Podróże kształcą. Podobno. Osobiście jestem jednak skłonna zgodzić się z pewnym felietonistą, że znacznie więcej dowiemy się z programu telewizyjnego, miast z przemierzania kraju wzdłuż i wszerz. Słuszności temu stwierdzeniu odmówić nie mogę, bo siedząc na kanapie przed telewizorem w ciągu godziny jesteśmy w stanie ujrzeć znacznie więcej, niż przez tydzień wędrówek. Ale czy tytułowa podróż daje jakiekolwiek walory edukacyjne? Szczerze wątpię, chyba że mowa o zupełnie innych aspektach, o czym opowie Wam Charon.
Nie wiem, czym nagrzeszyłem, ale widocznie nazbierały się przewiny wszystkich dotychczasowych wcieleń, skoro w moje dłonie wpadają takie arcydzieła jak „Podróż z Doliny Harshdell” autorstwa Beaty Grynczel. Już przewertowawszy kilka pierwszych stron, zorientowałem się, z jak dennym typem literatury przyszło mi się zmierzyć. Nie mogłem jednak podejrzewać, że po zatrzaśnięciu książki z niesmakiem będę miał pełne prawo ochrzcić ją jako jedną z najgorszych, które miałem nieprzyjemność czytać.
Komentarze
Brak komentarzy! Bądź pierwszy! Podziel się swoimi spostrzeżeniami!
Dodaj komentarz