W momencie premiery Dragon Age: Początek podchodziłem do tego tytułu dość sceptycznie. Moja postawa utrzymywała się do momentu, kiedy w niego zagrałem. To był straszny okres, to moje granie w DA. Przerwy robiłem w zasadzie tylko na sen (a był on i tak krótki), ostro zapijany energy drinkami. Wreszcie skończyłem całą grę z palącym uczuciem niedosytu, podkreślonym wkrótce potem Przebudzeniem. Całość rozgrywki przypominała mi stare, dobre dni, kiedy grałem w NwN: Hordy Podmroku i wyżynałem drowy z pieśnią na ustach, albo w BG2, kiedy wizja wbicia czegoś ostrego w napuszony zadek Jonka I. przysłaniała cały świat. Teraz BioWare postanowiło po raz kolejny zaspokoić moją potrzebę zagrania w świetnego RPGa i pomiędzy rozmaitymi DLC wydawanymi do Mass Effecta 2, materiałami na temat części trzeciej swojej kosmicznej sagi oraz SW: TOR wydało za pośrednictwem GameInformera obszerny artykuł na temat kolejnej części przygód, mających rozgrywać się w Fereldenie albo w jego okolicach. Wobec lektury uroczego materiału, okraszonego kilkoma enigmatycznymi screenami, całe niedzielne popołudnie upłynęło mi na przegrzebywaniu odmętów sieci zwanej Internetem w poszukiwaniu cennych informacji na temat Dragon Age 2. To, co znalazłem, wywołało u mnie mieszane uczucia, zakropione sporą dawką optymizmu. Dlaczego? Zapraszam do lektury.
Delikatnie ujmując całą sprawę, rzucono nam kość – ułamek tego, co na temat gry powiedzieć można, obdarty z co ciekawszej treści w ten sposób, by wywołać ślinotok, ale nie ujawnić niczego zaskakującego. Jestem pełen obaw co do kierunku, w którym podążają twórcy gry, zmieniając powoli, aczkolwiek nieustępliwie, DA2 z klasycznego RPGa na coś z pogranicza gatunków. Wkrada się tu skrycie nawet przedrostek action-.
Zmiana najważniejsza – nie ma wyboru postaci jako takiej. Będziemy sterowali kimś o nazwisku Shep... Hawke. Mężczyzną lub kobietą, z możliwością zmiany wyglądu i wyboru jednej z trzech klas: wojownika, złodzieja lub maga. Shep... Hawke będzie człowiekiem, który żył w Loithering (wieś z części pierwszej) podczas najazdu Plagi. Jak wiadomo, Plaga zniszczyła Loithering, zaś Hawke dzielnie uciekł na północ. Uciekał tak długo, aż zbiegł poza Ferelden, w miejsce znane jako Wolne Marchie (Free Marches), gdzie wreszcie zaplątał się w okolicy miasta Kirkwall na tyle długo, by zostać jego czempionem. Te wydarzenia to najprawdopodobniej prolog wątku fabularnego, mającego się rozgrywać na przestrzeni dziesięciu lat. To kolejna nowość; żadna gra BioWare’u nie była tak szeroko rozciągnięta w czasie.
Całość zamyka się w klamrach klasycznego „od zera do bohatera", lecz na tym schemacie opiera się większość gier studia z Edmonton. Tym razem jednak wszystko bazuje na nowym, dziesięcioletnim elemencie, który w BioWare’owej sztampie może sporo namieszać. Większość konkretów, które podano, tyczy się towarzyszy Hawke’a. Oczywiście nie wątpię, że zostaniemy mile zaskoczeni i poczet chętnych do wspólnych podróży będzie znacznie większy niż obecnie ujawniono. Spodziewam się co najmniej gadającego Getha. Póki co, naszemu zbiegowi towarzyszyć będzie jego siostra, Bethany, krasnolud Varric i narrator przynajmniej części wątku fabularnego (mam nadzieję, że głosu w polskiej wersji użyczy mu Piotr Fronczewski). To kolejna nowość – zazwyczaj nie było sposobności podróżować z narratorem. To trochę jak w Conanie, gdzie jego skryba spisuje i opowiada całą historię umięśnionego króla. Dużym i zaskakującym smaczkiem jest Flemeth, matka Morrigan z pierwszej części gry, oraz zbawienie Szarego Strażnika – pani, którą zabić próbowałem kilkadziesiąt razy, swoisty Drizzt Dragon Age’a. Jest też mowa o niejakiej Cassandrze, członkini zakonu, która za wszelką cenę pragnie znaleźć klucz do zrozumienia Hawke’a; wszystko to z powodu prób powstrzymania zagrożenia w postaci wojny. Wszystkie postacie (wraz z głównym bohaterem) będą w całości udźwiękowione, zaś dialogi wyglądać będą identycznie jak w Mass Effect – do sześciu opcji dialogowych na kółku. To nie koniec podobieństw do przygód komandora S. – będzie transfer zapisanych stanów gry, uwzględniający wybory, które podjęło się w pierwszej części: czy zabito radę, czy Wrex żyje... Nie, to nie ta gra. Podane do publicznej informacji opcje mówią między innymi o podstawach; kto zabił Arcydemona, kto rządzi Fereldenem i tak dalej i tak dalej. Dragon Age było grą, która zmuszała gracza do podejmowania wyborów, toteż punktów, które trzeba przenieść do drugiej części, w teorii jest sporo. Przestrzeń dziesięciu lat pozwala jednak (czym przechwalają się twórcy), by w drugiej części narzucone przez fabułę wybory były głębsze, niosły za sobą o wiele większe konsekwencje oraz aby ich skutki można było zobaczyć nie w upiększanych prostokątach na tle fikuśnej grafiki, a w samej grze. To póki co największy atut zapowiadanej produkcji – nowatorskie i bardzo ciekawe podejście do tematu decyzji i ich reperkusji.
