pierwsze nic nie widać, a po drugie, hmm... nic nie widać. Po prostu wersja na PC nie została stworzona dla tego rodzaju kamery. Jeżeli chodzi o dynamikę walki, to fani slasherów będą zawiedzeni. Nie jest może szybka, ale starcia potrafią być bardzo efektowne, szczególnie kiedy używamy czarów. Zaklęcia oddziałują na siebie, dzięki czemu można łączyć je ze sobą i zwiększać ich moc. A co z brutalnością, tak podkreślaną przez twórców? "Dragon Age" to tytuł, w którym zobaczymy duuuużo krwi i uwierzcie mi, że nie przesadzam. Po każdym ze starć (tutaj przydaje się przybliżenie kamery) warto zerknąć na naszych bohaterów, którzy są cali obryzgani posoką. Czasem wygląda to komicznie, ale i tak jest to bardziej realistyczne niż czyściutki miecz po zaszlachtowaniu 100 stworów. Również kiedy powalimy większego przeciwnika, pod jego ciałem pojawia się rozległa, czerwona kałuża. Mała rzecz, a cieszy. Jednak najbardziej efektowny dodatek, na który warto zwrócić uwagę, to finishery, czyli ciosy kończące naszych oponentów. W momencie kiedy walczymy np. z Ogrem i jest bliski śmierci, jedna z postaci wykonuje efektowny skok i wykańcza go ciosem w serce. To wszystko odbywa się z klimatycznym spowolnieniem czasu. Duży plus!
W kupie siła
Jeżeli wcześniej tego nie napisałem, to teraz to zrobię. "Dragon Age: Początek" nie jest grą dla samotników podobnych do Rambo. Tutaj kierujemy drużyną składającą się z 4 śmiałków uzupełniających się pod względem umiejętności. I tak na naszej drodze spotkamy np. paladyna, łotrzycę, czarownicę czy nawet psa i będziemy mogli dołączyć ich do drużyny. Postacie w grze są w miarę interesujące, lecz bez szału. Najbardziej według mnie wybijają się trzy: Alistair, Leliana i królowa ciętej riposty Morrigan. Czarownica jest najciekawszą z postaci, ma świetnie przygotowane dialogi, a co najważniejsze, jest najpotężniejszym magiem w grze i nie powinna zostać pominięta przy doborze własnej świty. Oprócz wspólnych podróży i walki, mamy możliwość rozwijania relacji z członkami naszego zespołu. Dokonujemy tego np. rozmawiając, podejmując pewne decyzje w grze lub darowując sobie prezenty. Gdy wskaźnik się zapełni i odpowiednio poprowadzimy dialog, naszym oczom ukaże się cutscenka, na której baraszkujemy z naszą wybranką lub wybrankiem. Oczywiście postacie, które nas lubią, dostają bonusy, dlatego warto się poświęcać i pielęgnować wspólne relacje. Wszystkie te amory odbywają się w naszym obozie. Znajdują się w nim wszystkie postacie, które spotkamy podczas gry i będziemy mogli dołączyć do drużyny. Jest tam również krasnoludzki handlarz z synem, który potrafi nasycić nasze oręże magicznymi runami, co znacznie zwiększa jego siłę.
Oprawa audiowizualna
Nie ma się co oszukiwać, że "Dragon Age: Początek" jest graficznym majstersztykiem, ale grafika nie jest w grach RPG najważniejsza. Mimo wszystko produkcja studia Bioware wygląda naprawdę bardzo dobrze. Rzucane czary są realistyczne, a szczególnie spodobały mi się czary ze szkoły magii żywiołów (np. kamienna pięść, kula ognia). Nasi bohaterowie mają piękne, lśniące zbroje z wieloma detalami. Tutaj twórcy się postarali. Gorzej ma się sprawa z teksturami tła i słabo wyglądającymi drzewami, ale tak naprawdę są to jedyne minusy oprawy graficznej. Również muszę pochwalić ten tytuł za płynność w działaniu. Oczywiście jest to zależne od sprzętu, ale grałem na dwóch różnych konfiguracjach i spokojnie mogę stwierdzić, że gra zoptymalizowana jest doskonale.
