Sto gramów myśli, jeden gram materii, pół centa

6 minut czytania

Gdyby ktoś szukał jednej tylko książki, która mu pokaże, dokąd zmierza SF na początku XXI wieku, Accelerando Charlesa Strossa stanowiłaby chyba najlepszy wybór.

Nie idzie oczywiście o reprezentatywność statystyczną (wtedy byłaby to pulpowa przygodówka spod znaku Webera czy Bujold), lecz wskazanie kierunku, w którym przesuwają się zainteresowania autorów SF. Jedynym bowiem wyraźnym trendem, jaki pojawił się w SF po cyberpunku, czyli w ciągu ostatnich 10-15 lat, jest nurt SF ekstropistycznej, posthumanistycznej, traktującej o tzw. Technological Singularity, Technologicznej Osobliwości: nieuchronnym momencie przejęcia kontroli nad rozwojem cywilizacji przez inteligencje postludzkie, zazwyczaj AI.

Accelerando to historia rodziny Macx, złożona z dziewięciu rozdziałów (zresztą ukazujących się uprzednio jako opowiadania w „Asimov’s Science Fiction Magazine”), rozgrywających się przeważnie co dekadę, począwszy od pierwszej dekady XXI wieku, ujętych w trzech częściach. W części pierwszej głównym protagonistą jest Manfred Macx, jednoosobowa korporacja altruizmu i zawodowy innowator. W części drugiej – jego córka, Amber, oraz jej kopie zdigitalizowane. W części trzeciej – syn jednej z wersji Amber. Takie rozcięcie i rozciągnięcie fabuły pozwala Strossowi na prezentację przyszłości ludzkości począwszy od prawie-jutra (od konwencji postcyberpunku Stephensona, Sterlinga), skończywszy na samych granicach wyobraźni, gdy nie istnieje już ludzkość jako taka, ani Układ Słoneczny, ani nawet materia nie jest już znaną nam „głupią” materią – co z kolei przynależy do konwencji dalekiej hard SF spod znaku Egana i Vinge’a.

Stamtąd pochodzi też wiele założeń rozwijanych przez Strossa. W opisie najbliższej przyszłości te nowe pewniki SF to przede wszystkim konsekwencje postępującej globalizacji: outsourcing, swobodny przepływ kapitału (korporacji) do stref niższego fiskalizmu i mniejszych kosztów pracy (emigracja podatkowa), rządy bezosobowych procedur z poziomu ogólnoświatowej infosfery; nadto narastające paranoje prawnicze (prowadzące do automatyzacji procedur sądowych), nawrót fundamentalizmu (religijnego, obyczajowego) w USA i ich kollaps budżetowy spowodowany przez zapaść systemu emerytalnego, dołek demograficzny i narośnięcie długu publicznego.

Co nie znaczy, że kreacja Strossa jest nieoryginalna. Wręcz przeciwnie – strzela on pomysłami z częstotliwością charakterystyczną bodaj tylko dla Lema i Egana. Np. szczerą obsesją Strossa wydaje się ideologia Open Source i wizja ekonomii drexlerowskiej (w której suma dóbr jest nieograniczona i – jak w przypadku informacji – można je bez uszczerbku dzielić w nieskończoność); nawet sam tekst Accelerando uczynił Stross na tej zasadzie dostępnym w sieci za friko. Oryginalne jest też np. założenie wejścia w mainstream kultury BDSM: to seks oparty po prostu na kontakcie cielesnym zdaje się bohaterom Strossa brudną perwersją.

Tytułowe przyśpieszenie odnosi się także do samego sposobu narracji i natłoku realizowanych idei. Gdyby brać go całkiem serio – a Stross co chwilę puszcza oko do czytelnika – trzeba by stwierdzić, że ten świat zmienia się za szybko, „na życzenie autora”. Według niego za 30 lat będziemy mieli rewolucję nanotechnologiczną, powszechną digitalizację umysłów, sztuczne inteligencje, kolonizację księżyców Jowisza i początek Osobliwości; a przed końcem wieku Układ Słoneczny zostanie rozmontowany w procesie konwersji wszelkiej materii „głupiej”, tj. niemyślącej, w computronium, tj. molekularne procesory, na których przeliczane będą życia bezcielesnych postludzi. (Stross mierzy postępy cywilizacji na drodze do Osobliwości proporcją masy „głupiej” do masy „myślącej”: sumy mózgów białkowych, procesorów elektronicznych i computronium).

