Jerry Juggernaut

13 minut czytania

Spotkanie

Wszędobylski kurz wciskał się przez szczeliny obserwacyjne, wycięte w stalowej blasze wstawionej na miejsce przedniej szyby. Droga, a właściwie ocalałe kawałki asfaltu i w miarę równa powierzchnia ubitego piachu, wiła się niczym zmutowany wąż przeciskający się pomiędzy wzniesieniami i dolinkami. Diana, drużynowa Handlarka, analizowała trzymaną na kolanach mapę. Prowadzący podrasowaną półciężarówkę Kieran, dawny Ganger, dzielił uwagę na szosę i mapę, a w rzeczywistości na odsłonięte zgrabne nogi sąsiadki, na których ów plan spoczywał.

- Patrz na drogę głąbie, bo tym razem sam wyciągniesz tego gruchota z rowu – Śliczna twarz murzynki wykrzywiła się w grymasie złości. Kierowca uśmiechnął się, gdy zdenerwowana współpasażerka środkowym palcem pokazała mu co sądzi o nim i jego rodzicach.

Tylne siedzenie prawie w całości zajmował Duży John – gość często mylony z mutantem lub gladiatorem, ze względu na imponujące warunki fizyczne. Nie było by osoby, której szczęka nie opadła, gdy dowiadywali się że w rzeczywistości ten poobwieszany pacyfkami Chemik nie skrzywdziłby nawet muchy…dopóki nie potrzebował by jej jako testera do swoich chorych eksperymentów. Czwartym pasażerem był Hnuku Syn Kojota – Wojownik Klanu jak zawsze stłoczony w kącie, milczący i zamyślony. Starał się jak zwykle sprawiać wrażenie uduchowionego i medytującego, choć i tak pozostali pasażerowie wiedzieli że zamykał oczy bo bał się jeździć w stalowej puszce.

- Auuuuu – syknął kierowca jedną ręką rozmasowując żebra po ciosie wkurzonej murzynki.

- Zachowaj ostrożność grubasie, zbliżamy się do jedynego w okolicy przejazdu nad wyschniętym korytem rzeki. To idealne miejsce na zasadzkę…

- Ktoś się już o tym przekonał – Hnuku otworzył nagle oczy i mocniej ścisnął poobwieszanego kolorowymi szmatami Winchestera – Słyszycie?! Usłyszeli jak zwykle dużo później niż czerwonoskóry. Gdy tylko pokonali strome wzniesienie poprzez ryk silnika dobiegł ich odgłos kanonady. Kieran wcisnął hamulec do oporu, ale ten, zgodnie z tendencją do psucia się w najmniej odpowiednim momencie, nie zadziałał. Staczali się więc powoli prosto w kurzawę walki. Nagle przed maskę wyleciał młody, wychudzony mężczyzna. Krzyknął coś i bez celowania plunął serią z Uzi w kierunku nadjeżdżającego samochodu. Ołów kilkukrotnie odbił się od stalowego pancerza wygrywając zadziwiająco składną melodię. Jeden z pocisków przeszedł przez wizjer i rykoszetując zranił w przedramię siedzącego z tyłu Dużego Johna. Ten nawet się nie skrzywił, aż po czubek głowy naładowany wymyślonym przez siebie narkotykiem. Napastnik próbował uskoczyć, ale reakcja Kierana była natychmiastowa. Wcisnął gaz do dechy, i przez otwór w przednim pancerzu dojrzał jeszcze że bandziorem był azjata. Ledwo odczuwalne uderzenie, i droga przed nimi znów była wolna. Nieuchronnie staczali się w kierunku mostu. Diana widziała już wyraźniecel ataku – potężny osiemnastokołowiec wiozący na pace ogromnych rozmiarów ładunek przykryty brezentową płachtą. To co ujrzała następnie, zmroziło ją.

- To chłopaki z Posterunku! Z Posterunku! Spójrzcie na flagę powiewającą nad budą ciężarówki.

