– Jesteś gotowy? – zapytała Marta, zjeżdżając w Lejek Łazarski, podczas gdy siedzący obok pasażer wpatrywał się tępo w pistolet. Okrążyli rynek z przypominającym pokrywkę od patelni zadaszeniem i wjechali w boczną uliczkę. Samochód zatrzymał przy jednej z posępnie spoglądających kamienic. Marta zaczęła stukać nerwowo długimi paznokciami o kierownicę w rytm muzyki z radia. Jacek z kolei przełknął głośno ślinę, po czym schował broń w głębokiej kieszeni płaszcza i skupił wzrok na celu. Ze sklepu wyłonił się klient, niosąc torby pełne zakupów i zniknął w ciemnej uliczce. Mężczyzna dostrzegł na samochodowym zegarze, że zbliża się dwudziesta druga – godzina zamknięcia sklepu.
– …a teraz pora wieści ze świata peleryn – zabrzmiał śpiewny głos prezenterki poznańskiego radia – W tym roku mija trzydzieści lat, odkąd Neuromancer rozpoczął swoją walkę z przestępczością. Według naszych informatorów psionik planuje niedługo wycofać się ze swojej działalności i skupić się na szkoleniu następcy. Przypominamy, że Morus debiutował w 1980 podczas ataku terrorystycznego… – Marta ściszyła radio i spojrzała na pasażera. Jego groźna aparycja stereotypowego dresiarza dość mocno kontrastowała z twarzą przesiąkniętą niepewnością.
– Myślisz, że wpadnę na jednego z nich? – zapytał mężczyzna. Momentalnie odezwały się dawne blizny ze skoku na bank, który zapewnił mu bilet na Wagrowską. Jedyną zaletą młodości w tamtym poprawczaku było poznanie brata Marty, co z kolei doprowadziło do spotkania z dziewczyną.
– W takiej dziurze? Raczej wątpię – odparła, spuszczając wzrok na kierownice.
– Raczej – powtórzył bez emocji, po czym wziął głęboki wdech. Założył kominiarkę i wysiadł z samochodu.
– Jacek! Pamiętaj, silnik będę miała włączony, więc jakby coś poszło nie tak…
Mężczyzna westchnął ciężko i ruszył szybkimi krokami w stronę sklepu. Jego dłoń ściskała ukrytą broń, jakby ta próbowała uciec. Zajrzał przez szybę, po czym szybko wkroczył do środka. Tak jak myśleli, wewnątrz zastał tylko kilka osób. Przy ladzie sprzedawca układał batoniki na półkach. Co jakiś czas brał łyk kawy z parującego kubka. Naprzeciwko niego staruszka liczyła pieniądze. Jeszcze jakiś facet stał przy stoisku z gazetami, gdzie sądząc po zachowaniu, usilnie czegoś szukał. Pomieszczenie nie było duże, a regały niskie, więc Jacek mógł ogarnąć wzrokiem całą trójkę.
– Ręce do góry albo poleje się krew! – wrzasnął, po czym oddał strzał w sufit. Sprzedawca błyskawicznie wyprostował się, wciąż trzymając słodycze w dłoniach. Staruszka wykonała polecenie równie szybko, posyłając przy okazji w powietrze zawartość swojego portfela. Jacek ponownie przesunął wzrokiem po pomieszczeniu. Obraz terroru rujnował jedynie ostatni z klientów, którego nawet strzały nie zmusiły do zaprzestania poszukiwań. Ruszył w jego stronę, dzięki czemu dostrzegł posiwiałą czuprynę mężczyzny. Ubrany był w skórzany płaszcz, zaś wokół szyi miał zawiązany biało niebieski szalik.
– Ej! – krzyknął rabuś. Jego cel wyciągnął słuchawki z uszu, po czym odwrócił pomarszczoną twarz do napastnika.
– Jeżeli tego szukasz, to niestety muszę cię rozczarować… – powiedział, unosząc dumnie jeden z magazynów. Jacek skierował broń na klienta, na co mężczyzna odpowiedział zdziwionym spojrzeniem. – Skoro tak ci zależy, to mogę oddać ten numer…
– Myślę, że oddasz mi znacznie więcej. Na przykład swój portfel.
– To jest napad? – zapytał, po czym na jego twarzy zagościł wyraz skupienia. Rabuś miał przez moment wrażenie, jakby coś ukłuło go w głowę.
– A co, nie widać?! Dawaj kasę albo rozwalę ci łeb – wrzasnął i oddał kolejny strzał w sufit, aby zastraszyć starca. Gdy spróbował ponownie wycelować w klienta, zorientował się, że jego dłoń jest pusta.
– To jest napad? – zadrwił siwowłosy, celując z pistoletu, który jeszcze chwilę temu miał innego właściciela – Nie dość, że pozwoliłeś zabrać sobie broń, to jeszcze zmarnowałeś kule – wyciągnął magazynek i policzył pociski, po czym włożył je z powrotem. – Jeden?! Został ci jeden pocisk. A gdyby nagle wbiegł gliniarz, to co zrobisz? Będziesz rzucał w niego rodzynkami?
– Chciałem trochę pana nastraszyć – tłumaczył łamiącym się głosem bandyta, nieprzyzwyczajony do rozmów, w których to druga strona może go podziurawić.
– A widzisz, żebym się bał? Trzymaj to. – Starzec chwycił jego dłoń i wcisnął w nią pistolet. Jacek spojrzał tępym wzrokiem na broń, która niespodziewanie wróciła do właściciela.
