Sięgnięcie po "Przedrzeźniacza" było z mojej strony ryzykownym posunięciem. Już raz skusiłem się na pozycję z innej, równie jak Artefakty zachwalanej serii wydawniczej – niestety "Diaspora" okazała się wówczas zupełnie niestrawna. Uczta Wyobraźni, którą miano mi zaserwować, zamieniła się w ciąg katuszy i nieprzyjemności. Stwierdziłem jednakowoż, że tylko głupiec opiera kategoryczne oceny na niewystarczających przesłankach – a we mnie kiełkuje już przekonanie, iż SF to gatunek dużo słabszy i nudniejszy niźli fantasy, a twórczość braci Strugackich czy Janusza Zajdla to tylko wyjątki, regułę potwierdzające. I z takim nastawieniem, jak do ostatniego dowodu, podszedłem do "Przedrzeźniacza".
Przedrzeźniacz – recenzja książki
Marcin "Charon" Trojan1 minuta czytania
Komentarze
Brak komentarzy! Bądź pierwszy! Podziel się swoimi spostrzeżeniami!
Dodaj komentarz