Krążownik Szos ledwie mieścił się na betonowym mostku. Drugi pojazd jaki ujrzeli, to przewrócony na bok, dymiący Jeep. Kilku żołnierzy Posterunku ostrzeliwało się korzystając z osłony jaką dają im pojazdy. Napastnicy zamknęli ich w kleszczach, ostrzeliwując z trzech stron. Kilka karabinów, trochę pistoletów, sporadycznie granat lub butelka z benzyną…nieźle uzbrojeni bandyci. Teraz już nie miała wątpliwości obserwując wszystko przez lornetkę.

Posterunkowcy trzymali się dzielnie, ale co rusz któryś padał na ziemię przytłoczony ilością ran. Już tylko trzech trzymało się na nogach, ale dzięki karabinowi maszynowemu udało im się trzymać napastników na odległość. Odpowiedź przypartych do ziemi napastników była natychmiastowa Diana usłyszała głośny huk, i pozostawiając po sobie kłęby dymu, w stronę ciężarówki pomknął wystrzelony z RPG granat. Trafił wprost w ładunek osadzony na ciężarówce. Kieran wyskoczył z samochodu i krótkimi seriami z karabinka H&K G3 ostrzeliwał stanowiska bandytów. Hnuku przycisnął do piersi broń na którą w specjalnym gnieździe osadził grot swojej plemiennej włóczni, krzyknął coś w swoim narzeczu i zniknął w zaroślach. Duży John siedział i się ślinił. Coś dziwnego przykuło uwagę Diany. Nie mogła uwierzyć w to co widzi. Nadpalona plandeka poruszyła się. Coś tam się rusza! Coś zdarło resztki brezentowej osłony, odsłaniając… o mój Boże…To Juggernaut! Widziała takiego na wojskowych grafikach jakie pokazał jej kiedyś dawny chłopak, który przepadł gdzieś później na Froncie. Poznałaby tę bestię wszędzie. Ogromy, budzący grozą gąsienicowy pojazd, obudowany wieżyczkami pomiędzy którymi znajdował się ludzki korpus.

Hybryda kręciła się prze chwilę, jakby zastanawiała się co się dzieje, po czym stalowe ramiona zerwały blokady, i pojazd stoczył się na ziemię, wywołując odczuwalne wstrząsy. Sprzężone karabiny osadzone w wieżyczkach, napełniły powietrze strumieniem rozgrzanego ołowiu, który z iście chirurgiczną precyzją masakrował bandytów pozbawionych solidnej osłony. Klapa jednej z wieżyczek odsunęła się, i w kłębach dymu z charakterystycznym cmoknięciem kilka 40 milimetrowych granatów poszybowało w kierunku innej grupy napastników, umykającej z zajmowanych wcześniej stanowisk. Kilka eksplozji później nie było już nikogo kto z tej strony mógłby próbować uciec. Główne działko obróciło się jeszcze kilka razy, posyłając krótkie serie, po czym zamilkło i stanęło w miejscu. Na polu bitwy zapadła cisza. Pozostali przy życiu Posterunkowy gapili się na maszynę, bojąc się wykonać najdrobniejszy ruch. Tuż obok ciężarówki pojawił się niespodziewanie Hnuku, i nie zważając na stalowego kolosa, podbiegł do przewróconego Jeepa próbując wyciągnąć przygniecionego żołnierza. W tym momencie potężna maszyna ruszyła. Żołnierze stali sparaliżowani strachem, wodząc w powietrzu lufami uniesionej broni, gdy nagle Juggernaut podjechał do przewróconego samochodu, i uzbrojonymi w chwytniki ramionami podniósł go. Kolejne mechaniczne ramie delikatnie chwyciło rannego żołnierza i odciągnęło go od miejsca w którym leżał. Samochód opadł na swoje miejsce ze zgrzytem miażdżonej blachy, a wolne ramiona powędrowały w stronę leżącego kilka kroków dalej martwego sanitariusza. Ostry jak brzytwa stalowy pazur rozciął wojskowy plecak, a chwytne moduły delikatnie wyszperały apteczkę, która powędrowała wprost w okablowane ręce modułu ludzkiego. Ten zgrabnie otworzył pudełko z medykamentami, wyszperał MedPaka i zaaplikował przygniecionemu przez samochód rannemu. Ułożył go delikatnie na wolnej przestrzeni swojego ogromnego stalowego cielska. Hnuku podszedł do resztek brezentu, i ostrym nożem odciął równy kawałek. Z fascynacją przyglądając się mechanicznej bestii podał jej otrzymany w ten sposób prowizoryczny koc. Stalowe ramiona z ogromną wprawą przykryły rannego. Juggernaut ruszył nagle, wjeżdżając powoli z powrotem na pakę ciężarówki. Ludzki moduł maszyny rozejrzał się po ocalałych, po czym wzrok jego padł na Wojownika Klanu. Wszystkich obdarzył groteskowym uśmiechem. Jedno z ramion powędrowało wprost w kierunku czerwonoskórego.