Wszystko to zalatuje mi ostro Mass Effectem. Popularny i przydatny system taktyki ma zostać rozwinięty; jest mowa o znacznej poprawie całości względem konsol (PC-towcy muszą pogodzić się z tym, że dalej przyjdzie im planować walkę za pomocą myszki, klawiatury i aktywnej pauzy) – poprawiono system reagowania i podejmowania decyzji przez sojuszników, którzy będą lepiej i efektywniej odpowiadać na zaprogramowaną taktykę. Twórcy zapowiadają o wiele bardziej widowiskową walkę, która, prócz nacisku na myślenie i odpowiednie rozplanowanie całości, wprowadzi między innymi spowolnienie czasu przy rzucaniu niektórych zaklęć. Dla efektu. Może być i ładnie, i ciekawie, i widowiskowo.
Twórcy mówią też co nieco o stosunkach między towarzyszami a Hawke’iem. Zaprezentowany w części pierwszej system lojalności bohaterów (gdzie często trzeba było podejmować różne dziwne akcje, by utrzymać kogoś w drużynie, zaś zachowania związane z lojalnością stanowiły dla mnie największe zaskoczenia i zagadki w całej grze) ma ulec gruntownej przebudowie. Teraz bycie na pieńku z członkami drużyny niekoniecznie musi oznaczać coś złego; wręcz przeciwnie. Ruganie drużyny ma niekoniecznie sprawiać, że przestaną być lojalni albo że opuszczą kompanię. Mogą mieć inny wpływ na bitwę, mogą próbować zrobić coś przeciwko Hawke’owi. To kolejna rzecz, która ma niesamowity potencjał; mam nadzieję, że BioWare w tej kwestii się postara – wszak drużyna i relacje wewnątrz niej to bardzo ważny punkt każdego RPGa, także tego na komputer czy konsolę.
Kolejna dawka płomiennych zapowiedzi tyczy się oprawy Dragon Age 2. Wielu recenzentów i graczy stwierdziło, że mimo wydania gry w 2009, Dragon Age: Początek ma grafikę datującą się na rok co najmniej 2007. Wszystko to wina (podobno) przystosowania gry zarówno na konsole, jak i komputery osobiste. Całość sprawy obraca się wokół faktu, że Początek miejscami wyglądał faktycznie dziwnie i trochę staro. W jego następcy to ma się zmienić. Mowa jest o totalnym „odpicowaniu” szaty graficznej – wszystko ma być bardziej „hot”, z dodatkowym wskazaniem na „krwawo” i „seksownie”. Z całej zapowiedzi na temat tego punktu mogę powiedzieć najmniej. Zaprezentowane obecnie screeny są dość odpychające, ale wszędzie zaznaczone jest, że to wersja pre-alpha, nie ma więc co spodziewać się fajerwerków. W concept artach i na zaprezentowanych screenach można dopatrzeć się kilku stworów z poprzedniej części, walk z o wiele bardziej licznym przeciwnikiem i hektolitrów krwi, która tryskać będzie na prawo i lewo. Co do muzyki, jestem dość spokojny – prawdopodobnie zajmie się nią ta sama osoba, która tworzyła podkład do części pierwszej, czyli Inon Zur. Pan ten stworzył o jedną ścieżkę dźwiękową za dużo, by coś mogło pójść nie tak.
Jak krótko podsumować nadchodzące najprawdopodobniej na początku przyszłego roku Dragon Age 2? Więcej i lepiej. Moje obawy polegają przede wszystkim na tym, by twórcy nie upodobnili gry zbytnio do Mass Effect, gdyż wszystko na to wskazuje. Strzelanina w kosmosie jest świetna i w ogóle... Ale niech pozostanie strzelaniną w kosmosie. Mimo tego BioWare jak zwykle podnosi poprzeczkę; mam wrażenie, że chce z drugiej części duchowego następcy Baldur's Gate zrobić duchowego następcę Baldur's Gate II. Nie mam nic przeciwko – byleby gdzieś tam przewinął się pan Fronczewski.
Komentarze
No nic.. poczekamy do Marca i zobaczymy
Wielkie pozdrowienia i podziękowania dla autora artykułu.
Cytat
No cóż sama Morrigan mówiła, że to tylko półśrodek, aby dać jej czas na uzyskanie dostatecznej potęgi. Flemeth tak naprawdę nie da się ostatecznie zabić (a przynajmniej nie wiadomo jak) i było wspomniane, że wróci za kilkanaście lat
Dodaj komentarz