Obejrzałem High School DxD dla fabuły... Recenzja z analizą na dwa głosy
(redaktor Ravn)
Sam jestem w temacie anime zupełnie nowy, więc się nie wywyższam. Jednak mogą tu zabłądzić również ludzie w ogóle niezwiązani zanadto z tym gatunkiem twórczości, więc nie chcę ich "straszyć", a także pragnę poczynić małe założenia wstępne. Anime mają generalnie dość dziwne poczucie humoru, a niewieści biust (nazywany w nich nieco dosadniej) vel oppai budzi niezdrowy entuzjazm... Tymczasem High School DxD czerpie ponadto z kategorii Ecchi (jap. "lubieżny") i Harem. W skrócie oznacza to, że jest wiele oppai, a główny bohater marzy o własnym haremie.
Drugą rzeczą do wyjaśnienia na początek jest zaś moje podejście do niniejszego tekstu. Od ostatniego sezonu serialu minęło już jakieś 6-7 lat. Zatem nie widzę uzasadnienia, żeby rozbijać ten tekst na kilka recenzji. Obejmie on więc całość czterech sezonów plus OVA, czyli materiały dodatkowe (w tym dodatkowe odcinki). Uważam więc, że nie ma sensu robić tego tekstu w klasycznej formie recenzji dla każdego z sezonów, dzięki czemu można w nim nieco głębiej pogrzebać – tak więc uwaga, bo będzie gęsto od spoilerów fabularnych.
Jednak słowem wstępu, wypadałoby napisać kilka słów z czym mamy do czynienia. Jest to historia licealisty będącego zboczeńcem i przegrywem, który zostaje reinkarnowany przez diablicę i przyjęty do grona jej sług. Odtąd jego marzeniem staje się, jako się rzekło już wcześniej, stworzenie własnego haremu... I pomimo wszystko, tę historię naprawdę warto poznać przez wzgląd na fabułę.
Wpierw za anime odpowiadało studio TNK (sezony 1-3), potem przejęła je ekipa z Passione. Zmiana ponoć to była podyktowana rzekomym konfliktem pomiędzy TNK a Ichiei Ishibumi, autorem serii ligh novel "High School DxD", których adaptacją było recenzowane anime.
Seria tych noweli jest nawet dość popularna w Japonii. Na polski rynek nie trafiła wcale (i najpewniej nie stanie się to już nigdy), niemniej powstały przekłady amatorskie. Cóż, zajrzałem do nich dla porównania i... Anime jest lepsze. Wielokroć. Pierwowzór względem adaptacji brzmi jak chaotyczny i niewyżyty fanfik z Wattpada. Zapraszam do wyzwania "prove me wrong". Dobra, lekki clickbait z mojej strony. Gdybym natknął się na ten tekst nie znając anime, nie wciągnąłby mnie on ani nie skłonił do obejrzenia adaptacji. Kiedy poznałem ten świat i jego bohaterów, treści nowelek są ciekawe, ale jest to rodzaj mojego poświęcenia. Dialogi, czy konstrukcja opowieści, są naprawdę słabe. Niemniej, zawierają wiele rzeczy, które anime musiało uprościć lub wyciąć. Mają też nieco inną perspektywę opowieści, gdyż widzimy ją czysto z perspektywy głównego bohatera, który... Cóż, i on ma swoje problemy – ale tego, to nawet nie wiem czy dałoby się odwzorować w anime.
No a teraz pora zająć się właściwym tematem artykułu, czyli pora wziąć na tapet anime od TNK i Passione. Jest ono niczym ogry i cebula, to znaczy składa się z warstw. Chciałbym obrać je i omówić oddzielnie.
1) Klasyfikacja gatunkowa – Ecchi i Harem?
Jak już wyjaśniałem, o Ecchi mówimy wtedy, gdy są jakieś lubieżności (to właściwie znaczy ten zwrot w języku japońskim), a harem, to cóż, nic innego jak... harem.
Sęk w tym, że względem zależności pomiędzy utworem a gatunkiem są przypadki uwięzienia w ramach lub swobodnego czerpania z jakichś konwencji. "High School DxD" poszło w kierunku zabawy motywami, czyniąc z tego zarazem jeden z głównych wątków, jak i przede wszystkim motyw o charakterze komediowym (o tym, że humor japoński jest dziwny, już wspominałem, prawda?). Zatem widz wielokrotnie szczuty będzie obrazem obfitych oppai i fantazjami bohatera. Przy tym, zadziwiająca w tym wszystkim jest kontrastująca z tym ta czysta niewinność jego i towarzyszących mu diablic. Owszem, sceny te są groteskowo przegięte, ale nie sposób nazwać ich wulgarnymi poprzez cały ich kontekst. Zarazem motywy ecchi i harem są najbardziej dostrzeganymi przez widzów elementami świata przedstawionego... Eh, "jesteście najgorsi!", jak powiedziałaby najpewniej jedna z bohaterek animacji. Niewątpliwie, nie jest to bezpodstawne, ale jednak "High School DxD" jest czymś więcej, niż tylko pokazem oppai i żartami o oppai.