- Witajcie – Chrapliwym głosem odezwał się korpus – Nazywam się Jerry! Macie coś do jedzenia?

- Witaj Jerry. Niech duchy pustkowi sławią twoje imię – Hnuku uścisnął wyciągnięte ku niemu stalowe ramie.

Pozostali przy życiu ludzie stali jak wryci, tępo wpatrując się w gigantyczną maszynę. Wszyscy oprócz Dużego Jona, który w samochodzie poznawał właśnie drugą stronę swojej świadomości…

***

Niedobitki żołnierzy Posterunku kręciły się bezładnie po pobojowisku. Dowódca konwoju i jego zastępca nie przeżyli zasadzki, więc szefem został piegowaty, rudy jak zmutowany lis kapral. Chodził wokół wraków, wykrzykując sprzeczne rozkazy i cały czas krzywiąc się, gdy tylko poruszał przestrzeloną na wylot nogą. Pocił się, bez powodzenia starając się ogarnąć chaos, do momentu w którym nie zastąpiła go Diana, która dość sprawnie rozdzieliła obowiązki pomiędzy pozostałych przy życiu, wyczerpanych walką żołnierzy. Duży Jon ocknął się i zajął się rannymi wykorzystując zapasy leków oraz swoją szczątkową wiedzę medyczną. Gapił się bez przerwy z niedowierzaniem na stalowego kolosa, którego ludzki komponent właśnie zapadł w drzemkę. Kapral złapał za rękę poganiającą żołnierzy Handlarkę.

- Dzięki za pomoc. Nie wiedziałem że służyłaś u nas jako zabezpieczenie logistyczne, nie sądziłem że spotkam tutaj kogoś z naszych – spoglądał na tatuaż na jej przedramieniu – Nie wiem teraz co zrobić. Mieliśmy dostarczyć nieaktywnego Juggernauta, a ten nie dość że działa całkiem nieźle, to do tego jest… ludzki. No ale rozkaz to rozkaz. Przydała by mi się pomoc. Z tym co mam, byle ganger rozwali cały konwój. Dostaniecie za to trochę gambli. Co ty na to?

Historia

Diana gestem poprosiła o kolejną kolejkę, przez chwilę starając się ugryźć pieczoną bulwę leżącą przed nią na popękanym półmisku. Oblizała spieczone wargi, upiła nieco piwa i ponownie powróciła do przerwanej opowieści.