Takie radykalne przewroty historii są prawdopodobne, gdy oparte na zmiennych niezależnych (uderzenie komety, zaraza, inwazja Obcych), a nie na długofalowych trendach cywilizacyjnych. Część owych zmian wydaje się motywowana ideologicznie (np. wizja ultraprotekcjonistycznych, przeciwwolnorynkowych USA i proglobalizacyjnej UE o żywej ekonomii), część – pojawia się dla efektu humorystycznego (np. odwrócenie wektorów obyczajowości: w USA obowiązuje ścisły dress code nakazujący m. in. maksymalnie zakrywać kobiece wdzięki w obawie przed pozwami o molestowanie seksualne, a w Iranie – niemal pełna swoboda).

Szukając punktów wspólnych ze starą SF, można początek Accelerando określić jako cyberpunk zdemitologizowany. Nie powiela on i nawet nie opiera się na wizji przyszłości stworzonej przez Gibsona et consortes w latach 80-tych, bardzo szybko zdezaktualizowanej i od początku przegiętej ku taniemu efekciarstwu: rodem z kryminału nor, z westernu, z sensacji szpiegowskiej. Bliższy niż Neuromancerowi jest ten świat powieściom Couplanda czy Palahniuka, Cryptonomiconowi Stephensona.

Przede wszystkim na równi z koncepcjami naukowymi podstawą dla ekstrapolacji jest tu ekonomia. Stara, klasyczna SF spekulacyjna nie przejmowała się gospodarczym kontekstem postępu i zmian cywilizacyjnych prawie w ogóle; postęp często jawił się wręcz receptą na wszelkie problemy gospodarcze. Stopniowo wprowadzano zysk jako motywację dla eksploracji kosmosu (w odróżnieniu od idealistycznego „pędu do wiedzy”). Za czasów cyberpunka korporacje – cały czarny sztafaż kapitalizmu i mitologia złego pieniądza – robiły ledwie za nastrojową scenografię (podobnie przecież w space operach nikt się nie przejmuje naukowymi podstawami napędu FTL). Lecz dzisiaj już nie sposób sobie wyobrazić autora poważnej SF bliskozasięgowej, który nie ma pojęcia przynajmniej o podstawach makroekonomii, szczególnie w kontekście globalizacji. Charakterystyczne, iż pierwszym bohaterem Accelerando i głową rodu Macx jest nie prywatny detektyw, hacker czy punk z ulicznej bandy, lecz międzynarodowy przedsiębiorca.

Ekonomia do samego końca pozostaje tu najważniejszym wyznacznikiem kierunku rozwoju cywilizacji. Po minięciu Osobliwości, aby zmaksymalizować zasoby mocy obliczeniowej (która, obok szerokości pasma transmisji danych, jest jedynym dobrem ograniczonym w cywilizacji postcielesnej) buduje się mózgi-matrioszki: kompleksy koncentrycznych sfer Dysona z zamkniętą w środku gwiazdą, gdzie każda kolejna, chłodniejsza sfera computronium pracuje na energii „odpadów” wypromieniowywanych przez warstwy wewnętrzne. Postępuje ewolucja organizmów gospodarczych: ani komunizm, ani kapitalizm nie są najefektywniejszymi “systemami operacyjnymi” podobnej cywilizacji. Jednak w ramach Ekonomii 2.0 inteligencja ludzka i postludzka stoją na z góry przegranej pozycji – najlepiej przystosowaną strukturą kognitywną są korporacje. Korporacje u Strossa uzyskały samoświadomość około 2040 roku, na skutek automatyzacji procedur prawnych (wojny prowadzone przez atak milionami pozwów) oraz zdolności rozmnażania według zasad wywiedzionych z Conweyowej Game of Life (w każdej sekundzie spółka rodzi kilka spółek zależnych, które rodzą swoje spółki itd., a akcje, kapitał, prawa własności itp. przepływają między nimi w dynamicznej homeostazie). Systemy prawne również zresztą podlegają ewolucji. Bytami świadomymi są akty egzekucji komorniczych, religie, mody, języki oraz polityki. Po przetransferowaniu swoich kopii (pakietów umysłowych) do mózgu-matrioszki milionletniej cywilizacji, Amber i jej towarzysze spotykają na cmentarzysku ekonomii dzikie, pasożytnicze korporacje, wizualizowane jako dwumetrowe ślimaki barwy czekolady w koronkowych egzoszkieletach, wyjadające cuchnące resztki ze śmietników myśli.