Humor tego anime jest również powiązany z prawami uniwersum. Katalizatorami takich sytuacji są określone postacie i sytuacje, a szczególnie główny bohater. Bo co, jeśli magia bierze się z woli, a tym co najmocniej pobudza protagonistę są oppai? No, odpowiedź na to pytanie będziemy eksplorować przez całą opowieść... Niemniej, wywołuje to też różne reakcje innych postaci – tu pojawia się autoironia serialu.

Skoro przy żartach jesteśmy, są również inne motywy humorystyczne. Przede wszystkim kwestia żartów z samego fandomu anime i tego jak został odzwierciedlony.
2) Drugą warstwą jest dobre uniwersum fantasy.
Jego koncepcja opiera się na tym, że obok świata ludzkiego istnieją rzeczywiście wszystkie przestrzenie mitologiczne wraz z różnego rodzaju narosłymi "dodatkami". Tak więc mamy na przykład mitologię nordycką z elementami zaczerpniętymi z "Pierścienia Nibelungów" Richarda Wagnera (imię jednej z bohaterek pochodzi właśnie stamtąd), czy chrześcijańską mitologię, którą wzbogacono o okultyzm. Stąd w tym ostatnim, zamiast tradycyjnego podziału na niebo i piekło, wyróżniono anioły i upadłe anioły oraz wprowadzono trzecią frakcję, jaką są diabły.
W pierwszych czterech sezonach najmocniej zarysowany jest jednak aspekt konfliktu między Bogiem i aniołami, upadłymi aniołami i diabłami. Wszystkie te frakcje się wytrzebiły, przez co już w momencie pierwszego odcinka początkowego sezonu pozostają w stanie pokoju, patrząc na siebie z obawą i nieufnością.
Notabene, poginęli nie tylko liczni przedstawiciele niższej czy średniej warstwy, ale i gęsto-często sami przywódcy. Na przykład pewnego razu ujawnione zostaje, że Bóg jest martwy. Wpłynie to na dalsze wydarzenia fabularne, niemniej, jak już wspominałem, obok oryginalnych mitologii mamy również różne dodatki. Ten jest urokliwy. Jeśli wpiszecie frazę tę w Google, że "Bóg jest martwy", naturalnie wyskoczy jako wynik koncepcja z filozofii Fryderyka Nietzschego. A jeśli przetłumaczycie to na japoński i wrzucie w przeglądarkę, rezultat będzie ten sam... Ot, czyżby kolejny "easter egg"?
Żaden jednak nie równa się kwestii okultyzmu. Oparto się najwyraźniej na Nowej Goecji według Alisteira Crowleya, brytyjskiego okultysty, a tak przy okazji wspomnę, że hobbistycznie grającego w szachy. Liczba rodów czystej krwi pokrywa się z liczbą 72 demonów z jego publikacji, podobnież jak ich nazwy: m.in. Sitri, Gremory, Feniks. Notabene, chyba też poniekąd wyjaśnia się, czemu przykrywką dla działalności Rias Gremory jest prowadzenie Klubu Okultystycznego. Oraz dlaczego demony tak bardzo lubią szachy...
Właśnie, szachy. Aby odbudować swoją populację, diabły mogą reinkarnować ludzi jako demoniczne sługi swojego parostwa. Demon stojący na ich czele jest królem, a reszta może przyjąć którąś z pozostałych figur. Ale uwaga, jak na szachownicy, jest ich tylko piętnaście! A czasem reinkarnacja może kosztować więcej, bo na przykład osiem pionków. Taki reinkarnowany demon z czasem może za zasługi otrzymać własny zestaw figur.
Kogo obierają za cel reinkarnacji diabły? Posiadaczy Sacred Gear, czyli w uproszczeniu, specjalnych mocy, które można kształtować i rozwijać. Reinkarnacja nie jest wcale taką prostą sprawą. Nie można wskrzesić każdego, bowiem liczba figur odpowiada tym w szachach. Zużyją piętnaście i... koniec. Co zrobiłby demon, bez sług z Sacred Gear? Albo gdyby reinkarnowany go zdradził? Miałby problem.
Stosunek do reinkarnowanych demonów jest bardzo różny. Na jednej szali mamy Rias, o niej za chwilę. A na drugiej na przykład Diodora Astaroth, który lubował się w kapłankach różnych religii, które lubił gwałcić i łamać psychicznie.
3) Znakomita oprawa audiowizualna, przede wszystkim sezonów 1-3, choć również ostatni jest dobry. Ma ona swój własny styl i urok, który nie starzeje się, lecz będzie z latami od premiery tylko dostojnie dojrzewał.
Specjalnie pogrubiłem punkt trzeci, bo jest on bardzo krótki, ale zarazem niezwykle ważny dla oceny animacji, czyż nie?
4) Rodzina, harem czy sługi? – Bohaterowie i ich relacje.
"High School DxD" stoi jednak przede wszystkim swoimi postaciami oraz ich przygodami, które często są związane bezpośrednio z nimi samymi. Oraz na oppai. Ale bez stada żeńskich bohaterek nie byłoby licznych oppai, czyż nie? Przyjrzyjmy się więc temu zagadnieniu.
Główna żeńska bohaterka, Rias Gremory, jest przedstawicielką i przyszłą głową swojego rodu diabłów czystej krwi. Jako taka, otrzymała swój zestaw "szachowy". I zaczęła reinkarnować posiadaczy Sacred Gear. Wśród nich znaleźli się:
Akeno Himejima – to właściwie przyszywana siostra Rias. Przedtem była w połowie człowiekiem, a w połowie upadłym aniołem. Jej ludzka matka była shintoistyczną kapłanką, a ojciec upadłym aniołem. Rodzina matki potępiła ją za ten związek i zabiła, ale Akeno zdołała zbiec. Była przez nich ścigana, a potem trafiła na Rias, gdy obie były wtedy jeszcze dziećmi. Akeno jest diabłem, trochę upadłym aniołem, a na dokładkę czuje się w jakimś sensie związana z kulturą shintoistyczną. A wzywana jako diabeł świadczy usługi jako domina-masażystka [zob. OVA-2 do pierwszego sezonu], co lubi, bo jest sadystką – mając zarazem jednocześnie, tak poza tym, bardzo miłe i życzliwe usposobienie.