„ Ten człowiek uwięziony w maszynie, czy też to co z niego zostało, ocknął się kilkanaście godzin później. Poznawał nas i chyba polubił naszego drużynowego Indiańca. Baliśmy się jak cholera, ale on sprawiał wrażenie normalnego…choć było w nim coś dziwnego. Zdawał sobie sprawę ze swojego położenia i wydaje mi się że każdy na jego miejscu by zwariował. Ale on jakby…nie był w stanie myśleć o tym emocjonalnie. Znaczy się mówił że czuł smutek, ale nie był w stanie się tym załamać. Podróż była długa, i w końcu strach został pokonany przez ciekawość. Ciekawość. Kurcze! Za każdym razem gdy o tym pomyśle, uświadamiam sobie że my wszyscy, nawet żołnierze z Posterunku polubiliśmy tego gościa. Pozwolił nawet założyć na siebie kilogram plastiku, na wypadek gdyby coś było nie tak. Naprawdę podczas po tej podróży czuliśmy jakbyśmy znali tego gościa od zawsze. A żebyś widział jaki miał apetyt. Twierdził że nie wie dlaczego, ale odczuwa cały czas głód, i pamięta jak przez mgłę, że w bazie gdzie zawsze stał, mechaniczne wysięgniki karmiły go jakąś papką. Strasznie nas to zaintrygowało. I wtedy opowiedział nam swoją historię, wszystko co pamiętał, a wydawać by się mogło że pamięta wszystko doskonale. Co do najdrobniejszego szczegółu. Zanim przeklęty Moloch uczynił z niego to czym jest teraz, był zwykłym chłopaczkiem z Vegas. Nazywał się Jerry Veroni. Był synem pomniejszego bandziora należącego do mafijnej rodziny Salviano. Gdy jego ojciec zaginął bez wieści, a matką zaopiekował się ktoś inny, młody Jerry wymknął się z rodzinnego gniazda i podczepił pod karawanę do Salt Lake. Nie chciał żyć jak ludzie z którymi się wychował. W Salt Lake przygarnęli go nieźle szurnięci sekciarze, ale jak tylko nadarzyła się okazja, młody czmychnął. A okazją tą okazała się wizyta komisji werbunkowej US Army. Dobrze odżywiony, dorastający w niezłych warunkach chłopak szybko zaczął się wyróżniać podczas podstawowego szkolenia. Od dziecka miał do czynienia z bronią a niebezpieczne życie w Vegas sprawiło, że potrafił o siebie zadbać. Miał też coś jeszcze, charyzmę która sprawiała że ludzie gotowi byli oddać za niego życie. Szybko awansował. Pierwsze spotkanie z prawdziwą, frontową rzeczywistością szybko jednak przygasiło jego pewność siebie. W czasie pierwszych piętnastu minut bitwy, cały jego oddział nie zdążył wychylić się z okopów a już został dosłownie posiekany żywcem przez deszcz ołowiu zesłany przez wystrzelone w powietrze Klauny. On sam, gdy się ocknął, brocząc krwią z kilku ran zdołał wspiąć się na dach zniszczonego Hummera i za pomocą zamontowanego tam karabinu wspomóc obronę głównego bunkra okrążonego przez maszyny. Po wycofaniu się, pozostałości oddziału zdołały umocnić się w ruinach miasteczka. Nastroje były niezłe, bo mimo konieczności porzucenia poprzednich stanowisk na polu bitwy pozostało wielu zniszczonych przeciwników. Niestety na nic nie zdały się przygotowania do obrony, bo Moloch korzystając ze zmiany pogody wypuścił na obrońców chmury paraliżującego dymu. Sprzęt przeciwgazowy, w jaki zaopatrzony powinien być każdy oddział , nie dotarł przed bitwą na czas. Ponad setka mężczyzn i kobiet stała się bezwolnymi kukłami masakrowanymi bezkarnie przez Łowców. Jerry nie wiedział co się dzieje. Wystarczył moment aby stracił zdolność panowania nad własnym ciałem, które nagle osunęło się na ziemię. Pamiętał jeszcze, że coś uniosło go z ziemi a potem nastała ciemność przerywana migawkami obrazów i nieludzkim bólem. Nie miał pojęcia ile czasu spał, lub jak twierdzi trwał w stanie śmierci klinicznej. Ważne, że ocknął się na polu bitwy i pamięta to jak projekcję filmu. Widział wszystko, ale na nic nie miał wpływu. Obserwował, jak stalowa skorupa w której jest zamknięty posuwa się naprzód w otoczeniu innych robotów, niszcząc wszystko co stoi mu na drodze. Uświadomił sobie czym jest, lecz nie był w stanie nic zrobić, tak jakby jego psychika pogodziła się zupełnie z tym faktem. Nagle coś się zmieniło. Odzyskał władzę nad biologicznym ciałem i jego stalowym przedłużeniem. Znowu był JerrymVeroni. Kontrola mechanicznego cielska była dla niego czymś tak naturalnym jak chodzenie a mechaniczne ramiona i lufy wielkokalibrowych działek stały się przedłużeniami jego rąk. Nagle zrozumiał co robi, widząc przed sobą umykających w popłochu ludzi. Niewiele myśląc obrócił cały swój arsenał przeciwko dawnym wrogom. Pozostałe maszyny padały pod gradem pocisków lub pod ciężarem jego gąsienic, a mimo to wydawały się go nie zauważać i wciąż kontynuowały atak na stanowiska ludzi. Jego umysł pracował wydajniej a reakcje były szybsze. Straty spowodowane jego szarżą sprawiły, że analityczne mózgi Molochowego dowództwa zaniechały dalszych ataków. Wygrał i ochronił osadę której nazwy nawet nie znał. Odczuwał dumę i radość, choć było to raczej przeświadczenie o tym że właśnie tak powinien się czuć, niż prawdziwe emocjonalne odczucie. W tym momencie od strony obronionej osady odezwały się strzały. Ołów dzwonił na jego pancerzu. Ruszyła do przodu, chcąc błagać ludzi aby przestali, lecz wpadł na zmyślnie ukrytą minę. Z niewielkimi uszkodzeniami, pod nawałą pocisków umknął z pola bitwy i zaczął jechać przed siebie. Choć nie miał kompasu, a na tropieniu znał się tyle ile nauczyli go na szkoleniu, doskonale potrafił zorientować się gdzie jest północ. Ruszył więc pragnąc odszukać jedyną organizację która prawdopodobnie będzie mu w stanie pomóc lub zakończy jego życie. Wyruszył na poszukiwania Ruchomego Miasta. Choć stalowy korpus miał jeszcze wiele energii, on sam potrzebował jedzenia, aby funkcjonować. Niestety bezowocne próby znalezienia czegokolwiek nadającego się do spożycia sprawiły, że coraz częściej zapadał w coś na kształt drzemki. W czasie jednego z wymuszonych postojów prawdopodobnie odnalazł go patrol Posterunku. Ocknął się w momencie ataku konwoju, w którym był przewożony. Po przewiezieniu go do Posterunku dalsze jego losy pozostają nieznane”

