Chyba każdy myślał kiedyś o śmierci. Czy to wyobrażał sobie, jak to jest tam "po drugiej stronie", czy też dokładnie planował swoje zejście, by efektownie dostać się do Klubu 27. Nieważne szczegóły, ważne, że wspólnym mianownikiem jest kostucha. Z drugiej strony czy życie miałoby jakikolwiek sens bez niej? Przecież to właśnie ona wzbudza w nas chęć do działania, bo daje nam tak mało czasu, by doznać tego wszystkiego, czego pragniemy.
Jednakże nieśmiertelność to temat na dłuższą dywagację, a nawet i książkę, o którą pokusił się Drew Magary o figlarnym tytule "Nieśmiertelność zabije nas wszystkich". Jej zrecenzowania podjął się nasz nadworny bard krzyslewy, opisując wszystko śpiewnie i, jak na minstrela przystało, z nutką filuterności.
Życie wieczne pojawiało się wielokrotnie w powieściach, jednak nigdy nie czytałem książki, która by je potępiała, dlatego „Nieśmiertelność zabije nas wszystkich” tak bardzo mnie zainteresowało. Autor, Drew Magary, stara się w niej pokazać sposób patrzenia na świat w czarnych barwach oraz zwraca uwagę na trudy życia w nim. A co by było, gdyby każdy był nieśmiertelny? Przyznam, że mnie to pytanie bardzo intrygowało, choć pewne domysły co do zawartości miałem. Sięgnąłem po tę pozycję także dlatego, iż dotyka tematu, omijanego przez wiele osób – śmierci.
Książka opowiada o życiu Johna Farella na przestrzeni sześćdziesięciu lat. Jest to swego rodzaju pamiętnik w postaci plików tekstowych, z których wybrano najważniejsze zdarzenia. Znaleziony on został kilka lat po Wielkiej Korekcie i ma on być ostatecznym powodem na ponowne zdelegalizowanie leku na starość. Farmaceutyk ten został stworzony w 2019 roku. Jego działanie wygląda mniej więcej tak: podmienia się pewien gen, który powiadamia ciało o procesie starzenia.