Stworzenie scenariusza do ekranizacji kultowej gry, to nie takie proste zadanie, jakby się mogło wydawać. Jasne, pisarz decydujący się wziąć na barki ten niewdzięczny obowiązek, posiada już gotowy i solidny koncept, który pokochały miliony ludzi. Problem w tym, że czymś niemożliwym jest zmieszczenie całej złożoności intrygi i wszystkich smaczków fabularnych w ramach czasowych, jakie nakłada film. Konieczne są więc cięcia, zmiany oraz uproszczenia, a to jest już prostą drogą do totalnego wpienienia oddanych fanów, jak również napisania skryptu rażącego płytkością, po którym ludzie nieobeznani z branżą jak jeden mąż stwierdzają – "Mój Boże, ale te gry są głupie".
Teoretycznie z sagą "Mass Effect" powinno być lżej, gdyż kluczowym aspektem, jaki zauroczył graczy było poczucie filmowości, hollywoodzkie dialogi i blockbusterowy klimacik produkcji. Stąd też, zdawałoby się, łatwiej przeszczepić na duży ekran tytuł, który w założeniach zawiera w sobie kinowy pierwiastek, nieprawdaż?
Błąd, to droga przez mękę. Przynajmniej tak sądzi Mark Protosevich, autor pierwszego scenariusza do filmu "Mass Effect".
Podczas promocji amerykańskiej adaptacji "Oldboya", Protosevich postanowił podzielić się z dziennikarzami, jak trudnym zadaniem było stworzenie skryptu do ekranizacji pierwszej części przygód dziarskiego komandora i dlaczego już nigdy nie podejmie się podobnego zadania. Co ciekawe, kiedy był jeszcze zaangażowany w ten projekt, zakładał on jak najwierniejsze przeniesienie wydarzeń związanych z potyczką pomiędzy Shepardem a Suwerenem i Bitwą o Cytadelę niż tworzenie autorskiej historii opartej o te kosmiczne uniwersum.
"To była moja pierwsza adaptacja gry, przy jakiej kiedykolwiek przyszło mi pracować i zapewne ostatnia. To niełatwa robota. Przyznam szczerze, że było bardzo ciężko, zwłaszcza z marką *Mass Effect*. Problemem był fakt, iż materiału było tak dużo, że spokojnie starczyłoby go na 10-godzinną produkcję. Ja musiałem zrobić z tego skrypt, który zamknie się w okolicach 2 godzin."
...i może tutaj jest pies pogrzebany? Nic na siłę. Chyba każdy wolałby coś nowego niż odgrzewanie starego kotleta, który zapewne zirytuje nas bez reszty. Wydaję mi się, że Shepard jest na tyle barwną postacią, iż znalazłaby się dla niego inna ciekawa przygoda niż pranie po pysku Suwerena, hm?
Szczegóły i dalsze losy pracy Marka nie są jednak znane. Kiedy Protosevich skończył pierwszą wersję scenariusza, z marszu zajął się innymi projektami, natomiast studio Legendary Pictures zatrudniło inną osobę, która miała go finalnie doszlifować. Co dalej? Kto wie...
Komentarze
Użytkownik Trzeci Kur dnia niedziela, 6 października 2013, 23:19 napisał
O to to to to.
Dodaj komentarz