Opis

Jerry w momencie schwytania miał 17 lat. lecz tylko jego brązowe oczy wciąż pozostają wesołe i pełne młodzieńczej naiwności. Jego pozbawioną włosów głowę szpecą stalowe blaszki oraz wprawione w żywą tkankę urządzenia. Twarz pomarszczona, groteskowo smutna. Korpus i ręce pokryte siecią kabli i rurek. Kilka blizn oraz ślad po oparzeniu. To co rzuca się w oczy, to medalik ze świętym Antonim wiszący wciąż na szyi na srebrnym łańcuszku. Maszyna która zastąpiła resztę jego ciała jest typowym przykładem genialnej i szalonej myśli technicznej Molocha. Podstawę stalowej bestii stanowiła najnowocześniejsza wersja podwozia gąsienicowego czołgu Abrams. Góra pojazdu to osadzony na ruchomej wieżyczce komponent ludzki otoczony z trzech stron stalowym pancerzem. Dwie wieżyczki ze sprzężonymi działkami które bez problemu rozkładają ołowiem na części większość znanego mobsprzętu. Dodatkowo kilka czujników, gniazda lżejszych karabinów i ruchome wyrzutnie granatów. Uszkodzony miotacz płomieni. Cztery hydrauliczne ramiona zamiast na stałe osadzonych ostrzy mają chwytne końcówki. Typowy postrach każdego pola bitwy – Juggernaut.

Mechaniczne

Przedstawiona tu postać z fizjologicznego punktu widzenia trudno nazwać człowiekiem, więc do opisania jego statystyk należy po części użyć współczynników charakterystycznych dla Juggernauta. Statystyki te znajdziemy w podręczniku głównym w wersji 1.5, w dziale „Podręcznik łowcy” na stronie 413. Dane jakie podano przy informacjach podstawowych pochodzą z akt ewidencyjnych sierżanta Jerrego Veroni, zaginionego w czasie obrony ewakuowanego miasteczka przemysłowego Glass Hill. Sierżanta Veroni odznaczono Orderem Odrodzenia Ludzkości III klasy.

