
Straszny psotnik z tego Świętego Mikołaja. Wczoraj skrzywdził wszystkich graczy, dogadując się z Panem Ciemności i jego apostołami, aby rozpętali kolejną apokalipsę dopiero na początku 2012 roku. Kiedy wszyscy spuścili nos na kwintę w wyniku tego, że zapowiadała się nam kolejna leniwa gwiazdka, podczas której obrośniemy w tłuszcz i zapadniemy w sen zimowy do czasu gorących marcowych premier, ten gruby żartowniś po cichu dogadywał się z chłopcami z BioWare. Tak jest, moi drodzy. Nadchodzące święta będą nierozerwalnie kojarzyć się z zakonem Jedi, mrocznymi Sithami i międzygalaktycznym konfliktem na pełną skalę. Zobaczymy, czy twórcy zasługują na rózgę, którą wieści im niemała grupka graczy, a może na wyjątkowy prezent, przełamujący swoista stagnację, jaką od dawna trawi ten gatunek.
Co intrygujące, ta szalenie istotna informacja pojawiła się na trzeciorzędnym konwencie „Eurogamer Expo 2011”, który raczej nigdy nie wysławił się niczym wyjątkowy i znajdował się na marginesie branżowego kalendarza. Cóż, mam nauczkę, że trzeba trzymać rękę na pulsie i bacznie obserwować każdą imprezę, nawet jeżeli brakuje tej specyficznej pompy, a całość pachnie delikatnym zaściankiem.

Do rzeczy. Tak więc, założycielski duet Ray Muzyka – Greg Zeschuk, wszem i wobec ogłosili, że „Star Wars: The Old Republic” trafi na ekrany naszych monitorów już 22 grudnia. Oj.. coś czuję, że na rodzinną atmosferę w te święta nie ma co liczyć, karp nie dostanie tym razem po łbie, a choinkę będzie musiał ubrać ktoś inny. No chyba, że familia również została zindoktrynowana przez tryby branży wirtualnej rozrywki albo tytuł okaże się totalnym nieporozumieniem i rzucimy go w kąt, zanim na dobre zabrzmią kolędy.
Dobra, a teraz czas na mniej zabawną kwestię. Ile ta przyjemność będzie nas kosztować?