Na stronie SUPERDATA Research, zajmującej się analizą rynku gier, pojawił się artykuł, według którego "World of Warcraft" zarobił na koniec pierwszego kwartału (kwiecień) bieżącego roku 93 miliony dolarów. Całkiem niezła sumka, można by rzec, lecz całkowicie blednie w porównaniu do 204 milionów baksów, jakie WoW zebrał siedem miesięcy wcześniej, gdy wyszedł ostatni dodatek do gry – "Mists of Pandaria". Wiadomo było, że wraz z wypuszczeniem nowej zawartości, dochody mocno pójdą w górę, ale tak duży spadek przychodu w tak krótkim czasie średnio świadczy o jego mocy przyciągania oraz przykuwania uwagi do rozgrywki.
Mimo że dziecko Blizzarda ciągle jest rekordzistą, posiadając obecnie około 7 milionów subskrybentów, w maju ogłoszono, że w przeciągu 3 miesięcy stracili 1,3 miliona graczy, głównie ze wschodu. W 2010 roku subskrybentów było aż 12 milionów, a jeszcze w październiku roku ubiegłego – 10 milionów.
Nieustanne straty na pewno dały się we znaki panom z Activision, którzy codziennie wchodząc na wagę patrzą z przerażeniem na ubywające kilogramy z powodu ulatujących z kieszeni rulonów banknotów. Nic więc dziwnego, że ciągle powracają wieści o wprowadzeniu do gry systemu mikropłatności, obejmującego oczywiście więcej rzeczy, niż dotychczasowe opłaty za zwierzątka czy wierzchowce, jako że całkowite przejście na system F2P (free-to-play) z pewnością nie wchodzi w rachubę.
Dotychczas wiadomo, że za pieniądze będzie można kupić doładowania do szybszego zdobywania doświadczenia czy alternatywne sposoby na otrzymanie Lesser Charms of Good Fortune. Polacy krzywym okiem patrzą na takie praktyki, natomiast na świecie podobno mikropłatności w WoWie spotkały się z ciepłym przyjęciem. Cóż, najprawdopodobniej więcej o tych sprawach dowiemy się na listopadowym BlizzConie.
Komentarze
Dodaj komentarz