Pająki zniknęły. Całkowicie. No, nie w sensie, że z całego świata (choć byłabym wielce uradowana, gdyby tak się stało. A jeśli do tego wszelkie inne bzyczące i kłujące draństwa wyparowały, to bym była wręcz wniebowzięta), lecz na terenie Zamczyska. Podejrzana sprawa, zwłaszcza biorąc pod uwagę aktualny miesiąc. Toż powinny być wręcz wszędzie! Pierwsza myśl? Sprawdzić, co u Couruna. Po długich poszukiwaniach udało się go w końcu odnaleźć. Randkował w najlepsze z książką. I... a, lepiej nie, jeszcze koszmary będą się Wam śnić... Co nie przeszkadza w sprawdzeniu, co wynikło z romansowania.
Niektóre serie książkowe powoli zaczynają przypominać seriale, kiedy to okazuje się, że rozpoczynając cykl masz przed sobą kilka sezonów. „Wrota mistrza wojny” to już dziewiąta odsłona „Cieni pojętnych”, chociaż jest zarazem dopiero drugą książką, którą przypadło mi recenzować na łamach naszego portalu. Pierwsza randka, czyli „Spadkobiercy ostrza”, pozostawiła mnie w stanie lekkiego oszołomienia i zdecydowanie bez buziaka na koniec, jednak Tchaikovsky nie jest panną o wątłym kręgosłupie moralnym, stąd dopiero „Wrota mistrza wojny” miały ujawnić mój angaż do roli wytrwałego amanta.