Gasper Vladi – pół wampir, pół człowiek z Rumunii. Hikikomori, czyli japońska odmiana nerda z fobią społeczną. Transwestyta. Zabity przez łowców wampirów. Najchętniej siedziałby w swoim kartonowym pudle i grał na konsoli. Boi się chyba wszystkiego i prędko się załamuje. Kazano go Rias zapieczętować z uwagi na to, że nie dało się kontrolować jego mocy pozwalającej na zatrzymanie czasu. Pozwolono go odpieczętować w drugim sezonie. Co do wspomnianego pudła... Ono nie było bynajmniej częścią zapieczętowania, nikt go nie wsadzał tam, wręcz był problem aby go z niego wyciągnąć, bo stawiał przed tym opór. Z uwagi na bycie hikikomori, ani w czasie bycia zapieczętowanym nie cierpiał, ani szczególnie na wieść o uwolnieniu się nie cieszył.
Reinkarnując go, Rias powiedziała: Żyj dla mnie i znajdź drogę, która uczyni cię szczęśliwym.


Yuuto Kiba – sierota, ofiara prowadzonych przez Kościół na dzieciach eksperymentów. Chyba najmniej złożona postać. To po prostu idealistyczny i spokojny chłopak o rycerskiej naturze.
Koneko Toujou – no, tej akurat nie reinkarnowała sama, a dostała ją od brata. Nekomatka, czyli stworzenie z mitologii japońskiej. Większość demonów chciała jej śmierci za czyn siostry Koneko, Kuroki. Początkowo odrzuca swoją kocią naturę nekomatki przez wzgląd na traumę związaną z siostrą.
Issei Hyoudou– od jego śmierci i reinkarnacji zaczyna się poznawana przez nas fabuła i z jego perspektywy widzimy wydarzenia. Issei był, cóż, licealnym przegrywem i zboczeńcem, który przynosił rodzinie wstyd, a otoczenie uważało, że można się czymś od niego zarazić.
Fabuła rozpoczyna się w momencie, gdy zostaje podstępnie wywabiony na odludzie przez upadłą anielicę Reynare, która chciała posiąść Sacred Gear. Issei dotąd nic nie wiedział o jego istnieniu, podobnie jak o całych mitologicznych światach równoległych. Reynare zaatakowała go i nieomal zabiła. Przypadkiem udało mu się jednak przyzwać Rias Gremory, która przez wzgląd na jego Sacred Gear reinkarnowała go jako diabła i uczyniła swoim sługą.
Niedługo później do sług Rias dołącza ożywiona przez nią Asia Argento. Jako człowiek, była młodą i pobożną zakonnicą. Jej Sacread Gear niósł uzdrowienie, co w Kościele uczyniło ją świętą, ale poskutkowało ekskomuniką za uleczenie upadłego anioła. Tak trafiła w łapy upadłych aniołów, które następnie zabiły ją, aby zabrać jej Sacred Gear. Jest życzliwa dla wszystkiego co żyje. Pozostaje dalej wierząca, nawet pomimo późniejszej wiedzy o śmierci Boga. Reszta demonów szanuje ten stan rzeczy.
Potem dołącza do nich jeszcze Rossweisse, czyli sfrustrowana dotychczasową robotą walkiria, którą szef pomimo starań i tak wywalił z tej funkcji oraz wygnana anielica Xenovia Quarta. A że inna anielica, Irina Shidou, przyjaźniła się z Xenovią i Isseiem, to też towarzyszy Klubowi Okultystycznemu, nawet pomimo tego, że nigdy nie stała się demonem.
* * *
Odejmując na chwilę aspekt ecchi-haremowych fantazji oraz strony komediowej niektórych scen, a także kwestii diabelskich pionków i sług... Co w tym wszystkim widzimy? Ano fakt, że wszyscy bohaterowie są rodzajem wyrzutków, tak świata ludzkiego, jak i mitologicznego. Reinkarnowani słudzy Rias Gremory to zbiór sprzeczności nie tylko pomiędzy sobą nawzajem, ale pogubieni są sami ze sobą. To wątek mniej lub bardziej rysowany we wszystkich czterech sezonach.
