Game Exe

Konferencja CD Projekt

Dodał: , · Komentarzy: 0
fabryka trzciny

Jesień w tym roku poinformowała o sobie nie tyle załamaniem pogody (lato było takie w kratkę, że hoho), a spadającymi z drzew liśćmi. Chociaż tak właściwie i ten fakt można było łatwo przegapić, na przykład nie wychodząc z domu na fatalną pogodę. Nie zaspali natomiast członkowie ekipy CD Projektu i kolejny już raz zorganizowali swoją jesienną konferencję. Dowiedziawszy się o fakcie, wysłaliśmy dzielną drużynę w składzie: Ati, Dany oraz Tokar do Fabryki Trzciny w Warszawie.

warhammer

Czegóż ciekawego się tam dowiedzieli? W relacji sporządzonej przez naszych nieustraszonych wysłanników przeczytacie o grach: "Disney Universe", "Masters of the Broken World", nowej wersji "Wiedźmina 2" oraz "Guild Wars 2". Przy tej ostatniej produkcji macie jeszcze jeden smaczek: przedstawiciele firmy Arena.net, Colin Johanson i Theo Nguyen, odpowiadali na żywo na pytania trzech przedstawicieli największych mediów growych w Polsce. Nasza ekipa sporządziła dla was zapis tego wywiadu. Wszystkich zainteresowanych odsyłam tutaj.

Jednakże to nie koniec atrakcji! Z tej okazji mamy dla was kolejny konkurs. Tym razem możecie wygrać grę "Warhammer 40,000: Space Marine", ufundowaną oczywiście przez firmę CD Projekt. Waszym zadaniem jest wymyślenie dewizy dla gameexe'owskiego zakonu "Kości Imperatora". Postarajcie się, bo szczęśliwiec może być tylko jeden! Jak to powiedział inny imperator, "Kości zostały rzucone", więc zaczynajmy. Ach tak, link.

Fallout: New Vegas

Czas na kolejny epizod dziesięcioodcinkowej odysei w poszukiwaniu perfekcyjnej, schłodzonej Nuka Coli. O ile mnie pamięć nie myli, ostatnim razem nasze trio herosów znalazło się w dość poważnych tarapatach, gdy po wkroczeniu do podłej mieściny zostali błyskawicznie okrążeni przez gromadę wkurzonych i uzbrojonych po zęby mieszkańców, którzy uznali ich za bandę zwyrodnialców. Niezaprzeczalne wdzięki Scarllet i urok osobisty Twiga na niewiele się zdają, wobec nadrzędnej zasady panującej na postapokaliptycznej pustyni Mojave – najpierw strzelaj, potem pytaj.

fallout: nuka break

Czy nasza chwacka drużyna wykaraska się z łapsk ekscentrycznego burmistrza Eastwood, który przejawia skłonności do niezobowiązujących macanek? Czy odnajdzie pracę, jaka pozwoli im związać koniec z końcem przez najbliższe tygodnie? No i najważniejsze, czy poczuje smak mroźnej korporacyjnej słodyczy? Przekonajmy się!

Książki fantastyczne

Informacja prasowa

22 września miało miejsce wielkie wydarzenie dla fanów twórczości Konrada Tomasza Lewandowskiego i jego dzieła „Anioły muszą odejść”, dumnie ochrzczonego przez krytyków warszawską odpowiedzią na „Mistrza i Małgorzatę”. Przed widzami zgromadzonymi w stołecznym „EMPiKu Junior” został wyświetlony długo wyczekiwany film krótkometrażowy, starający się opowiedzieć o fenomenie, jakim wywołało to dzieło. Autorzy postanowili odejść od pierwotnego konceptu, który opierał się na formule dyskusji panelowej, decydując się na bardziej atrakcyjną formę przekazu – materiału okraszonego licznymi licznymi animacjami, zdjęciami i wypowiedziami osób z różnych środowisk, których połączyło uznanie dla wspomnianego tytułu.

Intrygujący film, na którego obejrzenie warto poświęcić kilka minut. Gorąco polecamy.

