Zawsze pociągała mnie starożytność. Budzi dziwną nutkę nostalgii, może pochodzącą z lekcji historii, kiedy nie omawialiśmy nowszych – czytaj: nudniejszych – tematów. Dla mnie po średniowieczu zaczyna się moment znużenia, już nie wspominając o sprawach polskich. Wiem, bluźnierstwo! Bardziej ciągnie mnie np. do starożytnych Greków niż walki Polaków o niepodległość! Ale zwróćmy uwagę na to, że im dawniejsze czasy, tym mniej o nich wiemy. Ludzie dopiero zaczynali odkrywać świat, a za progiem czekały na nich fascynujące tajemnice. Ich kultury znacznie się różniły od naszej, dopuszczały myśl istnienia różnorodnych bogów, którym poświęcano barwne mity. Dlatego starożytność stawiam najwyżej i nie mogłem odmówić sobie lektury "Nieśmiertelnych z Meluhy", rozgrywających się w 1900 roku p.n.e.
Książka indyjskiego pisarza opowiada o losach Śiwy, który wraz ze swoim plemieniem przybywa do cywilizacji Meluhów. Państwu początek dał wielbiony przez ówczesnych mieszkańców Pan Rama. Bohaterowi wydaje się ono uosobieniem doskonałości, lecz po pewnym czasie dostrzega, że kraj boryka się z problemami – między innymi atakami wrogich ludów.
Komentarze
Brak komentarzy! Bądź pierwszy! Podziel się swoimi spostrzeżeniami!
Dodaj komentarz