

Czego jak czego, ale towarzyszy możliwych do zwerbowania to z pewnością w „Mass Effect 2” nie brakowało. Rzekłbym nawet, że osoby gotowe do poświęceń i różnoracy straceńcy lgnęły do dziarskiego komandora, niczym pszczoły do miodu. Nie, żeby było to jakoś specjalnie uciążliwe – przeciwnie. W końcu „im więcej, tym weselej”, a jeżeli któraś postać jeszcze posiadała frapującą historię i można było z nią sensownie pokonwersować to już pełnia szczęścia. Warto jednak napisać, że we wszystkim tym musi być umiar i trzeba uważać, aby nie przegiąć w drugą stronę.
Spójrzmy prawdziwe w oczy, ekipa jest już i tak dość pękata (z matematyki nigdy nie byłem orłem, ale obecnie możemy wybierać we własnej „parszywej dwunastce”), a samo kaptowanie i dbanie o potrzeby towarzyszy zabiera nam większość czasu, tym samym stając się głównym celem naszej „samobójczej misji”. Tylko czy czasem nie mieliśmy wyeliminować jakiegoś wszechmocnego i zagrażającego galaktyce zła? Eeee.. tam, zrobi się przy okazji – w przerwie między jednym romansem i drugą kłótnią.
W każdym bądź razie, w ostatnich dniach BioWare ćwierkało, że już za minutkę, już za momencik na Cerberus Network, zadebiutują zupełnie nowe oraz kompletnie darmowe dodatki. Wszystkie znaki na niebie i ziemi wskazują, że jednym z nich może być kolejny kompan do naszej rześkiej gromadki.