The Elder Scrolls V: Skyrim

Tej informacji nie spodziewali się nawet najbardziej optymistyczni fani polskiego dubbingu. Logika nakazywała bowiem przypuszczać, że nadchodzący wielkimi krokami hit Bethesdy zostanie zlokalizowany jedynie kinowo, podobnie jak poprzednie gry z serii „The Elder Scrolls”. Skoro nawet CD Projekt nie zdecydował się na pełną polonizację „Morrowinda”, a w końcu ten dystrybutor nigdy nie wzdryga się przed takimi działaniami (on nawet zlokalizował w taki sposób „Age of Conan”, co do dziś jest ewenementem na skalę krajową), to co dopiero Cenega, która w ostatnich latach cięła koszty, gdzie się da i nie rozpieszczała fanów komputerowych gier fabularnych. Hity takie jak „Oblivion”, „Risen” czy „Deus Ex: Bunt Ludzkości” nigdy nie doczekały się rodzimych głosów i szczerze nad tym faktem ubolewałem, ale szczęśliwie firma w końcu poszła po rozum do głowy. Miejmy nadzieje, że to pierwszy krok w stronę dbania o swojego konsumenta, a nie traktowania go jako mniejsze zło.

wiktor zborowski

To, że Cenega potrafi tworzyć znakomite pełne polonizacje, o ile włoży w ten aspekt odpowiednio wiele wysiłku, udowadniała już kilkakrotnie. Wspomnę tylko o fantastycznych lokalizacjach „Fallout 3” oraz „The Bard’s Tale”, gdzie w moim mniemaniu rodzima śmietanka aktorska zjadała jankesów na śniadanie, nie popijając nawet poranną kawą. Dlatego też, pocieszający jest fakt, iż „Skyrim” jest oczkiem w głowie tego dystrybutora i najwidoczniej nie szczędzi on pieniędzy na odpowiedni dubbing produkcji. O ile „wielki powrót do złotej ery polonizacji gier RPG” jest tak wyświechtanym frazesem, że nie sięgaliby po niego nawet najmniej rozgarnięci politycy, to wielkie nazwiska, które usłyszymy w mroźnej ojczyźnie Nordów, mówią już same za siebie.

RPGi tekstowe

O telenowelach, czyli Bruinena 2

Dodał: , · Komentarzy: 8

Jedną z telenowel na pewno oglądał każdy z was. Trudno przed nimi uciec, a w końcu jakoś muszą zarabiać zarówno wciąż ci sami aktorzy, jak też producenci kropel na płakanie instant. Całe te historie o miłości i nienawiści, rozpisane na setki odcinków trwających zdawałoby się rok. A mimo to oglądamy i jesteśmy ciekawi dalszego ciągu.

Co gorsza, swoiste telenowele czekają na nas nie tylko przed telewizorem, ale także w tym jakże prawdziwym, codziennym życiu. Z racji zbliżających się wyborów dostajemy setki ulotek, do tego jeszcze niekończące się debaty kandydatów, którzy próbują nas przekonać do swoich racji. A przecież niczym telenowele wraca problem służby zdrowia, czy też przebudowy najsławniejszej drogi w Polsce, prowadzącej do miasta mającego iście olimpijskie aspiracje.

bruinena

Jednak prawdziwej telenoweli nie doszukałem się dziś, ani w wypowiedziach o lepszej Polsce, ani też w zapewnieniach, że ważniejsze są interesy górali. Telenowelę znalazłem w powracającym raz jeszcze temacie o nazwie Bruinena. Pierwsza reakcja? Och... nie, tylko nie znowu. Wygląda jednak na to, że raz jeszcze pacjent wprost ze świata Tolkiena pragnie wyrwać się z okowów niebytu. Czy tym razem się uda?

Kingdoms of Amalur: Reckoning

Choć świat Amalur może nie należy do najoryginalniejszych i jest w stu procentach zgodny z wyświechtanymi zasadami tolkienowskiej wizji fantastyki, to jest w nim coś urokliwego, co intryguje. Trudno mi określić, czemu kupuję tę krainę, pomimo faktu, że normalnie mam alergię do cukierkowej stylistyki, szczerze gardzę czarno-białym postrzeganiem rzeczywistości i nie trawię sztywnych ram, w których gnomy muszą być mózgowcami, wojownicy nawijają ciągle o honorze, a złe kulty chcą zniszczyć wszelkie życie na ziemi. Normalnie mamy tutaj typowy przypadek krystalicznie czystego stereotypowania z domieszką idiotyzmów, ale tym razem mi to nie wadzi.

