Battle for Wesnoth

6 minut czytania

Pamiętam doskonale, w jakich okolicznościach po raz pierwszy zetknąłem się z "Battle for Wesnoth". Był to piękny, sielankowy okres szkoły podstawowej, kiedy przez całą Polskę gruchnęła wieść, jakoby policja zaczęła wkraczać do domów i rewidować komputery osobiste. Mój szanowny rodziciel wpadł w taką panikę, że natychmiast pousuwał wszystkie pliki i zmienił system operacyjny z nielegalnego Windowsa na legalnego Linuxa.

battle for wesnoth

W momencie, w którym usłyszałem, iż na Linuxie nie będę mógł zainstalować żadnej ze swoich ulubionych gier komputerowych, zacząłem ponoć histeryzować w sposób przekraczający najśmielsze wyobrażenia. Mama, jako kobieta, zupełnie zignorowała moje potrzeby pod tym względem – nigdy nie rozumiała i chyba już nie zrozumie fenomenu tej wspaniałej rozrywki. Ojciec zaś, który nieco bardziej rozumiał "o co chodzi" (prawdopodobnie jemu samemu doskwierał brak tradycyjnego pasjansa), poszperał w Internecie i odnalazł produkcję o całkowicie anonimowym wówczas tytule – "Battle for Wesnoth".

battle for wesnothbattle for wesnoth

Wkroczyłem do tego świata, kiedy jeszcze Delfador (ważna postać w historii Wesnoth) nosił się na fioletowo, a poszczególne postacie najbardziej przypominały zlepek kilku zupełnie przypadkowo dobranych figur geometrycznych. Dostępnych kampanii, jeżeli mnie pamięć nie myli, było cztery. Obecnie Delfador zmienił swój image na nieco bardziej stonowany (i mniej kanciasty), zainwestował w animację swojego ataku dystansowego, zaś oficjalnych wątków fabularnych jest osiemnaście. Kto nie idzie do przodu, ten się cofa lub – w najlepszym wypadku – stoi w miejscu; ta mądra sentencja musi nieustannie przyświecać twórcom "Battle for Wesnoth". Uwierzcie mi, gra zaliczyła naprawdę kolosalny skok jakościowy od czasów pierwszej wersji, przechodząc drogę od totalnego anonima do jednej z najpopularniejszych darmowych produkcji do pobrania. I wciąż się rozwija.

battle for wesnoth

"Battle for Wesnoth" to strategia turowa, zawierająca elementy fantasy. Elementy to ładne słowo, niemniej nie w pełni oddaje to, co chciałbym przekazać – bowiem BfW jest wprost naładowana fantastyką. Wystarczy spojrzeć na dostępne rasy – smoki, nieumarli, elfy, mermeni, drzewce, krasnoludy... Magia i miecz przeplatają się tutaj na każdym kroku, tworząc spójną całość.

Cel rozgrywki jest banalnie prosty – zazwyczaj chodzi o wyeliminowanie lidera wrogiej frakcji, czasem musimy opierać się naporowi przeciwnika przez określony limit tur bądź osiągnąć wyznaczony przez twórców heks. Każda jednostka (a do wyboru mamy około dwustu sztuk!) posiada z góry przydzielone umiejętności i statystyki, delikatnie modyfikowane przy procesie rekrutacji, kiedy dodajemy do tego dwie losowe cechy. Najlepiej wytłumaczyć to na prostym przykładzie – orkowy rębacz, który jest "silny" i "szybki", będzie atakował mocniej od swoich kamratów, w każdej turze może wykonać o jeden ruch więcej, ale jego punkty życia zostają nieco ograniczone. Bardzo ważnym czynnikiem BfW jest także teren, po którym stąpają nasze jednostki. Zależy od niego nasz modyfikator obrony terenowej, a im więcej on wynosi, tym większe szanse na uniknięcie wrogiego ciosu. Kolejny przykład – elficki łucznik na terenie płaskim posiada czterdziestoprocentowy modyfikator obronny. Oznacza to, że każdy atak w niego wymierzony ma sześćdziesiąt procent szans na powodzenie.

battle for wesnoth

Tym, co najbardziej mnie w BfW urzekło, jest kolosalny wpływ zwykłego, ludzkiego szczęścia na rozgrywkę. Wykonanie perfekcyjnie przygotowanej strategii teoretycznie wiedzie prostą drogą do sukcesu, aczkolwiek... Co, jeżeli nasz strzelec wyborowy spudłuje wszystkie swoje ataki? Lub broniący mostu żołnierze nie zdołają uśmiercić stojących po pas w wodzie jednostek przeciwnika, w efekcie pozwalając na skuteczną przeprawę? Takie sytuacje zdarzają się bardzo rzadko, ale grając przez dłuższy czas w tę produkcję z pewnością ich doświadczycie. Zostawią was one z wyrazem niedowierzania i wściekłości na twarzy, a także... Zależy to od indywidualnych cech charakteru, ale mnie tylko motywowały, żeby spróbować raz jeszcze. I po raz setny udoskonalić strategię.