Rias otoczyła każdego z nich prawdziwą troską, postrzegając ich jako swoją rodzinę. Wszyscy jej reinkarnowani są dla niej ważni oraz pokłada w nich wiarę, chcąc wydobyć z nich prawdziwą wartość oraz pomóc przełamać słabości. Nie wszystko potrafi zdziałać sama. Niemniej, jako swego rodzaju przyszywana – pozszywana z sobą "rodzina", przechodzą przez te problemy razem. Tu ważną postacią staje się Issei, który w większości przypadków jest istotnym czynnikiem dla rozwiązania jakiejś sprawy. Ale i on ma swoje własne problemy – względem oryginalnych nowelek, nieco złagodzone. Skądinąd, Rias też je ma. Co warte, a nawet konieczne do zaznaczenia, nikt przeciwko sobie nawzajem tego nie wykorzystuje pomiędzy nimi.
Warto jeszcze zauważyć, że z dzisiejszej perspektywy, może się to bardzo źle kojarzyć z DEI/woke agendą rodem z kultury anglosaskiej, tą całą nieszczęsną politpoprawnością. Jest jednak zgoła odmiennie. Przede wszystkim pamiętajmy, że motyw różnorodności w tekstach kultury jest starszy niż te amerykańskie wymysły. Uważam, że "High School DxD" pokazuje właśnie jak budować ze smakiem i wyczuciem fajne opowieści zawierające te wątki, które są piękne i uniwersalne, a nie jakąś propagandową papkę. To w ten sposób bohaterki "DxD" wylądowały na gadżetach takich jak nadruk na dakimakurach czy koszulkach, a weźmy na przykład Taash z nieszczęsnego "Dragon Age: Veilguard" wylądowało w niezbyt życzliwych – łagodnie mówiąc – memach.
Tu zahaczamy o jeszcze jeden wątek. Myślę, że powiązane jest to też z kwestią formy relacji parasocjalnej – przez to pojęcie rozumiem tu sytuację, kiedy dana postać – jako postać – wzbudza emocje lub uczucia odbiorcy. Dobrze napisane postacie budzą u odbiorcy sympatie do siebie, jako takie. Dzieje się tak, bo są złożonym i przekonującym konstruktem. Stąd więc na przykład wielbimy je, nawet jeśli niekoniecznie zawsze – na przykład – nasze poglądy się z nimi pokrywają. Nie ma więc też nic niewłaściwego i zdrożnego, by, o ile rozumiejąc te postacie, lubił je ktoś o zgoła odmiennym zapatrywaniu na świat. W ten sposób kultura buduje mosty do wzajemnego zrozumienia. Nie szczegół, a całokształt czyni je pewnymi idealnymi archetypami. Takie postacie zyskują status kultowych, niezależnie od medium, w którym się ukazały – książki, filmy czy gry. Naturalnie, nie każda postać kiedykolwiek osiąga ten poziom. Jest też mnóstwo – piszę teraz ogólnie o kreowaniu bohaterów – nieco nijakich, szarych, czy epizodycznych, choć w swojej klasie nieraz nawet całkiem fajnych. Kiedy jednak taka miernota zaczyna się zanadto wychylać jako jakaś instrumentalna tuba nadawcza jakiegoś poglądu czy stanu rzeczy – tu wspominana Taash z "Veilguarda" może być przykładem – jest naturalnie odrzucana, jako ciało obce, którym staje się dla odbiorcy, zupełnie słusznie zresztą. Wtedy taka postać staje się antagonizująca, niczym przejechanie pałką po klatce – czy o to powinno chodzić?
Zatem wątkiem, który pojawia się w związku z zagadnieniem szeroko rozumianej różnorodności i odmienności w "High School DxD" jest kwestia akceptacji i samoakceptacji, ale też pracy nad sobą. Jak jeszcze raz podkreślę, jest to tylko jedna z warstw fabularnych, niemniej obecnych przez cały czas oraz współistniejąca wraz z innymi składowymi dzieła.
Issei: Jesteś wspaniała, tak jak myślałem. W porównaniu do ciebie, jestem beznadziejny.
Rias: Issei?
Issei: Będąc tutaj, zrozumiałem jedną rzecz, jestem najbardziej bezużyteczny (...) dodatkowo zawsze zachowuję się jak głupek i tylko przysparzam ci problemów. Ja... Ja... Jestem bezużyteczny.
Rias: [przytulając Isseia] Brakuje ci pewności siebie, Issei? Dobrze, dam ci jej więcej.
Issei: Wiary w siebie?
Rias: Zgadza się. Teraz uspokój swój umysł i ciało. Zostanę z tobą, aż nie zaśniesz. Nie przejmuj się, Issei. Napełnię cię pewnością siebie.

