Aż dziw bierze, że gatunek "postapo" trzyma się tak dobrze. W ostatnich latach przechodził on od renesansu zombie, przez ponowne zmęczenie materiału w postaci żywych trupów, po wypracowane wizje życia na zgliszczach cywilizacji. Zwłaszcza te ostatnie święciły ogromne sukcesy za sprawą Dmitrija Glukhovsky'ego i jego "Metra 2033", którego świat przedstawiony szybko przerodził się w popularne, wciąż rozwijane uniwersum. Skąd taka żywotność koncepcji, zdawałoby się, dość wtórnej i monotonnej? Czy naprawdę aż tak bardzo lubujemy się w masochistycznych wizjach autodestrukcji? Czy też – zważywszy bieżącą sytuację geopolityczną – zaczynamy podchodzić do książek, gier i filmów "postapo" jak do podręczników survivalu, po które niebawem będziemy musieli sięgnąć na poważnie?
Bez względu na przyczyny owej popularności, czas na rodzimą odsłonę świata po zagładzie w stylu "Metra" musiał wreszcie nadejść. Cieszyłem się na "Dzielnicę obiecaną" Pawła Majki, będąc zarazem niezmiernie ciekaw, czy uda mu się stworzyć symulację ludzkich instynktów i narodowych przywar równie brutalną i sugestywną, jak ta nakreślona piórem Glukhovsky'ego. Opowieść o życiu w nowohuckich schronach, paranormalnych siłach władających zrujnowanym Krakowem oraz o dwójce młodych ludzi, mimowolnie wplątanych w polityczną intrygę, miała rozwiać podobne wątpliwości.
Trzeba przyznać, że skoncentrowanie początkowej akcji na grupie aktorów wystawiających sztuki takie, jak "Hans Kloss", to dość nieoczekiwany zabieg. Równie zaskakująca wydaje się rzeczywistość nabudowana wokół wędrownej trupy, przedstawiająca społeczność nieźle zorganizowaną, spójną, dalece odmienną od wizerunku zmutowanych troglodytów. Jednakże od wstępu do nadającej ton późniejszym wydarzeniom intrygi akcja toczy się powoli, nieco zbyt monotonnie jak dla pozbawionej konkretnego punktu zaczepienia uwagi czytelnika. Pierwszych kilkadziesiąt stron rozczarowało mnie całkiem mocno i gdyby nie przeniesienie akcji na powierzchnię, różnie mogłoby być z dalszą lekturą.
Świat zewnętrzny, będący areną mozolnego pościgu za trójką uciekinierów, prezentuje się naprawdę dobrze. Masa rozmaitych zagrożeń i niepisanych praw uczyniły eksplorację równie groźną i fascynującą, co w wypadku Moskwy, jednak charakter i nastrój tych eskapad to coś zupełnie innego. Wiele osób uśmiechnie się na wzmiankę o pancernych czołgo-tramwajach czy resztkach dawnego stadionu Cracovii. Paweł Majka nie przytłacza nas nieprzeliczoną ilością zmutowanych potworów, jednak te, które spotykają na swej drodze główni bohaterowie, wystarczają w zupełności do utrzymania napięcia.
Skoro już o bohaterach mowa, wywołują oni dość mieszane uczucia. Prowadzący pościg za aktorami Siedlar – do bólu cyniczny, nienawidzony przez własne dowództwo oficer armii schronów – oraz Ninel – wylewna major komunistycznej federacji, o aparycji prawdziwej, enerdowskiej pływaczki – to duet świetny, zabawny, dynamiczny, przy okazji obrazujący strukturę funkcjonowania powojennej Nowej Huty oraz ukazujący wiele z mechanizmów tamtejszej egzystencji. Zdecydowanie największym mankamentem "Dzielnicy obiecanej" jest natomiast jej główny bohater. Marcin to młody chłopak, pełen książkowych ideałów, nijak nieprzystających do otaczającej go koszmarnej rzeczywistości. Pomysł skontrastowania młodzieńca i jego wartości ze zdegenerowanym światem byłby całkiem atrakcyjny, gdyby on sam nie był uosobieniem naiwności, nieporadności, a przede wszystkim zupełnego braku charakteru. Rozdziały, w których czytelnik musi przebrnąć przez wewnętrzne rozterki i monologi chłopaka, raz po raz ukazujące jego infantylność w podejściu do spraw najbardziej oczywistych, męczą i irytują. Gdyby nie pojawiający się później Siedlar i Duch, byłbym gotów odłożyć książkę po 50 stronach. Widać wyraźnie, że autor chciał spełnić wymogi "franczyzy", kreując bohatera w stylu Artema, ale w porównaniu tych dwóch postaci Marcin wypada gorzej niż źle.
Dodatkowym elementem irytacji w wypadku Marcina i jego przybranej siostry jest dość dziwny, sztuczny sposób wypowiedzi, pełen wołaczy, archaizmów, ogólnie czyniący same postacie, jak i ich dialogi oraz okoliczności, w których je prowadzą, mało realnymi i pozbawionymi płynności. Jednocześnie nie chcę oceniać całościowo stylu pisarza jako zły. Warsztatowo Paweł Majka radzi sobie nie najgorzej. Obiektywnie rzecz biorąc – poza wspomnianymi dialogami – trudno zarzucić mu poważniejsze błędy, zaś kwestia podobania się lub nie określonego stylu operowania słowem to już rzecz gustu.
"Dzielnica obiecana" z pewnością ma potencjał na kontynuację, dużo lepszą od wciąż niezłej części pierwszej. Żal zarysowanego w pierwszym rozdziale i całkowicie porzuconego aż do finału wątku głównego "straszydła", które – zamiast przewijać się jako przerywnik między rozdziałami i budować napięcie – na wstępie jest dla nas dość niezrozumiałe, ze względu na brak szerszego kontekstu, w finale zaś występuje już jako nadmiernie skrócona, nieco wymuszona pointa wszystkich wydarzeń. Nie zdążyliśmy ustosunkować się emocjonalnie do antagonisty posiadającego spory potencjał, a szkoda, choć jest szansa na ciekawy ciąg dalszy.
Polskie "Metro 2033" okazało się niezłą "powieścią w klimacie", choć zdecydowanie nie tak dobrą jak dzieło, na które się powołuje. Świetne sceny walki, trzymające w napięciu, dobrze nakreślone relacje między postaciami, dbałość o detale, konsekwentnie rozbudowywana wizja świata, mierny główny bohater, wyraziści bohaterowie drugiego planu, trochę zbyt mało luzu i czarnego humoru oraz spore nadzieje na dużo więcej w kolejnych częściach – to chyba najkrótsza możliwa charakterystyka "Dzielnicy obiecanej". Warto przeczytać, choćby z ciekawości.
Dziękujemy wydawnictwu Insignis za dostarczenie egzemplarza recenzenckiego.
Komentarze
Brak komentarzy! Bądź pierwszy! Podziel się swoimi spostrzeżeniami!
Dodaj komentarz