Gdy skończyłem czytać powieść Johna Brunnera, musiałem na chwilę ironicznie się uśmiechnąć i cicho pozłorzeczyć na los. „Na fali szoku” to Artefakt, opatrzony numerem szóstym, a więc wchodzący na rynek w niemal idealnym momencie. Wystarczająca liczba poprzedników ugruntowała pozycję serii, a nie zdążyła jeszcze znużyć lub przytłoczyć odbiorców. Brunner także nie wyskoczył nagle niczym przysłowiowy Filip – skąd więc moje narzekania na krzywe szczęście? Ano stąd, iż „Na fali szoku” to prawdopodobnie najsłabsza pozycja z dotychczas wydanych.
Boli podwójnie, gdyż smak rozbudził we mnie genialny, niemalże idealny „Przedrzeźniacz”. Boli jeszcze bardziej, gdyż koncept wydawał się znakomity, jak na tamte realia wręcz pionierski i dający niemal nieograniczone pole do popisu. Mamy XXI wiek. Człowiek bez nazwiska, stale zmieniający tożsamości, będący jednocześnie wyrzutkiem społecznym, kaznodzieją i wysokiej klasy specjalistą od informatyki. Ścigany przez ogromną, narodową korporację za zdradę, znajduje oparcie w nieznajomej kobiecie, która bezinteresownie pragnie mu pomóc. Czy razem zdołają przeciwstawić się bezdusznemu systemowi?
Komentarze
Brak komentarzy! Bądź pierwszy! Podziel się swoimi spostrzeżeniami!
Dodaj komentarz