Bohaterowie "High School DxD" są gotowi pomiędzy sobą do najwyższych poświęceń, włącznie z narażeniem swojego (już drugiego, ale za to ostatniego) życia. W stosunku do Rias robią to nie dlatego, że jest ich panią, lecz:
Kiba: Wszyscy zostaliśmy przez ciebie ocaleni, Przewodnicząco. Byliśmy w stanie dojść tak daleko przez twoją miłość.
Co nie zawsze i wszystkim się najwyraźniej podoba:
Antagonista:: Rias Gremory, widzę, że wzorem brata, lubisz kolekcjonować śmieci
Albo jakiś czas później:
Inny Antagonista [do Rias, o Gasperze i obróceniu jego mocy przeciwko niej]: Głupia. Trzeba było przerobić tego potwora na posłuszne narzędzie, zamiast bawić się w dom.
Rias: Wybaczcie, ale mam w zwyczaju troszczyć się o swoich bliskich.
Inny Antagonista: Zamknij się! Jesteś demonem! Nie zgrywaj świętej!
Ale Rias i tak mówi Gasperowi:
Rias: Gasper, nie przejmuj się i dalej sprawiaj mi problemy. Za każdym razem cię zrugam. A potem pocieszę. Jednak nigdy nie pozwolę ci odejść.
Rias pomimo tego, kim jest w świecie diabłów, nie chce być postrzegana przez ten pryzmat. W anime odnosi się w swojej wypowiedzi do tego w węższym zakresie (nie chciała zaaranżowanego przez jej rodzinę małżeństwa z Riserem Feniksem, ostatecznie uchronił ją przed tym Issei) niż w light novel, ale nie jest to zmiana fabularna, co adaptacja i cytat ten oddaje jej podejście w ogóle do tej kwestii.
Rias: Jestem córką rodziny Gremory (...) Jestem dumna z mojej, ale jeśli chodzi o znalezienie partnera, chcę kogoś, kto kocha mnie
Tak więc oto Rias skończyła z parostwem "sług", którzy są dla niej rodziną. I było to chyba coś, czego właśnie pragnęła. A spośród sporej puli możliwości, pokochała Isseia.
* * *
Przytaczane problemy nie definiują jednak bohaterów w pełni. Są to złożone i bardzo wyraziste postacie, przy tym z "charakterkiem" i dalekie do bycia mdłymi. Nawet zupełna dama w opałach Asia, najprzymilniejsza spośród nich, potrafi się wykazać.
Issei wydaje mi się tą postacią, która pełni rolę poniekąd tej do identyfikowania się poniekąd przez widza docelowego – czyli heteroseksualnego mężczyzny. Rias, potomkini najwyższej demonicznej arystokracji i siostra Lucyfera, naturalnie nie jest więc obiektem, z którym widz ma się utożsamić. Wykreowana została na postać, w zdrowy sposób, idealną, do której docelowy odbiorca ma wzdychać. Pozwalam tu sobie orzec to poprzez odczytanie bezspornego rezultatu jako realizację uczynionego zamiaru. Wystarczy spojrzeć na rankingi ulubionych "waifu", czyli ulubionych żeńskich postaci z anime oraz poczytać dyskusje na ten temat. Skądinąd, pojęcie "waifu" to sztandarowy przykład relacji parasocjalnej, a jej status to rodzaj najwyższego wyróżnienia dla żeńskiej postaci z anime.
W komentarz do jej muzycznego theme internauci w serwisie youtube zastanawiali się, czemu jest ono tak smutne. Oto bardzo wysoko punktowana odpowiedź z 5100 "lajków":
"Czy chcesz wiedzieć, dlaczego stworzyli tak smutno brzmiącą piosenkę dla tak nieskazitelnej postaci? To dlatego, że chcesz płakać za każdym razem, gdy przypominasz sobie, że ona nie jest prawdziwa.”
Reszta Klubu Okultystycznego na tym tle wydaje się bohaterem nieco zbiorowym, ale bez przesady. Również Akeno, Koneko, Asia i cała reszta to rozwinięte charaktery, które zapadają w pamięć i są nie do pomylenia z kimś innym. Po kolei, każdy z nich, w pewnym momencie fabuły "odpala" swój wątek, w którym lepiej ich poznajemy. Też, jako że jest to serial mimo wszystko również ecchi/harem, są kreowane na "waifu". Garść danych statystycznych: według portalu mywaifulist.moe Rias ma 24 miejsce, gdy Akeno 27 miejsce na tle całego dorobku żeńskich postaci anime w dziejach. Tak, tu trzeba zauważyć również, że fanserwis jest częścią tego uniwersum. Dla nieznających pojęcia – to inaczej robienie rzeczy pod fanów.
* * *
Słabo na tym tle wypadają niestety antagoniści. Intelektem nie grzeszy bowiem właściwie żaden z nich, pojawiają się na scenie zupełnie pretekstowo, aby fabuła mogła zostać pchnięta dalej. Względem konkurencji, dobrze wypadają przede wszystkim Reynare, Riser oraz Diodora, a świetnie spisał się w roli zupełnego wynaturzeńca również Freed Sellzen, zwłaszcza, że jest przeciwnikiem powracającym w fabule.