W Accelerando Stross posługuje się językiem opartym na slangu komputerowym (w świecie myśli postludzie plonkują się i wrzucają do killfile’a najzupełniej dosłownie), słownictwie pochodzącym z subkultury geeków (kto nie chwyta konotacji zwrotu „być zeslashdotowanym”, lepiej niech czyta książkę z Google’em na podorędziu) oraz z hard SF i najnowszych hipotez naukowych (kosmologia holograficzna i czasoprzestrzeń antydesitterowska to już starocie). To nie jest literatura dla terminally future-shocked (ludzi po śmiertelnym „szoku przyszłości”). Polska fantastyka naukowa, jak się wydaje, na dobre już zrezygnowała z prób poważnych spekulacji nt. przyszłości człowieka i cywilizacji; przynajmniej bądźmy na bieżąco z myślą SF anglojęzycznej, gdzie dla podobnej literatury pozostała wystarczająco głęboka nisza czytelnicza.

Accelerando jest daleka od doskonałości pod względem literackim. Rzuca się w oczy, iż powieść powstała ze złożenia oddzielnych opowiadań; zbyt przejrzysty jest ów powtarzany schemat: ekspozycja – prawna lub ekonomiczna pułapka na bohatera – sprytne a zaskakujące wydobycie się z niej. Stross pozostaje tu niewolnikiem fabularnego efekciarstwa rodem z najniższej literatury popularnej. W ogóle prowadzi narrację nazbyt pośpiesznie, powierzchownie, co rzuca się oczy zwłaszcza w opisie myślo-światów starożytnych cywilizacji Obcych.

To bowiem jest problem znacznie głębszy, wynikający z najbardziej fundamentalnych ograniczeń człowieka. Można się spierać, czy autor słusznie rozwinął założenia tak a tak, lecz do chwili osiągnięcia Osobliwości spójność i szczegółowość świata trzymają standard; potem natomiast Stross stosuje uniki, ucieka z akcją na peryferia, zadowala się ogólnikami, nie stroni od deus ex machina. Zgodnie z definicją Osobliwości, horyzont wyobraźni zatrzymuje się na jej granicy: można opisać postludzkie byty cyfrowe, żyjące w cyfrowych światach – ale trudno wykonać krok dalej. W co będą ewoluować świadomości niematerialne (obojętnie, od jakiej formy materialnej się wywodzące, białkowej czy niebiałkowej)? Jakie będą ich wizje przyszłości? Jaki paradygmat będzie kierował rozwojem cywilizacji procesowanej na mózgach-matrioszkach? Jaką psychologię, jaką filozofię i jaką politykę należy tam projektować? Greg Egan również się tu zatrzymał.

Oto jest więc wyzwanie dla autorów SF. Same podstawy świata opisywanego (prawa rządzące środowiskiem), jak i natura bytów je zasiedlających, podlegają tam niemal dowolnym zmianom, z wewnątrz świata niepodważalnym – rozróżnienie na SF i fantasy przestaje mieć znaczenie. Nieuchronnie następuje kowergencja tych konwencji, której zapowiedź widzimy dziś w przygodowych historiach w całości osadzonych w VR. Zapewne nadal powstawać będą ciekawe utwory dotyczące świata materii, np. zajmujące się świadomością w kontekście kosmologicznym. Lecz dla większości fantastyki poosobliwościowej nie będzie ważne, jak tłumaczymy założenia świata – lecz jak się one dalej rozwijają. Podobnie dla paradoksów ontologicznych Borgesa nie ma znaczenia, czy opowiada je Borges, bohater Borgesa, czy narrator w opowieści opowiadanej przez bohatera Borgesa. Na końcu pozostaje bowiem naga myśl.

Będzie to może najczystszy rodzaj fantastyki: fantastyka idei, tycząca wyłącznie tego, co konieczne, i tego, co niemożliwe.

Komentarze

Brak komentarzy! Bądź pierwszy! Podziel się swoimi spostrzeżeniami!

Dodaj komentarz

 
Męczą Cię captche? , a problem zniknie. Zajmie to mniej niż rozwiązanie captchy!
Wczytywanie...