Przed wojną było od cholery organizacji typu Green Peace. Rola wszystkich skupiała się na tym samym – ochrona biednych goryli, bezbronnych drzewek i innego zielska, przywiązywanie się do drzew oraz walka z imperialistycznymi wysłannikami wielkich korporacji zła. Po wojnie tych ostatnich już nie ma, drzew zresztą też brak. Małpki przestały być biedne, rośliny nie są już bezbronne… Neodżungla cały czas prowadzi swoją ekspansję i za żadną cholerę nie możemy jej zatrzymać. Ni piłami, ni sprzętem ciężkim, ni ogniem. Taka natura nie potrzebuje ochrony, co nie? Wydaje się, że wszyscy to rozumieją.
Okazuje się jednak, że nie każdy. Jest jeden koleś, nazywał się chyba Thomas Green, który uznał, że Neokwiatki są zagrożone wyginięciem i trzeba je chronić za wszelką cenę. Zagrożony gatunek! To my jesteśmy, kuźwa, zagrożeni, a nie te cholerne sadzonki… Ale wracając do tematu – kolo w jakiś niepojęty dla mnie sposób zebrał wokół siebie grupkę podobnych sobie świrów i razem ruszyli na pomoc biednym roślinkom. Było ich pewnie z pięćdziesiąt, a wyruszyli z okolic Denver. W samej drodze zginęło chyba z pięć, sześć osób. Ale w miarę szczęśliwie dotarli oni na front z Neodżunglą, w okolicach opanowanych przez Hegemończyków – twardzi goście, ciężki sprzęt, miotacze ognia, maczety. Tamci nie mieli nic przeciwko temu, żeby NeoZieloni (jak sami siebie nazywali „ekolodzy”) wleźli do dżungli – w końcu to kilkudziesięciu idiotów mniej. Ale już to, że ci sami idioci niszczyli ich sprzęt już im przeszkadzało. W walkach zginęła ponad połowa NeoZieloniaków, kilku kosiarzy, a mnóstwo sprzętu uległo zniszczeniu. Kiedy ekolodzy poczuli, że szala zwycięstwa przechyla się na stronę kosiarzy, czmychnęli do Neodżungli. Meksowie myśleli, że problem mają z głowy, bo stamtąd rzadko kto wychodzi, a jak już wychodzi, to nigdy jako człowiek. Aż pewnego pięknego dnia rąbanki nagle znikąd pojawili się… No właśnie – ekolodzy. Tyle, że troszkę odmienieni – skóra im pozieleniała, niektórzy nabrali trochę masy… Zabrali też ze sobą kumpli – mnóstwo przeróżnych „zwierzaków” prosto z menu od NeoMamusi. Mimo wszystkich mutacji i pomocy samych mutków, nie stanowili większego wyzwania i mutko-ekolodzy musieli znów zrobić taktyczny odwrót. To nie był jedyny atak, Eko-świry powtarzały je co jakiś czas. Nie wyrządzali większych szkód, niszczyli trochę sprzętu, kradli i zabijali co najwyżej kilku ludzi. Ale pewnego dnia kosiarze się zdziwili – NeoZieloni zaatakowali znów, ale tym razem doskonale uzbrojeni, także w broń palną i jedną wyrzutnię rakiet… Ciekawe, prawda?
Nazwa: NeoZieloni
Przywódca: Thomas Green. Niektóre plotki mówią też o jakimś potężnym, inteligentnym mutku z samego serca Neodżungli.
Miejsce: Obrzeża Neodżungli
Liczba Członków: około 25 osób + oswojone zwierzęta
Uzbrojenie: słabe i standardowe (broń ręczna własnej roboty, włócznie i improwizowane pałki, ostatnio zdobyli skądś broń palną)
Wyposażenie: słabe
Animozje i sojusze: brak
Wstęp: każdy, kto kocha przyrodę i chce ją chronić (i uda mu się przedostać do gangu)
Sława: 1
Komentarze
Brak komentarzy! Bądź pierwszy! Podziel się swoimi spostrzeżeniami!
Dodaj komentarz