Niestety, już taka na przykład Brygada Chaosu... wybaczcie, ale jest ona zupełnie nijaka. Rolą Kokabiela było zaś chyba tylko to, by ogłosić śmierć Boga i umożliwić porozumienie pomiędzy frakcjami. Loki wyskoczył zaś zupełnie niczym królik z kapelusza.
Świetnie jednak wypadł jako nie antagonista, czy przeciwnik, ale honorowy rywal Sairaorg Bael. O tak, nieczęsto kibicuje się w duchu dwóm stronom naraz. No, jednak okolicznością starcia z nim i jego parostwem była Rating Game, więc to jest osobny przypadek.

Pora zatem na wnioski końcowe.
Czym zatem jest "High School DxD" i co czyni to dzieło wyjątkowym?
Połowicznie, "High School DxD" jest bajkowym fantasy. Opowiada o zupełnym przegrywie, jakim jest Issei, o człowieku, który stał się nim na własne życzenie i jest tego świadom. Cóż, wielu ludzi na pewnym etapie życia może czuć się przegrana i winna swojemu położeniu. Niejeden rzeczywiście sam znalazł się w kłopotach na własne życzenie. Jednak w krytycznej chwili ratuje go Rias Gremory i włącza do swojej rodziny.
W tym aspekcie jest to typowa bajka o przyjaźni, miłości, wzajemnym zrozumieniu i samoakceptacji oraz przezwyciężaniu problemów. To anime umiejętnie łechta nasze tęsknoty, a Klub Okultystyczny Rias Gremory jest swoistą społecznością utopijną (szczególnie męskim, heteroseksualnym okiem). Zbudowano wokół tego całkiem udany świat fantasy z ciekawymi odniesieniami i nawiązaniami.
Drugą połowę "High School DxD" stanowi zaś oppai-humor kategorii ecchi i harem, który osiąga wielopiętrowy wręcz poziom i jest ściśle powiązany z fabułą. Jest on, jak już napisałem, świadomy oraz autoironiczny i bawi się zasadami uniwersum. I tak w konsekwencji narodził się oppai dragon – to trzeba jednak zobaczyć samemu.
Połączone te dwa komponenty razem dają nam "High School DxD", które kłuje w naszą tęsknotę za czystymi uczuciami i marzeniami, jakie wyrażają sobą postacie Klubu Okultystycznego oraz ryje mózg kolejnymi abstrakcyjnymi żartami na temat oppai i fantazji głównego bohatera o własnym haremie. Gdyby tylko zaś odjąć jeden ze członów tego dzieła, to zniszczyłoby całość.
Oglądając to anime należy nie tyle zawiesić niewiarę, co jest zwyczajową koniecznością w kontakcie z fikcją, ale w tym przypadku wręcz zupełnie ją wyłączyć. Dodać muszę, że głupotki tego uniwersum są bardzo urokliwe. Czuć w tym jakiś rodzaj swobody twórczej, co jest bezwzględnie lepsze niż materiał wysterylizowany i nijaki.
Całość zaś spaja przepiękna animacja i udźwiękowienie. To anime jest naprawdę przepiękne dla oka i ucha, i to bynajmniej nie tylko w kontekście oppai (nie żeby mi one przeszkadzały, wprost przeciwnie!). Styl kreski graficznej i animacji studia TNK naprawdę ożywił bohaterów. Passione wypadło gorzej, ale to nie jest tożsame ze stwierdzeniem, że źle. Piosenki z openingu i endingu czy oprawa muzyczna scen to po prostu doskonała rzecz pojawiająca się w idealnym miejscu.
Czy jest to jakiś wybitny, fenomenalny pomysł? Nie. Coś takiego jak to anime musiałoby być porażką w 99 przypadkach na 100. Niemniej, już od dawna uważam, że najważniejsze jest wykonanie. Dzięki niemu bardzo wiele rzeczy "przejdzie". "High School DxD" jest tym setnym, udanym przypadkiem. Na końcowy rezultat brak chyba precyzyjnego polskiego słowa na to, co chcę wyrazić. Byłoby to określenie czegoś jako uroczego, grzejącego serce i robiącego miło.

Jest to jednak tekst pisanym kogoś nieznającego się specjalnie na mandze i anime, a mamy na pokładzie Game Exe kogoś lepiej w tym obeznanego. Dlatego na komentarz ekspercki do tej refleksji zapraszam redaktora Kacpero, który zna to uniwersum o wiele lepiej poprzez serię light novel.