Gra, dzięki swej nieprzewidywalności, wymaga od nas ciągłego, bezustannego skupienia. Z powodów, które wymieniłem wyżej, niemożliwością jest zaplanowanie czegokolwiek ze stuprocentową pewnością. Właściwie w każdej turze, podczas nawet z pozoru nieważnej potyczki, może wydarzyć się coś, czego prawdopodobieństwo zbagatelizujemy lub w ogóle nie weźmiemy pod uwagę. Nie wiem, czy jest to zjawisko powszechne, niemniej ja, dodając do mało realistycznej grafiki BfW kapkę wyobraźni, czuję się, jakbym dowodził armią podczas prawdziwej bitwy. Zdarzyć się może dosłownie wszystko, a na procent szczęścia, jaki nam przysługuje danego dnia, nie mamy żadnego wpływu – jedni kochają za to Wesnoth, inni nienawidzą.

battle for wesnoth

Gospodarka przedstawia się w sposób jasny i nieskomplikowany. Kompletnie zrezygnowano z jakichkolwiek surowców naturalnych (co jest metodą dość rewolucyjną, jak na produkcję strategiczną), pozostawiając do naszej dyspozycji jedynie finanse, wyrażane w sztukach złota. Pieniądze pozyskujemy z wiosek, znajdujących się pod naszą kontrolą. Każda jednostka, jaką rekrutujemy/przywołujemy, pochłania konkretną ilość funduszy, zależną od swojego poziomu. Wyjątkiem są postacie z cechą "lojalne", które nie pobierają od nas pieniędzy na swoje utrzymanie. Znowu najprościej będzie wytłumaczyć to na przykładzie. Posiadamy trzydzieści wiosek, a z każdej czerpiemy co turę jedną sztukę złota. Nasza armia liczy szesnastu żołnierzy pierwszego poziomu i dwóch weteranów poziomu drugiego. Kusi, aby pozostawić tę zagadkę bez odpowiedzi, przygotować miskę popcornu, usiąść przed komputerem i poczekać na komentarze od gimnazjalistów, próbujących rozwikłać matematyczną zagwozdkę... Dochód wynosi oczywiście dziesięć sztuk złota na turę. W kwestiach gospodarczych – finito.

"Wesnoth" właśnie tak prezentuje się na pierwszy rzut oka. Każdy aspekt gry wydaje się uproszczony niemalże do trywialności. Dopiero kiedy będziemy mieli okazję rozegrania paru pojedynków (w szczególności z żywym przeciwnikiem), przekonamy się, że z owej pozornej prostoty wyłania się ogrom możliwości i mnogość nieszablonowych rozwiązań.

battle for wesnothbattle for wesnoth

Nie chciałbym specjalnie uwypuklać własnego zdania na temat grafiki, gdyż każdy widzi, że nie prezentuje ona najwyższej jakości. Osobiście nie mam z tym najmniejszego problemu – czy to z faktu, że jestem z BfW od dawna i dostrzegam ogromny skok jakościowy, o którym już wcześniej pisałem, czy też dlatego, iż zupełnie nie tego wymagam od gier komputerowych... Mój pogląd jest w dzisiejszych czasach raczej odosobniony, ale chciałbym namówić tych, którzy Wesnoth przekreślili z powodów graficznych, aby przynajmniej spróbowali pobrać i zainstalować grę. Na żywo wygląda dużo lepiej, aniżeli na zrzutach ekranu.

Rzeczą, do której mam największe zastrzeżenia, jest niewątpliwie oprawa muzyczna. Początkowo miła, nie rewelacyjna, acz wpadająca w ucho. Jednakże wraz z upływem czasu zmienia się w denerwujące dźwięki, dobiegające z głośników i psujące zabawę z gry. Panowie odpowiedzialni za tę część produkcji zdecydowanie się nie popisali – zarówno pod względem jakościowym, jak i w kwestii różnorodności repertuaru.

