Lubię gatunek fantasy i nie ukrywam, że najbardziej podoba mi się w mrocznym, dorosłym i brutalnym wydaniu. Pewnie nieraz was o tym informowałem przy okazji recenzji tego typu książek. "Czerwony Rycerz" zapowiadał się na powieść tej samej kategorii, dlatego od pierwszej zapowiedzi byłem nim zainteresowany. Podczas czytania miałem liczne skojarzenia z literaturą znanych mi pisarzy – Joego Abercrombiego i Glena Cooka. Wspólna cecha z drugim autorem trochę mnie zaskoczyła, nie spodziewałem się jej. Okazuje się jednak, że Miles Cameron jest fanem twórczości Cooka – poza tym w podziękowaniach wspomina też o Stevenie Eriksonie bądź J.R.R. Tolkienie. Znajomość dzieł tych panów (i nie tylko – pojawiają się również mniej popularne nazwiska, przynajmniej dla mnie) budzi podziw, ale także wątpliwości. Czy w "Czerwonym Rycerzu" zostało miejsce na oryginalne pomysły samego Camerona?
Czerwony Rycerz – recenzja książki
Krzysztof "krzyslewy" Lewandowski1 minuta czytania
Komentarze
Brak komentarzy! Bądź pierwszy! Podziel się swoimi spostrzeżeniami!
Dodaj komentarz