(redaktor Kacpero)
”High School DxD” to jedno z pierwszych anime, z którymi miałem do czynienia na początku swej ścieżki do pełnoprawnego otaku. Podobnie ma się też kwestia wersji light novel, co zawdzięczam fanowskiej translacji na polski. A gdy mój przyjaciel z redakcji wyraził swą chęć przelania na papier przemyśleń w temacie tej serii, zaproponowałem mu współpracę i oto gdzie nas to zawiodło.
Jeśli chodzi o kwestię light noveli, to w tej kwestii nie zgadzam się z moim kolegą. Fakt, wziąłem się za nią dopiero po obejrzeniu anime, bardziej niż chętny by uzupełnić swoją wiedzę o protagoniście i jego ekipie, więc mój pogląd na sprawę nadal może być ciut niewłaściwy. Niemniej, faktu iż wersja drukowana wpadła mi w oko bo zainteresowała mnie animacja, nie postrzegam jako coś złego. Powiem wręcz więcej, jeśli chodzi o adaptacje, to moim zdaniem anime często przewyższa pod względem efektu końcowego wiele produkcji z naszej części świata. Tekst może nie być najwyższych lotów, jednak po tego typu literaturę raczej nie sięga się dla głębi. Warto też wspomnieć, że jest to fanowski przekład innego fanowskiego przekładu (jeśli ktoś przełożył to tam bezpośrednio z japońskiego, to zwracam honor, ale mam wszelkie prawo uważać, że korzystano z wersji angielskiej prac fanów, jako że seria dopiero teraz jest w trakcie oficjalnego wydania). Niemniej, nadal wykonano tu kawał sumiennej roboty. Miałem też okazję przejrzeć polską wersję mangi, więc mogę z pewnością stwierdzić, że fani spisali się na porównywalnym poziomie, zwłaszcza w kwestii nazw i pojęć własnych (nie mówię, że zawsze, ale niektóre terminy w mandze brzmiały cokolwiek słabo).

W kwestii terminu „obejrzałem dla fabuły”, to zgadzam się, ma on pełne zastosowanie. Widz sięgający po anime z tagiem haremu robi to, mając pełną świadomość iż w ramach fabuły protagonista będzie w sobie rozkochiwał jedną heroinę za drugą. Zaś przy oznaczeniu ecchi jasnym jest, że w ramach wszelkich wygłupów i fabuły postacie niejednokrotnie wylądują w dwuznacznych sytuacjach, często nago. To oczywiście oznacza, że raczej nie robiono tego z myślą o żeńskiej części widowni. Z czasem jednak łatwo dostrzec, że humor jest w ciągu kolejnych odcinków częsty, ale nie stanowi jedynego dobrego elementu całości. Warto pamiętać o perwersyjnych sytuacjach balansujących na granicy dobrego smaku, jednak w żadnym razie nie jest to produkcja wyłącznie dla dorosłej widowni. Powiedzmy wprost – protagonista, przy całej swej lubieżności i rosnącym powodzeniu wśród płci pięknej, wciąż pozostaje prawiczkiem, co niejednokrotnie jest wytykane w ramach drwiącego humoru. I jeszcze wiele wody upłynie nim coś się w tej kwestii zmieni. Jeśli zaś chodzi o opinię jego towarzyszek w tej sprawie, to o ile niejednokrotnie patrzą na jego wybryki krzywo, jednak z czasem coraz chętniej wykorzystują nadarzające się sytuacje. Dowód? Jedna z dziewczyn regularnie ruga go za zboczone zachowanie, by w końcu dołączyć do haremu i stwierdzić, jest gotowa go zgwałcić jeśli uzna to za konieczne.

Skoro już o protagoniście mowa, to warto dodać tu jeszcze kilka słów. Issei początkowo jawi się jako dość zwyczajny, choć nieźle zboczony nastolatek. Jego żądze, których najczystszym i największym przejawem są jego powtarzające się, głośne oświadczenia o chęci zostania królem haremu, często pakują go w kłopoty z płcią przeciwną. Widza zaś może to pozostawić albo z opuszczoną szczęką, albo zwijającego się ze śmiechu. Przy czym jedno nie wyklucza drugiego. A choć jego perwersje stanowią główna część jego osobowości, to bynajmniej nie jedyną. Issei jest po prostu miłym gościem, który zawsze chętnie wesprze swoich przyjaciół i bliskich. Do tego, świadom wielu ograniczeń i przeszkód, z jakimi przychodzi stawić mu czoła,nie boi się ciężko pracować, aby znaleźć wyjście z kolejnych problemów. Jego traumy wynikłe z pewnych wydarzeń są najzwyczajniej w świecie zrozumiałe, przy czym jego zachowania i reakcje na pewne wydarzenia mają czasem głębsze podłoże niż może się to na pierwszy rzut oka wydawać. Ogółem miła postać, której kolejne wybryki i heroiczne występy ogląda się z mieszaniną ciekawości i śmiechu.

