Paweł Ciećwierz, urodzony w 1978 roku na Śląsku, jest pisarzem odnajdującym się w gatunkach science fiction oraz fantasy. Absolwent filmoznawstwa, doktor literaturoznawstwa Uniwersytetu Śląskiego, z wykształcenia literaturoznawca.
Autor nie tylko opowiadań fantastycznych, które ukazały się m.in. w magazynach Fantasy i Horror, Science Fiction czy Arkadia, ale również tekstów kulturoznawczych zamieszczonych w czasopismach Opcje, Dialog i Kultura Popularna.
W 2009 roku dwa dzieła Pawła Ciećwierza pojawiły się na półkach sklepowych polskich księgarń: książka fantastyczna pt. "Nekrofikcje" oraz monografia pt. "Synowie Kaina, córy Lilith...".
"Bezdzietny, bez prawa jazdy oraz planów na przyszłość".
Game Exe: Gdyby nie został Pan pisarzem, to kim? Wybrałby Pan sztuki walki?
Paweł Ciećwierz: Sprawy poukładały się tak, że uczę, piszę i jestem zadowolony. Robienie w życiu tego, co się lubi, jest przywilejem. Wiem, że miałem dużo szczęścia. Mam nadzieję, że tak będzie dalej. Do sztuk walki nie podchodzę ambicjonalnie – są moim hobby, dają dużo radości. Biłem się z ludźmi, którzy zajmują się tym zawodowo i wiem, jak ogromna przepaść dzieli moje umiejętności od ich. Żeby walczyć tak, jak zawodnicy katowickiego Shidokanu albo bytomskiego Jiu Jitsu, trzeba mieć naprawdę silną psychikę, poświęcić temu całe życie, podporządkować rozkład dnia. Ja nie jestem zbyt zdyscyplinowanym człowiekiem. Mimo to trochę żałuję, że nie posłuchałem wujka – wybitnego zapaśnika Jana Stawowskiego – i nie zacząłem trenować jako dzieciak.
GE: Jak wspomina Pan swoje początki pisania?
PC: Te pierwsze razy są zawsze dość niezręczne, prawda? Najtrudniej było zadebiutować w czasopiśmie. Do dziś pamiętam uczucie, kiedy w SFFiH ukazało się "Zwierze drapieżne". Na początku myślałem, że ktoś mi ukradł tytuł, ale to było moje opowiadanie. Parę lat i kilkanaście tekstów później uwierzyli we mnie ludzie z Supernowej. Wydali "Nekrofikcje" tak szybko i profesjonalnie, że aż mnie to zdziwiło. Co będzie dalej, zobaczymy. Ciągle czuję, że jestem na początku drogi twórczego rozwoju i mam jeszcze bardzo, bardzo dużo do zrobienia i nauczenia się.
GE: Dlaczego zdecydował się Pan na fantastykę?
PC: Wybrałem fantastykę, bo to literatura narracyjna, a mnie zawsze interesowało opowiadanie ciekawych historii. Taka forma daje dużo swobody. Poza tym fantastyka ma swoich inteligentnych i charakternych czytelników, o czym przekonałem się, kiedy pół roku temu zacząłem jeździć na konwenty.
GE: Co bezpośrednio zainspirowało Pana do napisania "Nekrofikcji"?
PC: Jeśli chodzi o inspiracje, jestem pisarzem bez wyobraźni, więc muszę je czerpać z życia. Większość miejsc opisanych w "Nekrofikcjach" istnieje naprawdę, wiele wydarzeń, postaci jest autentycznych. Oczywiście trzeba je było doprawić nekromantyczno – krwawym sosem. To mi pasuje, bo sam lubię mroczne klimaty.
GE: Utożsamia się Pan z ich głównym bohaterem, Paulem Brighellą? A może owy nekromanta stanowi Pańskie przeciwieństwo? Czy towarzyszące Brighelli osoby, choćby Skud, Izis czy Vigil, mają odwzorowanie w rzeczywistości, czy są stuprocentowym wytworem wyobraźni?
PC: Z Brighellą to dziwna historia. Wymyśliłem sobie, że stworzę najbardziej antybohaterskiego, łajzowatego kanalię, który w każdym innym porządnym opowiadaniu fantastycznym dostałby czapę już na trzeciej stronie. Miał być pełen wad i antypatyczny. A później znajomi zaczęli mówić: "hej, ale ty jesteś do niego podobny". To nie jest do końca prawda. Bardziej inspirowane rzeczywistością są inne postaci w tej książce, np. Skud. Znam człowieka, który jeszcze parę lat temu był równie szalony, tyle że nikogo, o ile mi wiadomo, nie zabił. Zabawne czasy. Teraz się ustatkował, niestety. Często pożyczam od kogoś parę ciekawych cech lub manieryzmów i wokół tego tworzę postać. Tak powstali Biały, Kulek, Vigil oraz Angelina, której jeszcze nie znacie, bo jest bohaterką najnowszego tekstu z cyklu. Zawsze fascynowały mnie niezależne kobiety, dziewczyny z życiową pasją. "Nekrofikcje" są chyba wyrazem tej fascynacji.
GE: Mgławy, Ostańca bądź Dalekiego Brzegu na mapie świata nie można pokazać – nie istnieją, ale Indie owszem – dlaczego właśnie tam zawitał Brighella?