kingdoms of amalur

Czy to zasługa tego, że dłubał przy nim sam R. A. Salvatore, legendarny pisarz specjalizujący się w epickiej wizji gatunku, którego prywatnie bardzo cenię, gdyż to jego „Trylogia Mrocznego Elfa” w młodzieńczych latach wypaczyła mój umysł i skierowała go na fantastyczne tory? Czyżby tkwiła w tym ukryta tęsknota za grami fabularnymi umieszczonymi w uniwersum „Dungeons & Dragons” i podświadome pragnienie powrotu do starej, dobrej przygody z przełomu wieków? Może problem leży w tym, że generalnie developerzy nie potrafią stworzyć odpowiednio bezkompromisowego świata z rozlicznymi odcieniami szarości („Fallout: New Vegas” i „Wiedźmin” wiosny nie czynią…), a skoro wykładają się na takich pryncypiach, to niech lepiej zostaną przy dawnych schematach? Istnieje pewne prawdopodobieństwo, że mam nie po kolei w głowie, ale mój psycholog nie wykrył niczego alarmującego, więc ten trop też nie należy do najpewniejszych.

Toteż staję przed niemałą zagwozdką, dlaczego podoba mi się coś tak sztampowego, a samo „Kingdoms of Amalur: Reckoning” wciąż uważam za najgorętszą premierę 2012 roku. Naprawdę, nie mam zielonego pojęcia, z jakiego powodu czuję miętę do tego klona „Fable” i sądzę, że komandor Shepard może się wypchać swoją krucjatą przeciwko Żniwiarzom.

Deus Ex: Bunt Ludzkości - Brakujące Ogniwo

Przyznam, że początkowo dość sceptycznie podchodziłem do konceptu „Brakującego Ogniwa”. Wszystkie znaki na niebie i ziemi wskazywały bowiem, że Eidos Montreal pragnie wykorzystać kasowy sukces „Deus Ex: Bunt Ludzkości” do nabicia swojej kabzy na rozentuzjazmowanych fanach. Nie, żeby było to coś wyjątkowego, bo taki model biznesowy skutecznie praktykują najwięksi potentaci gatunku jak BioWare czy Bethesda, ale mimo wszystko nie chciałem, aby Adam Jensen sprzedawał się za marne srebrniki niczym dziewka portowa, bo polubiłem tego szorstkiego faceta. Na dodatek, totalny niesmak wzbudzało we mnie żerowanie na pasjonatach tego futurystycznego uniwersum, skoro już nie raz dostali po tyłku i zostali zrobieni w bambuko przez branżę (rana, jaką zadał „Invisible War” już nigdy się nie zasklepi). Taka ma być nagroda za ich cierpliwość i wyrozumiałość? Tanie dodatki, nad którymi można tylko załamać ręce?

Pierwsze DLC jawiło się jako wykastrowana przygoda, która została odrzucona przez twórców, z powodu cięć budżetowych i chęci dopięcia na ostatni guzik wszystkiego przed nieubłaganym „dniem zero”. W takiej sytuacji odrzuca się przecież najbardziej zgniłe kawałki, nieprawdaż?

the missing link, brakujące ogniwo

Poza tym „Brakujące Ogniwo” strasznie miesza w fabule gry, gdyż w moim mniemaniu draka na frachtowcu i trzydniowa cisza w eterze została wyjaśniona dość dobrze, a całość trzymała się kupy. W fabule są większe luki i ten fragment nie spowijał mi jakoś snu z powiek zbyt mocno, w przeciwieństwie do tego, gdzie się podziała eksploracja futurystycznego Montrealu, którym to twórcy tak się chwalili.

Postanowiłem jednak spuścić z tonu, gdy usłyszałem, że rozszerzenie zabierze nam z życia aż 5 godzin, co jest naprawdę godną podziwu liczbą przy tego typu zawartości. Usatysfakcjonował mnie również fragment rozgrywki, którym postanowili podzielić się twórcy. Mnogość ścieżek, intrygująca przygoda, mroczne oraz frapujące scenerie – między innymi za te elementy pokochaliśmy „Bunt Ludzkości” i wszystko wskazuje na to, że DLC nie będzie odbiegało w znaczący sposób od znamienitej „podstawki”.

