BioWare: Electronic Arts do niczego nas nie zmusza

3 minuty czytania

Jeden z najzabawniejszych dowcipów, jaki usłyszałem w tym miesiącu. Pomimo otwartych zapewnień „doktorów” zasiadających za sterami BioWare, mówiących o ogromnym szacunku i sympatii dla społeczności graczy, wciąż uważają ich za ślepych klakierów, łykających każde słowo bez chwili rozmysłu. Ktokolwiek, kto śledzi pobieżnie branżę elektronicznej rozrywki, dojdzie do słusznych wniosków, że od 2007 roku znacząco zmieniło się zachowanie kanadyjskiego potentata.

Pasja i kreatywność ustąpiła miejsca bezdusznym tabelom finansowym oraz marketingowi o szemranej reputacji. Chłopcy z Edmonton zaczęli odwracać się od starych pasjonatów, bez których nigdy nie wyszliby z etapu zaściankowego studia. Bezceremonialnie ruszyli do flirtów z mainstreamem, odrzucając jedyny możliwy konsensus, pozwalający zjednoczyć weteranów klasycznych cRPG z początkującymi poszukiwaczami fabularnych rozkoszy („Dragon Age” ukłonem dla hardcorowców, „Mass Effect” dla osób żądających adrenaliny i akcji). Ich produkcje są coraz bardziej upraszczane i powoli kierują się w stronę „samograja”. Twórcy z uśmiechem na ustach wyciągają od swoich fanów kolejne ilości gotówki za bezwartościowe DLC, traktując ich niczym „dojne krowy”.

bioware

Prawdziwym policzkiem był jednak „Dragon Age II” – tytuł robiony w pośpiechu, niechlujnie i bez większego konceptu, w celu wykorzystania pełnego popytu wynikającego z „szału na świat Thedas”. To tylko pobieżne opisanie wierzchołka góry lodowej, stworzonej z zaskakujących ruchów BioWare w ciągu ostatnich czterech lat – rzetelne opracowanie tej kwestii wymagałoby kilkunastostronicowego artykułu. Może moja pamięć szwankuje, ale nie przypominam sobie, aby tego typu zagrywki były stosowane przed lukratywną umową z Electronic Arts.

Wiecie, ja po prostu chcę, aby było to bezczelne kłamstwo ze strony Raya Muzyki i Grega Zeschuka. Wolałbym, aby BioWare grało obecnie rolę marionetki, której sznurkami porusza John Riccitiello. Taki fakt jestem w stanie przetrawić, gdyż korporacje wykładają niemałe pieniądze na godziwą pracę i płacę, a w zamian oczekują zysków. Nierentowne firmy oraz chybione projekty trafiają zwyczajnie do śmietnika. Taka jest kolej rzeczy i trzeba jej się podporządkować. „Życzliwe sugestie” czy inne naciski nie spowodują jednak, że wyparuje pasja oraz zniknie kreatywność. One wciąż będą się tliły w umysłach developerów, a przy odpowiednim rozdaniu kart na stole negocjacyjnym i dużej dozie perswazji, zielone światło otrzyma projekt, który spowoduje eksplozję wspomnianego zapału oraz innowacji. Na takie wydarzenie warto czekać.

Tego, czego bym nie pragnął, to żeby te słowa okazały się krystalicznie czystą prawdą. Dlatego, iż wtedy otrzymałbym ostateczny dowód, że moi najwięksi idole z młodzieńczych lat, twórcy kultowych produkcji jak „Baldur’s Gate” czy „Neverwinter Nights”, ludzie potrafiący często poruszyć moją grzeszną duszę malkontenta – odrzuciliby swój dar. Zrezygnowaliby ze swojego talentu za garść miedziaków niczym dziewka portowa z własnej cnoty. To byłby mocny cios w zęby, pozostawiający cierpki smak w ustach i przynoszący pewną pustkę wewnętrzną.

„Jedną z rzeczy, którą wciąż widzę, kiedy graczom nie podoba się to, co stworzymy jest umieszczenie w komentarzu czegoś w stylu – „Ech… ci faceci z EA, kazali zrobić BioWare to…”. Zawsze chichoczę, gdy coś takiego widzę, ponieważ jesteśmy EA, jesteśmy BioWare – jesteśmy jednością i nadal mamy ogromną autonomię w zakresie tego, co robimy.

Owszem, Electronic Arts daje zielone światło dla danego projektu, lecz również my bierzemy udział w tym procesie… ale znowuż, to jest jak… Dobra, nie chcecie dać zielonego światła dla „Mass Effect 3”? Znaczy, serio? Wiesz, co mam na myśli.

bioware, electronic arts

Nie jesteśmy zmuszani do robienia czy mówienia czegokolwiek. My podejmujemy decyzje.” – zdradza Greg Zeschuk w wywiadzie dla serwisu Eurogamer. Wtóruje mu Ray Muzyka:

„To po prostu śmieszne, gdy ludzie tak mówią, ponieważ jest to całkowicie oderwane od rzeczywistości.

W końcu to my jesteśmy odpowiedzialni za jakość zawartości i gier, które tworzymy. Dokładamy wszelkich starań, aby naprawdę poważnie brać pod uwagę sugestie fanów i zawsze przyjmujemy je z pokorą. Wykorzystujemy te opinie, żeby nasze kolejne tytuły były lepsze. Jesteś tak dobry jak twoja ostatnia gra i w taki sposób to odczuwam. To nadal jest zakorzenione bardzo mocno w filozofii BioWare – zawsze staramy się zachwycać i zaskakiwać naszych konsumentów”.

Ile jest w tym prawdy? Oceńcie sami.

Komentarze

0
·
Wciąż liczę, że Dragon Age 3 okaże się odsłoną godną "jedynki"...
0
·
BioWare Are Not EA's Bitch
0
·
No nie no tera to mnie rozśmieszyli. Równie dobrze można powiedzieć że na budowie nie rządzi inwestor, a EA jest takowym inwestorem dla BioWare. To inwestor ustala terminy, to inwestor stwierdza że może być, to...... Można tylko liczyć na poprawę, ale równie dobrze można liczyć na wygrane w totka
0
·
Nie łapię tego całego rabanu... czy im panowie z EA stali nad głowami z karabinami kiedy Bioware podpisywał umowę? Nie. Zrobili interes życia i ciężko ich za to winić. Ba, zrobiłbym tak samo.

Dodaj komentarz

 
Męczą Cię captche? , a problem zniknie. Zajmie to mniej niż rozwiązanie captchy!
Wczytywanie...