– Na co czekasz? Aż sam się obrabuję? – W ciemnych odmętach umysłu rabusia zabłysła myśl. Ponownie zrobił groźną minę i uniósł broń.
– Dawaj kasę albo rozwalę ci łeb! – krzyknął, tym razem jednak robiąc krok w tył, by zachować bezpieczny dystans.
– To było do mnie, czy do ściany, w którą celujesz?
– Przepraszam – powiedział, po czym skierował broń tym razem na klienta – Dawaj kasę albo rozwalę ci łeb!
– Mógłbyś powtórzyć, bo wentylator zagłuszył cię – odparła ofiara napadu, przykładając dłoń do ucha.
– Dawaj kasę albo rozwalę ci łeb!
– To teraz zagadka, gdzie mam głowę? Podpowiedź, na pewno nie tam, gdzie celujesz!
– Mógłby pan przestać na mnie krzyczeć?! – jęknął Jacek lekko piszczącym głosem.
– Bo co mi zrobisz? Zastanów się.
– Bo rozwalę ci łeb? – zapytał niepewnie, poszukując potwierdzenia na twarzy rozmówcy. Starzec westchnął głośno i spojrzał z politowaniem na młodszego mężczyznę.
– Dawaj to. – Nim Jacek spostrzegł się, został ponownie pozbawiony broni. – Słuchaj mnie… chłopcze? Mogę być z tobą szczery? Spotkałem wiele ukrytych talentów, które czekały tylko na przebudzenie. – Dłoń starca opadła na ramię rabusia – nie jesteś jednym z nich. Nigdy nie widziałem tak fatalnego przypadku.
Jacek był zaskoczony. Oczywiście nie tym, co powiedział mężczyzna, lecz tym, że przyjął to z takim spokojem. Normalnie nawet nie rozmawiałby ze starcem, tylko zapoznał go z podwórkową odmianą mowy niewerbalnej. Parafrazując ulubione powiedzenie ojca Jacka: ,,pobicie dżentelmena jest najsprawniejszym sposobem, by wyjaśnić mu jego obecne położenie”. Przy czym, nigdy nie używał słów pobić oraz dżentelmen.
Jednakże ten człowiek był dziwny, albo raczej to Jacek czuł się przy nim dziwnie, lecz przyjemnie. Jakby rozmawiał z dziadkiem przy herbacie, choć obecne warunki były dalekie od tego. Nie było przecież nigdzie gorącej herbaty.
– Rozumiem, nic się nie da z tym zrobić?
– A na pewno chcesz "coś z tym zrobić"? Marny z ciebie przestępca i widzę, że nie specjalnie palisz się do tej roboty. Spójrz, w czasie naszej rozmowy staruszka i sprzedawca zdążyli uciec, zabierając ze sobą nawet kasę. – Rabuś rozejrzał się po pomieszczeniu, w którym obecnie były tylko dwie osoby. Zauważył, że nawet kubek sprzedawcy też stał pusty. Starzec przyjrzał się rozmówcy, jakby szukał odpowiedniego dla niego garnituru.
– Jednakże muszę przyznać, że całkiem nieźle udajesz. Myślałeś kiedyś o aktorstwie?
– W szkole coś tam grało się, nawet myślałem o tym kółku aktorskim, ale kumple by mnie wyśmieli. – Jacek wzruszył ramionami lekko zawstydzony.
– A nie korciło cię, by spróbować? Jestem pewien, że świetnie byś się sprawdził – powiedział siwowłosy, chowając broń do kieszeni płaszcza.
– Naprawdę tak pan myśli? – Zawsze skrzętnie ukrywał swoje aktorskie aspiracje, w szczególności przed znajomymi. Był mocno zaskoczony tą sugestią, jakby rozmówca czytał w jego myślach.
– Tak się składa, że znajomy obecnie szuka statystów do jednego filmu. Potrzebuje paru gości, którzy mogliby zagrać zbirów. Niby nic dużego, ale myślę, że od czegoś trzeba zacząć. – Nagle miejsce broni w dłoniach Jacka zajęła mała wizytówka. Obmacał kartonik, jakby chciał upewnić się, że jest prawdziwy.
– Nie wiem, co powiedzieć…
– Wystarczy, że się przedstawisz, kiedy będziesz do niego dzwonić. Uprzedzę go, że dałem ci jego numer.
– Ja naprawdę dziękuję! Muszę o tym powiedzieć dziewczynie! – krzyknął, po czym ruszył do wyjścia. Gdy znalazł się przy drzwiach, nagle uświadomił sobie, że zapomniał zadać dość istotne pytanie.
– Kim ty właściwie jesteś? – Odpowiedziała mu cisza. Po mężczyźnie nie było już śladu.
***
Starzec szybkim ruchem potarł zapałkę o pudełko i ruszył w głąb ciemnej uliczki. Nie był jednak sam. Z ciemności (dosłownie) wyłoniła się zakapturzona postać.
– Po co był ten cały cyrk? Nie musiałeś mieszać mu w głowie tamtymi sztuczkami. Czyżby Neuromancer bał się używać pełni swojej mocy? – Siwowłosy wypuścił z ust chmurę dymu, po czym odwrócił się do rozmówcy. Na jego twarzy nie było śladu irytacji, lecz jedynie pobłażliwy uśmiech mistrza dla ignorancji ucznia.
– Pewnego dnia zrozumiesz, że samym obijaniem mord bandziorów niewiele wskórasz…
Komentarze
Brak komentarzy! Bądź pierwszy! Podziel się swoimi spostrzeżeniami!
Dodaj komentarz