PC: Tworząc uniwersum Mgławy, zdecydowałem się na geograficzną mieszankę fikcji z rzeczywistością, która drażni gatunkowych purystów. Im bliżej naszego kraju, tym bardziej manipuluję światem przedstawionym, bo nie chciałbym, żeby "Nekrofikcje" zostały odczytane jako jednoznaczna deklaracja polityczna. Dlatego państwo, w którym leży Mgława, nie zostało i nigdy nie zostanie określone. Niektórzy krytycy nazwali mnie lewakiem, ale ja naprawdę brzydzę się jednakowo każdą opcją polityczną w tym kraju. Krytyka kościoła nie oznacza, że lubię Olejniczaka, albo co gorsza, Tuska. Ludzie kultury programowo powinni gardzić politykami. Sprzeczność interesów. Literatura otwiera umysły, a politycy i korporacyjne media próbują je zamknąć. Indie, Maroko lub, w nowych tekstach, Syria i Syberia to piękne miejsca, które trochę poznałem, więc mogę w miarę wiarygodnie opisać. Znowu ten brak wyobraźni...
GE: Jak wyglądała praca nad tą książką? Miewał Pan trudności, takie jak brak weny czy pomysłu na dalszy rozwój wydarzeń? Jeśli tak, to co stanowiło lekarstwo na tę chwilową niedyspozycję?
PC: Już Szekspir wiedział, że niemoc twórczą leczy się marihuaną. Nie no, żartuję. Brak weny jest jak zmęczenie w połowie treningu – musisz je przewalczyć i tyle. Natchnienie to tylko wymówka dla takich leniów jak ja.
GE: Czy czytelnicy mogą liczyć na kolejną lekturę poświęconą Brighelli?
PC: Zapewniam, że ciąg dalszy zależy tylko od dobrej woli wydawcy. Bardzo chciałbym wydać drugi tom opowiadań w Supernowej. Cały materiał, czyli 8-9 nowych tekstów, jest prawie gotowy. Za miesiąc zamykam sprawę i wysyłam. W nowych odsłonach Brighella będzie się czasem odsuwał na plan dalszy (jak w opublikowanym niedawno w NF Idolu), paru bohaterów zginie, dojdzie do zaskakujących sojuszy i poznamy przeszłość czerwia – Białego. Pojawi się też trochę typowo śląskiej mitologii, pojedziemy na Bliski Wschód, a Brighella będzie uciekał przed miejskimi kanibalami, zakocha się (znowu) i coś wysadzi.
GE: Kto jest Pana ulubionym pisarzem? Czy jego twórczość stanowi dla Pana inspirację?
PC: Imię ich legion. Inspirują mnie twórcy ponowocześni, tacy jak H. Thompson lub Bret E. Ellis, mistrzowie narracji w rodzaju Pereza Reverte, klasycy jak Villon, Szekspir, William Blake, Nietzsche, Woolf, Borges, Whitman. Nasi, Sapkowski, Orbitowski, z teoretycznoliterackiej strony Tadeusz Sławek i wielu innych – oni też są wielcy. Nie mamy się dziś czego wstydzić. Mógłbym tak wyliczać jeszcze długo.
GE: Czy istnieje książka, którą mógłby Pan czytać kilkanaście razy i za każdym razem odnajdywać w niej tyle samo przyjemności?
PC: "W drodze" Jacka Kerouaca, "Strach i odraza w Las Vegas" Thompsona, "Klub Dumas" Reverte, "Autostopem przez galaktykę" Adamsa, "Lolitę" Nabokova, "Tortilla Flat" Steinbecka, "Lot nad kukułczym gniazdem" Keseya, "Neuromancera" i wiele innych. Uważam, że każdą dobrą książkę powinno się przeczytać parę razy.
GE: Jakie ma Pan plany na przyszłość?
PC: Bardzo chcę wydać drugi tom "Nekrofikcji", który, jeśli się ukaże, będzie nosił tytuł "Środkowy palec opatrzności". W międzyczasie jeszcze tekst w kolejnej kociej antologii Supernowej i coś dla czasopism. Następnie mam w planach powieść niezwiązaną z moim uniwersum, raczej thriller niż fantastykę. Zobaczymy, co z tego wyjdzie. To pierwsza ważna rzecz. Druga to zrobić operację kolana i wrócić na treningi. Obawiam się, że życiowo nie mam bardziej ambitnych planów. Ambicja nie jest moją najmocniejszą stroną.
GE: Czy na koniec mogę prosić o kilka słów do czytelników Game Exe, którzy jeszcze nie czytali "Nekrofikcji"?
PC: Posłużę się pięknym cytatem jednej z recenzentek, bo trafiła w sedno: "Nekrofikcje to skrajnie niedelikatna proza". Od siebie dodam, że książka jest bardzo niewychowawcza – stanowi apoteozę narkotyków, seksu, przemocy, społecznej abnegacji i patologicznej niechęci do wszelkich ideologii. Bohaterowie są heretykami i kryminalistami najgorszego rodzaju, dlatego czytelnik pod żadnym pozorem nie powinien się z nimi identyfikować. W zbiorze opowiadań trudno znaleźć jakąkolwiek pozytywną wartość, która nie zostałaby podważona lub cynicznie wykpiona, ponadto brakuje mu gatunkowych wyznaczników i jasno dookreślonej wizji świata. Nie ma elfów, pięknych wampirów i statków kosmicznych, a autor zbyt wiele miejsca poświęca opisom pornograficzno – narkotycznych przeżyć i używa brzydkich słów. Z czystym sercem odradzam wszystkim, którzy nigdy nie chcieli chociaż przez chwilę spróbować, jak smakuje takie życie.
A poważnie: serdecznie pozdrawiam twórców i czytelników portalu oraz dziękuję za Wasze wsparcie (poprzez recenzję oraz głosowanie). Właśnie takie sygnały pozwalają przezwyciężyć brak weny. Dobrze, że jest dla kogo pisać. Do zobaczenia na konwentach.
Komentarze
Brak komentarzy! Bądź pierwszy! Podziel się swoimi spostrzeżeniami!
Dodaj komentarz