Za ścieżkę dźwiękową odpowiedzialny jest Inon Zur, który współpracował już z Bioware przy okazji "Baldur's Gate II". Ten zabieg świadczy dobitnie o chęci nawiązania do tego tytułu i jego klimatu. W grze usłyszymy tylko utwory symfoniczne, a tym, który zapadł mi w pamięć, jest "I am the One" wykonany przez Aubrey Ashburn. Jest to ballada elficka, którą usłyszymy w głównym menu i to chyba nie świadczy najlepiej o muzyce z gry. Nie mówię, że jest zła, ale najbardziej pasuje tutaj stwierdzenie, że nie przeszkadza. Dźwięki postaci, rzucanych czarów czy otoczenia stoją na wysokim poziomie i nie ma się do czego przyczepić.
Na uwagę zasługuje również świetna lokalizacja. Do tej produkcji zatrudniono ponad 100 aktorów, z czego część to naprawdę znane nazwiska, takie jak: Jarosław Boberek, Piotr Fronczewski, Jacek Kopczyński, Jacek Rozenek czy Agnieszka Kunikowska. Dialogi przetłumaczone są perfekcyjnie. Nie zdarzały się błędy w tłumaczeniu czy literówki. Trochę gorzej sprawa wygląda z samym dubbingiem, ponieważ nie wszyscy trzymają poziom tych najlepszych. Za kompletny niewypał uważam postać Leliany i Wynne, ale to tylko moje zdanie.
Nie wszystko złoto, co się świeci
Rzeczą, która najbardziej mnie zadziwiła w tej grze to... znużenie. Tak moi drodzy, po 60 godzinach rozgrywki, przemierzając Orzammar, dopadła mnie nuda. Czym to mogło być spowodowane, przecież gra wciąga jak odkurzacz, jest klimatyczna i miodna? Aż nagle mnie olśniło. To ta ciągła, niezmieniająca się prawie w ogóle walka. To chyba największy minus tej gry. Przeciwnicy są bardzo mało zróżnicowani i na każdego można użyć tej samej taktyki. Czyli w moim przypadku było to zamrożenie + kamienna pięść lub roztrzaskanie tarczą i tak można przejść całą grę. Oczywiście mogłem wymyślać coraz to nowsze rozwiązania, ale po co, skoro stare dawały radę. Przecież to gra powinna mnie do tego zmuszać, sprawiać, że zacznę kombinować. Niestety, tak się nie dzieje.
W "Dragon Age: Początek" mamy do wyboru 3 klasy postaci (wojownik, mag i łotrzyk). Każda z tych klas ma 4 specjalizacje, które możemy odblokować po awansie na określony poziom, dzięki książkom lub osobom, które zgodzą się nas wytrenować. Następnie po wybraniu specjalizacji dostajemy dodatkowych kilka umiejętności do odblokowania i tyle. Czy nie jest tego za mało? Według mnie tak. Nawet w "Diablo II" mieliśmy 5 klas postaci + 2 w dodatku. Rozumiem, że tutaj mamy tylko pozornie 3, ponieważ można mieć specjalizację, ale one dają tylko kilka umiejętności, a to już za mało według mnie jak na RPG-a pokroju "Baldur's Gate".
Werdykt
Mimo kilku niedociągnięć, jest to tytuł naprawdę zasługujący na uwagę i trzymający wysoki poziom. Jest w nim wszystko, czego fan gier fabularnych powinien szukać. Wciągająca fabuła, ogromny świat, taktyczna walka, mnogość czarów, statystyki postaci, unikalne przedmioty, relacje między postaciami, możliwości wyborów i wiele godzin soczystej RPG-owej zabawy. Studio Bioware wykonało świetną pracę i sprawiło, że wróciłem na dłużej niż chwilę do czasów dzieciństwa i krain fantasy. Jestem za to bardzo wdzięczny i gwarantuję, że wy też będziecie.
Plusy
- Powrót do klasyki RPG
- Oddalenie kamery
- Ciekawe questy
- 6 różnych prologów
- Klimat
- Wciągająca fabuła
- Finishery
- Grafika
- Morrigan
- Łamigłówki
- Długość gry
Minusy
- Mało zróżnicowani przeciwnicy
- W pewnym momencie może być nużąca
- Klas postaci mogłoby być więcej
Komentarze
Brak komentarzy! Bądź pierwszy! Podziel się swoimi spostrzeżeniami!
Dodaj komentarz