Imię i nazwisko:

Jerry Veroni

Ksywa:

Jerry Juggernaut

Pochodzenie:

Vegas

Cecha z pochodzenia:

Telepata

Specjalizacja:

Wojownik

Profesja:

Żołnierz

Cecha z pochodzenia:

Wyszkolenie

Choroba:

Nie stwierdzono

Współczynniki:

( Na podstawie podręcznika głównego Neuroshima 1.5 str. 413. Pełne statystyki dostępne tamże. )

  • Zręczność: 16
  • Percepcja: 14
  • Spryt: 16

Wytrzymałość:

3 rany Krytyczne ( 1 Krytyczna – moduł ludzki )

Redukcja ran:

2 poziomy w dół ( 1 poziom w dół – moduł ludzki )

Pancerz:

Redukcja 5

Brak trybu Berserkera

Specyfikę walki oraz zadawane obrażenia znajdziemy w podręczniku głównym.

Umiejętności

Choć Jerry zachowuje sprawność umysłową oraz manualną, jego stan nie sprzyja wykorzystywaniu umiejętności jakie zdobył będąc w pełni ludzkiej postaci. Przyjąłem, że umiejętnościami nieznacznie przewyższa podstawowego żołnierza. Należy również uwzględnić specyfikę miejsca w którym się wychował. Jego obecna postać pozwala mu na zupełnie inne działania, a półcybernetyczny umysł funkcjonuje nieco inaczej od ludzkiego, więc jego zdolności mogą różnić się od pierwotnych. Rozstrzygnięcie tej sprawy pozostawiam Mistrzowi Gry.

Ekwipunek

Trudno mówić o konkretnym ekwipunku. Jedyną rzeczą prywatną jaką dysponuje Jerry w momencie spotkania go, jest srebrny łańcuszek z medalikiem przedstawiającym św. Antoniego.

Reputacja

Istnienie Jerzego utrzymywane jest w ścisłej tajemnicy. Zazwyczaj pierwszą reakcją będzie traktowanie go jako zagrożenia. Brak wypracowanej reputacji.

Wykorzystanie w sesji

„ Rudy Kapral skontaktował się z dowództwem, po czym przepraszając nas odebrał nam broń i cały ekwipunek. Sprawdził też czy nie mamy żadnych nadajników i nieśmiało stwierdził że niestety resztę trasy musimy przebyć z zawiązanymi oczami. Najwięcej ubawu było z Jerrym, który dysponował arsenałem zdolnym prowadzić wielogodzinną potyczkę z silnym oddziałem. Widząc niepewne spojrzenie Kaprala uśmiechnął się tylko, oznajmiając że broń jest rozładowana. Pozwolił nawet zabrać swoją amunicję, ukrytą w potwornie ciężkich skrzynkach wsuwanych w boki pojazdu. Męczyliśmy się przez dobrą godzinę, zanim te wszystkie granaty i taśmy z amunicją udało się przenieść do sąsiedniego pojazdu, który obciążony takim ładunkiem prawie zapadł się na utwardzanej drodze. Wkrótce miało przybyć wsparcie i odeskortować nas do punktu docelowego. Jerremu również założono opaskę, choć myślę że niewiele by mu to przeszkadzało w walce. Ruszyliśmy, i opaski zdjęto nam dopiero w Ruchomym Mieście. Widok był zaiste imponujący. Setki ciężarówek. Sprytnie rozłożone pomiędzy nimi namioty. Masa sprzętu. Tęskniłam za tym widokiem. Reszta chłopaków widziała to po raz pierwszy. Wyglądali jak Duży John podczas swojej chemicznej jazdy. Jerrego otoczono i od razu obsiadła go masa różnego rodzaju specjalistów. Kapral mówił że go ekranują, żeby nie mógł nadawać żadnych sygnałów. Przełknął ślinę i powiedział, że gdyby patrol wykrył u niego jakiekolwiek znaki świadczące o tym że jest jeżdżącą bombą, to wysadzili by go razem z nami. Cyrk. Wielkie poruszenie. Wokół zaroiło się od elitarnej gwardii, co oznaczało, że samo dowództwo przybyło zobaczyć „zdobycz”. Jeden z nich nawet pokwapił się nam podziękować. Nakarmiono nas, dostaliśmy zapłatę w niezłym sprzęcie i możliwość pozostania 24 godzin na terenie Posterunku. Zatęskniłam po raz drugi za tym miejscem i obiecałam sobie że postaram się tu wrócić. Nagle ku przerażeniu zgromadzonych ludz Jerry ruszył. Jechał w naszą stronę. Mmimo ostrożnej jazdy strącił kilka namiotów i uszkodził jeden z samochodów. Zapadła cisza. Każda broń zgromadzona w pobliżu była wycelowana w stalowego kolosa, który z uśmiechem na ustach zatrzymał się przed nami. - Miło was było poznać. Nie wiem jaki los mnie czeka, ale myślę że jestem szczęśliwy. Przynajmniej umrę wśród swoich i nie będę narzędziem w rękach wroga. Nie sądzę aby to było możliwe, ale mam nadzieję że kiedyś się jeszcze spotkamy….i na koniec mam prośbę – na wyciągniętym hydraulicznym ramieniu wisiał srebrny łańcuszek – Jeśli będziesz w Vegas odnajdź proszę kobietę imieniem Rosa Veroni lub skontaktuj się z kimś z rodziny Salviano, ich na pewno nie można przeoczyć. Rosa to moja matka. Dała mi to kiedy miałem 3 lata. Powiedz jej tylko że jej syn żyje i ma się dobrze. I przekaż jej moje wyrazy miłości. Nic innego… Żegnajcie”