battle for wesnoth

Mam obowiązek wspomnieć o najmocniejszym punkcie BfW, czyli o znakomitej grywalności. Pamiętajmy, że jest to darmowa strategia turowa, polegająca w dużej mierze na umiejętnościach planowania i najbardziej efektywnego zarządzania dostępnymi środkami. Wymaga myślenia, analizowania, nie szybkiego, ale za to rozsądnego reagowania na poczynania oponentów. Na szczęście, nie rąbiemy tutaj tysięcy wrogów, aby w końcu dotrzeć do największego z nich, zwanego bossem i rozwałkować go po planszy w najbardziej efektowny sposób – a to, jak ze smutkiem konstatuję, zaczyna być wyznacznikiem popularności danej produkcji. Na głównym serwerze nigdy nie wieje nudą, właściwie w każdym momencie można odszukać interesującą nas rozgrywkę bądź utworzyć takową z dostępnymi graczami. Prawdziwy tłum atakuje nas jednak w okresach szeroko rozumianych "długich weekendów" (nie wakacji i ferii, ponieważ młodzież szkolna zazwyczaj wybiera inne rodzaje rozrywek) – wtedy wszyscy starzy wyjadacze, do których śmiem się zaliczać z racji czasu, jaki spędziłem przy BfW, powracają znów do korzeni, aby w doborowym gronie rozegrać kilka emocjonujących pojedynków.

battle for wesnoth

Problemem, nad którym głowię się przez cały okres pisania tekstu, jest opis fabuły BfW, gdyż nie istnieje ona na takich samych zasadach, z którymi mamy do czynienia w innych produkcjach. Do dyspozycji oddano nam osiemnaście kampanii, a każda traktuje o zupełnie innej przygodzie. I chociaż owe wątki łączą się ze sobą, przeplatają, a niektóre postacie występują w kilku odrębnych opowieściach, to prawdziwym problemem jest wskazanie najważniejszej historii i wiodącego prym bohatera. Bo czyż byłby nim Konrad, Następca Tronu Wesnoth? Może Karun Czarne Oko, wybitny przywódca orków? Delfador Wielki, najpotężniejszy mag znanego świata? Haldric, pierwszy władca ludzi? Kalenz, dostojny elficki lord? Taka wyliczanka mogłaby trwać w nieskończoność, a każdy z graczy Wesnoth i tak prawdopodobnie ma swoją ulubioną kampanię i ulubionego bohatera. Wydaje mi się, że w fabule rozgrywki twórcy próbowali zawrzeć przede wszystkim historię wykreowanego świata, rzucając nas w przeróżne okresy i zapoznając z galerią niebanalnych postaci. Nie brak również odskoczni od głównego nurtu (jak chociażby króciutka "Opowieść o dwóch braciach") bądź obrazoburczej utopii, traktującej o nieznanej dotąd frakcji, którą są pustynne elfy (absolutnie genialna i zrealizowana z rozmachem "Pod palącymi słońcami"). Różnorodność jest zaprawdę imponująca i nie sposób wymienić wszystkich fabularnych wątków, jakie przygotowali dla nas autorzy.

battle for wesnoth

Zbliżając się już wielkimi krokami do końca recenzji, chciałbym jeszcze wspomnieć o bardzo popularnym procederze modyfikowania BfW poprzez tworzenie autorskich kampanii i własnych er. Liczba dodatków może przyprawić o zawrót głowy przy pierwszym spojrzeniu, zaś imię fanów, zajmujących się tworzeniem alternatywnych wersji Wesnoth, brzmi Legion. Szczególne zasługi na tym polu odniósł nasz rodak, inferno8, którego "Era Magii" została przetłumaczona na kilkanaście języków i na stałe wpisała się złotymi zgłoskami w historię BfW. Co więcej, inferno nie jest osobnikiem zazdrośnie strzegącym tajemnic – podzielił się ze światem swą niebagatelną wiedzą już kilka lat temu, tworząc serię artykułów wprowadzających w tajniki modyfikacji gry. Jeżeli kogoś interesuje ten temat, owe teksty powinny stać się swoistym elementarzem.

Cóż napisać w podsumowaniu tej nieco przydługiej recenzji? Moim celem nie jest i nigdy nie będzie powtarzanie się, więc liczę, że ci, którzy dobrnęli do tego miejsca, zdołali już wyrobić sobie przynajmniej orientacyjną ocenę odnośnie "Battle for Wesnoth". Muszę jednak pomyśleć o wszystkich rodzajach czytelników, a więc także o osobach, które po prostu zjeżdżają do ostatniego akapitu i czytają swoistą próbę zawarcia całego tekstu w kilku zdaniach. Dla nich wszystkich dwa słowa – gorąco polecam!

Plusy
  • Za darmo!
  • Grywalność
  • Prostota
  • Różnorodność scenariuszy
  • Mnogość dodatkowych kampanii
  • Dobrze zbalansowany poziom trudności
Minusy
  • Muzyka
  • Brak niekonwencjonalnych rozwiązań fabularnych
Ocena Game Exe
9
Ocena użytkowników
8.92 Średnia z 56 ocen
Twoja ocena

Komentarze

Brak komentarzy! Bądź pierwszy! Podziel się swoimi spostrzeżeniami!

Dodaj komentarz

 
Męczą Cię captche? , a problem zniknie. Zajmie to mniej niż rozwiązanie captchy!
Wczytywanie...