Co do innych postaci, które przewijają się przez produkcję, to tu do opowiedzenia jest naprawdę wiele. Kolejni członkowie Klubu Okultystycznego, a tym samym podkomendni Rias (jej parostwo, jak ujrzymy w tłumaczeniach), przedstawiają sobą plejadę rozmaitych postaci o najróżniejszych skłonnościach i dziwactwach. W życiu codziennym, obracającym się wokół szkoły, cieszą się sporą rozpoznawalnością i zwykle gronem oddanych, niejednokrotnie zagorzałych fanów. Ich świat nadnaturalny jednak to coś zupełnie innego. Tam sprawiają one, że są oni w znacznej mierze obiektem krzywych spojrzeń otoczenia, w którym przychodzi im operować w ramach swej paranormalnej natury. Jest to źródło zarówno ciekawych interakcji, jak i momentów komediowych. Efektem jest niezłe zbalansowanie, a postacie nabierają przez to głębi.
Skoro o samych postaciach powiedzieliśmy już co nieco, warto też zwrócić uwagę na otoczenie i ludzi, pośród których przychodzi im się obracać. Dotyczy to przede wszystkim świata demonów, z którym Klub Okultystyczny jest najbardziej związany. Diabły operują w systemie, który jednocześnie może bardzo ułatwić, jak i utrudnić życie. W ich społeczeństwie ważną rolę odgrywają stare rodziny, w szczególności te, które mogą nakreślić swoje korzenie do prominentnych członków rasy obecnych w czasach biblijnych. Wskutek tego lubią patrzeć z góry na osoby, które dopiero niedawno dołączyły do struktur. Z drugiej strony, społeczeństwo to w znacznej mierze opiera się na merytokracji. Jeśli wykażesz się siłą, możesz zyskać szacunek otoczenia, a także coraz większe przywileje, w tym prawo do posiadania własnych sług.

Co do kwestii tego jak stworzono to uniwersum, to rzeczywiście, tutaj odwalono kawał dobrej roboty. Podstawą dla serii jest religia chrześcijańska i związane z tym motywy diabłów, aniołów i upadłych. Niemały wkład ma też wspomniana przez mojego kolegę redakcyjnego ”Goecja”. Poszczególne postacie i ich rodowody zyskują w ten sposób na dodatkowym wymiarze, co w fajny sposób rozbudowuje historię. Tym bardziej, że ciekawie splata się to z innymi motywami. Mity i panteony chińskie, nordyckie czy indyjskie, nie można też zapomnieć o motywach religii japońskiej. Wszystko to razem tworzy zaskakująco spójną całość, ukazując zarówno podobieństwa, jak i różnice między tymi wyznaniami, co pozwala wynieść historię na wyższy poziom.

Połączenie poszczególnych wyznań i społeczeństw daje mieszankę, z której wyłaniają się nie tylko nasi bohaterowie, ale też i złoczyńcy. W tej kwestii seria prezentuje różne oblicza, choć nie warto robić sobie też jakiś wielkich nadziei. Antagonistom w wielu przypadkach brakuje jakiejś głębi, przez co domyślnie szybko żywimy wobec nich coraz większą niechęć, by ostatecznie z satysfakcją patrzeć jak są wcierani w podłogę. Nie da się jednak powiedzieć, że wszyscy prezentują sobą ten sam poziom. Mamy oczywiście takich, których interesują tylko ich własne cele i mają w głębokim poważaniu ilu ludzi zranią by je osiągnąć, niejednokrotnie dlatego, że czerpią przyjemność z zadawania bólu. Gdy jednak weźmiemy pod lupę Reisera, to tu sytuacja nie jest już tak czarno-biała, jak na pierwszy rzut oka może się wydawać. Syn Feniksów, przy całej swej arogancji wynikłej z mocy i pozycji, jest w znacznej mierze tym, co powinien sobą reprezentować wysokiej rangi demon. Główną przyczyną, która stawia go naprzeciw naszych bohaterów, są naciski na małżeństwo polityczne z naszą rudowłosą Księżniczką Zniszczenia, której marzeniem jest związek z miłości. Warty zapamiętania jest też pewien białowłosy ksiądz-psychopata, przy czym uważam, że jego wcielenie w anime jest najlepsze ze wszystkich (w noveli nie wyróżnia się jakoś szczególnie poza wulgarnym językiem, zaś w mandze ciężko go brać na poważnie, bo wychodzi raczej na kogoś, kto za bardzo się stara robić za tutejszego Jokera).

Co do oprawy audiowizualnej, to anime prezentuje sobą naprawdę wysoki poziom. Kreska z pierwszych 3 sezonów bardziej do mnie przemawia, ale czwarta odsłona również dysponuje niepodważalnym urokiem. Zmiana wynikła z tego, że tego sezonu podjęło się inne studio, co zaowocowało widokami które, przy całej swej kreskówkowości, zdają się mieć w sobie dodatkową nutkę realizmu. Poszczególne motywy muzyczne też uważam za bardzo dobre i lubię ich słuchać także poza seansami. Co do podkładu postaci, to osobiście przyjemniej ogląda mi się wersję angielską, choć nie jest ona pozbawiona pewnych wad, które nieco ingerują w samą fabułę.
Komentarze
Brak komentarzy! Bądź pierwszy! Podziel się swoimi spostrzeżeniami!
Dodaj komentarz