To był ostatni raz kiedy widziałam Jerrego. Jego matka nie mogła powstrzymać płaczu, gdy dowiedziała się że jej syn żyje. Mam przynajmniej taką nadzieję…”

Postać Jerrego odchodzi trochę od standardów towarzyszących opisywaniu Bohaterów Niezależnych. W założeniu sam proces spotkania Jerrego, walka, transport w czasie którego może przydarzyć się wiele rzeczy, i w konsekwencji wizyta w Posterunku – wszystko to stanowi idealną podstawę do przeprowadzenia całej sesji. Bohaterowie będą stopniowo poznawać historię nietypowego Juggernauta. Będą mogli kilkukrotnie zobaczyć go w akcji lub dowiedzieć się co nieco o Molochu z punktu widzenia innego niż dotychczas znany. Jeśli ktoś ma ochotę, Jerry opowie o słabych punktach swojej postaci lub pozwoli nawet domontować sobie ciężki karabin maszynowy, który będzie świetnym uzupełnieniem drużynowego arsenału. Jednym słowem, ta krótka opowieść, jaką wplotłem w ten tekst może się rozwinąć lub zmienić. Wszystko w rękach i głowie Mistrza Gry.

A co po spotkaniu. Może kilka miesięcy na usługach Posterunku? Może Front?

A może bohaterowie to rodzaj graczy, którzy widzieli i słyszeli już wszystko, strzelali z każdej broni i nawet spotkanie „ludzkiego” Juggernauta nie robi na nich wrażenia. Mam dla nich opcję na poziomie Hard. Otóż Jerrego przewieziono w największej tajemnicy i dowództwo nie życzy sobie aby ktokolwiek wiedział o tym, że ktoś taki w ogóle istniał. Kaprala i resztę patrolu wyśle się na jakiś ciężki odcinek, gdzie szybko przysłuży się ludzkości, natomiast bohaterowie staną się ofiarą wyższej konieczności. Kapral jednak wyczuł pismo nosem, i w zamian za uratowanie skóry ostrzega bohaterów o ciążącym na nich wyroku. No to zaczynamy ucieczkę. Pogoń, ostrzał, agenci Posterunku siedzący cały czas na karku, i portrety pamięciowe uciekinierów każdej osadzie ludzkiej. Pod spodem pięknymi literami napis „Mutanci i agenci Molocha” wraz z okrągłą sumką w lekach lub żywności. Powodzenia.

A może drużyna słyszała już legendę przywiezioną wprost z Frontu, jakoby po stronie ludzi walczył zbuntowany Juggernaut…

Komentarze

Brak komentarzy! Bądź pierwszy! Podziel się swoimi spostrzeżeniami!

Dodaj komentarz

 
Męczą Cię captche? , a problem zniknie. Zajmie to mniej niż rozwiązanie captchy!
Wczytywanie...