Nieporozumienie
Nawet nie zdajecie sobie sprawy z tego jak często ludzie zapominają o rzeczach najprostszych. W pogoni za sukcesem, walką, pieniędzmi i źle pojmowanym szczęściem stają się nieczuli na otaczający nas świat. Jednak ktoś postarał się to zmienić.
Słońce i gwiazdy zniknęły 12 maja, a Ziemię otoczył nieprzenikniony całun ciemności. Tysiące świetlnych punktów, które towarzyszyły nam od zawsze, po prostu zniknęły. Nicość i pustka otaczała naszą planetę. Po początkowej panice zaczęły się obrady najtęższych głów naszego globu. Jednak kiedy wszyscy oni rozłożyli bezradnie ręce wobec niewyjaśnionego wydawać by się mogło, że zaczął się koniec świata. Masowe samobójstwa i zamachy wstrząsnęły wszystkimi kontynentami. Sekty religijne i fałszywi prorocy zaczęli ściągać do siebie miliony ludzi, łudząc ich szansą na zbawienie. Niewyobrażalny chaos ogarnął wszystkie państwa, ogłoszono stany klęsk żywiołowych, wojsko wyszło na ulice wprowadzając godzinę policyjną. Jednak powolna śmierć z głodu w nieprzeniknionych ciemnościach nie była naszym przeznaczeniem.
Kurtyna okrywająca planetę znikła równie szybko jak się pojawiła. Jednak już nic nie było takie same. Słońce świeciło inaczej, gwiazdozbiory zmieniły swoje kształty, dnie stały się dłuższe, a nad wszystkim królowała olbrzymia mleczno-szara tarcza Wenus. Najwyraźniej jakimś cudem Ziemia została przeniesiona w inne miejsce Układu Słonecznego. Ludzkość obserwując złowrogą planetę i cierpiąc od katastrof naturalnych spowodowanych przesunięciem, zastanawiała się czy oto zaczęła się Apokalipsa – ostatnie Boskie przedstawienie toczące się tuż przed końcem wszechrzeczy. Prawda jednak okazała się inna.
Olbrzymi wrzecionowaty statek pojawił się na nieboskłonie połyskując srebrzyście. Wycelowany wprost w tarczę Wenus przypominał włócznię gotową do zadania śmiertelnego ciosu. I tak się stało… Potężna bezgłośna fala uderzeniowa rozszarpała planetę na setki kawałków. Ludzie jak urzeczeni patrzyli na to nieme przedstawienie. Fragmenty planety rozlatywały się we wszystkie strony, rozżarzone jądro miotało pióropusze ognia, a atmosfera uwolniona z grawitacyjnej pułapki ulatywała w próżnię. Oto ktoś ukazał swoją niewysłowioną potęgę, obracając w niebyt całą planetę. Kiedy wrzecionowaty statek dokończył dzieła zniszczenia, powoli, niczym miecz sprawiedliwości, obrócił się w stronę Ziemi…
Kurtyna mroku znowu objęła naszą planetę. Tym razem jednak nie było już paniki i chaosu. Ludzkość przytłoczona wydarzeniami, które przerastały jej wyobraźnię, próbowała zrozumieć. Zrozumieć cel i przyczynę tego, czego była świadkiem. Wkrótce wróciliśmy na nasze miejsce w Układzie Słonecznym, w którym było już tylko 8 planet.
Po tygodniach obrad, najwyżsi ustalili jednoznacznie, że owy pokaz był manifestacją potęgi obcej cywilizacji i groźbą wymierzoną w gatunek ludzki. Jednogłośnie ustalono, że próba podjęcia walki jest niemożliwa na chwilę obecną i zakończy się eksterminacją całej planety. Postanowiono rozpocząć akcje kolonizacyjne innych planet na szeroką skalę oraz czekać, by zdobyć odpowiednie informacje i przygotować się odpowiednio do walki, nawet jeśli miałoby to trwać wieki.
Jednak ludzkość nie chciała nawet słuchać o wojnie. Pojawiły się liczne głosy mówiące, że zniszczenie Wenus ma na celu coś zupełnie odwrotnego. Ma nas ono skłonić do rozbrojenia i zaprzestania walk. Akt destrukcji był odpowiednikiem międzygwiezdnego prztyczka w nos mówiącego: „nie chcemy tu takich barbarzyńców jak wy”. Fale protestów i manifestacji przetoczyły się z siłą huraganu po całej planecie. Rządy, których wiarygodność została mocno podkopana w wyniku kataklizmów, musiały ugiąć się pod żądaniami obywateli.
Po raz pierwszy od tysięcy lat wszystkie narody Ziemi dobrowolnie upuściły miecze. Po raz pierwszy ludzkość była w czymś jednomyślna. Potęga srebrnego niszczyciela zjednoczyła umysły i serca. Oto śmierć Wenus dała nowe życie niebieskiej planecie, która ciągle stała na skraju zagłady.
Problemem pozostały tylko składy broni atomowej. Dziesiątki tysięcy uśpionych potworów czekało w swoich bunkrach tylko na jeden sygnał. Neutralizacja takiej ilości broni na powierzchni planety była niemożliwa. Postanowiono wystrzelić śmiercionośną broń w kosmos, gdzie nie stanowiłaby już więcej zagrożenia. Jednak nie w próżnię, bo to mogłoby zostać źle odebrane, tylko na księżyc.
Setki i tysiące pocisków skrywających ostateczną zagładę człowieka uniosło się w niebo. Wszyscy obserwowaliśmy jak śmierć opuszcza naszą planetę, jak setki świetlnych punktów oddalają się od nas w kierunku srebrnego globu. A potem zaczęły się detonacje.
Nie wiem czy przeceniono wytrzymałość naszego księżyca, czy może rakiet było więcej niż wstępnie planowano. Po detonacji jednego z potężniejszych ładunków mały brat Ziemi rozpadł się. Kolejne głowice zmieliły na pył co większe odłamki i rozrzuciły go po orbicie. Zaczęła się nowa era w dziejach ludzkości. Zaczęła się nowa ery drugiej planety od słońca przyozdobionej od tej pory srebrnym szalem…
Międzygwiezdna Rada Rozwoju zebrała się w trybie natychmiastowym. Powodem było zniszczenie naturalnego satelity planety zamieszkanej przez rasę, która została niedawno ocalona od zagłady. Gwiezdne macierze wyliczyły, że w ciągu 100 lat w wyniku fluktuacji strun czasoprzestrzeni doszłoby do fatalnego w skutkach zderzenia dwóch planet w układzie zamieszkanym przez ową rasę. Rada postanowiła działać bezzwłocznie.
Jednakże bezmyślny akt destrukcji, jakże podobny do pokazowego zniszczenia, został odebrany jednoznacznie jako przejaw złych intencji i groźba wojny. Jednomyślnie uchwalono odpowiednie decyzje.
Nowa era ludzkości trwała do przybycia srebrnego statku…
Komentarze
Brak komentarzy! Bądź pierwszy! Podziel się swoimi spostrzeżeniami!
Dodaj komentarz