Star Wars: The Old Republic

Straszny psotnik z tego Świętego Mikołaja. Wczoraj skrzywdził wszystkich graczy, dogadując się z Panem Ciemności i jego apostołami, aby rozpętali kolejną apokalipsę dopiero na początku 2012 roku. Kiedy wszyscy spuścili nos na kwintę w wyniku tego, że zapowiadała się nam kolejna leniwa gwiazdka, podczas której obrośniemy w tłuszcz i zapadniemy w sen zimowy do czasu gorących marcowych premier, ten gruby żartowniś po cichu dogadywał się z chłopcami z BioWare. Tak jest, moi drodzy. Nadchodzące święta będą nierozerwalnie kojarzyć się z zakonem Jedi, mrocznymi Sithami i międzygalaktycznym konfliktem na pełną skalę. Zobaczymy, czy twórcy zasługują na rózgę, którą wieści im niemała grupka graczy, a może na wyjątkowy prezent, przełamujący swoista stagnację, jaką od dawna trawi ten gatunek.

Co intrygujące, ta szalenie istotna informacja pojawiła się na trzeciorzędnym konwencie „Eurogamer Expo 2011”, który raczej nigdy nie wysławił się niczym wyjątkowy i znajdował się na marginesie branżowego kalendarza. Cóż, mam nauczkę, że trzeba trzymać rękę na pulsie i bacznie obserwować każdą imprezę, nawet jeżeli brakuje tej specyficznej pompy, a całość pachnie delikatnym zaściankiem.

star wars: the old republic

Do rzeczy. Tak więc, założycielski duet Ray Muzyka – Greg Zeschuk, wszem i wobec ogłosili, że „Star Wars: The Old Republic” trafi na ekrany naszych monitorów już 22 grudnia. Oj.. coś czuję, że na rodzinną atmosferę w te święta nie ma co liczyć, karp nie dostanie tym razem po łbie, a choinkę będzie musiał ubrać ktoś inny. No chyba, że familia również została zindoktrynowana przez tryby branży wirtualnej rozrywki albo tytuł okaże się totalnym nieporozumieniem i rzucimy go w kąt, zanim na dobre zabrzmią kolędy.

Dobra, a teraz czas na mniej zabawną kwestię. Ile ta przyjemność będzie nas kosztować?

Książki fantastyczne

Wygraj Panią Shaladoru!

Dodał: , · Komentarzy: 5

Dla niektórych wakacje skończyły się już 23 dni temu. Nie dziwi więc fakt, że aktualnie najbardziej wypatrywanym dniem tygodnia jest piątek, który z kolei zwiastuje weekend i dwa dni dłuższego spania. My, redakcja Game Exe wraz z wydawnictwem Initium, chcąc Wam jeszcze bardziej umilić dzisiejszy dzień, przyszykowaliśmy konkurs, w którym do wygrania są 4 egzemplarze książki "Pani Shaladoru".

pani shaladoru

Zasady są takie jak zawsze. Jeżeli chcesz, by Twoje zgłoszenie było brane pod uwagę, musisz udzielić poprawnych odpowiedzi na trzy pytania. Więcej informacji znajduje się pod tym adresem. Powodzenia!

Książki fantastyczne

"Piter" – premiera w listopadzie

Dodał: , · Komentarzy: 2
piter, metro 2033

Od 9 listopada będzie nożna nabyć nową powieść Szymuna Wroczka pt. Piter, którą osadzono w uniwersum Metro 2033, stworzonym przez Dymitry'ego Glukhovsky'ego.

Piter to pierwsza książka w ramach projektu "Metro 2033 Uniwersum". Tytuł to pieszczotliwa nazwa Petersburga, w którym osadzono całą akcję powieści. Jej głównym bohaterem jest Iwan Mierkułow, digger ze stacji Wasilieostrowska. Podobnie jak i inni mieszkańcy Petersburga, którzy ukryli się w tunelach metra, przeżył atomową apokalipsę. Właśnie mierzy się z zamiarem poślubienia ukochanej Tani, gdy przygotowania do ceremonii przerywa kradzież agregatu prądotwórczego. Bez niego cała stacja Wasilieostrowska skazana jest na zagładę, zaś cień podejrzenia zostaje rzucony na Chodników, czyli mieszkańców pobliskich stacji, wśród których znajdują się dawni moskwianie.

Wkrótce wybucha wojna pomiędzy luźną federacją, w skład której wchodzi stacja Wasilieostrowska, a stacjami zamieszkałymi przez Chodników. Główny bohater zostanie wplątany w coś więcej niż lokalne potyczki.

Książka w naszym kraju ukaże się nakładem wydawnictwa Insignis, którą wyceniono na 39,99 PLN. Jeśli nie jesteście przekonani do zakupu, to być może pomoże wam prawie 40 minut fragmentu książki w wersji audio, którą czyta Krzysztof Gosztyła.

Wczytywanie...