…czyli jak prezes Bethesda Softworks rzuca kolejnymi perłami ze szkatuły swoich nieskończonych mądrości. Niedawno stwierdził, że większość graczy opiera chęć nabycia danego tytułu na podstawie kilku wymuskanych obrazków, a teraz wysnuł pogląd, że legendarna „Zbroja dla konia” to przykład dobrze zrobionego DLC.
Ha! Rozszerzenie stworzone z odrzutów i robione na kolanie? Przedmiot, który nic nie wnosił do rozgrywki, prócz ładnego wyglądu i kilku dodatkowych punktów życia dla wierzchowca? Powszechny obiekt kpin całej branży i solidny przykład „ciemnej strony” płatnych materiałów do pobrania? Co smutne to może być prawdą, liczby ponoć mówią same za siebie.
„Muszę przyznać, że wszystko co dotychczas zrobiliśmy [w kwestii płatnych dodatków], radziło sobie znakomicie pod każdym względem, w tym też sławetna ‘Zbroja dla konia’. Oczywiście nie mam przed sobą raportu ze sprzedaży, aczkolwiek mnóstwo osób kupiło ją jeszcze wczoraj – klnę się na wszystkie świętości, że tak było.
Z jakichś niewytłumaczalnych powodów wszystkie DLC nadal się świetnie sprzedają. Rozszerzenie „Shivering Isles” również nie narzeka na brak zainteresowania, jak i dodatkowa zawartość do „Fallout 3”. Szybko zdaliśmy sobie sprawę, że kluczowym aspektem jest treść. Mało istotne jest ile będzie kosztować dane DLC – 10 dolarów czy 10 funtów, to nie jest ważne. Dopóki dana zawartość oferuje solidną treść, ludzie będą ją kochać i kupować.
Od dawna poszukujemy swoistego optimum w tej kwestii. Ciągle zadajemy sobie pytanie: ile będzie kosztować rozszerzenie, które otrzymają gracze i – rzecz, o której się głośno nie mówi, ale dla nas jest niebywale istotna – jak długo będziemy je tworzyć? Nie chcemy kazać graczom czekać na nasze DLC w nieskończoność, więc staramy się znaleźć właściwą kombinacje czasu, kosztów oraz treści, która działa. Myślę, że jesteśmy na dobrej drodze w uzyskaniu idealnego miksu.” – zdradził Pete Hines w wywiadzie dla pisma „Official XBOX Magazine”.
Proszę bardzo, my tutaj śmiejemy się i szydzimy, a wygląda na to, że ktoś te ścierwo wciąż kupuje – z własnej oraz nieprzymuszonej woli. W takiej sytuacji wcale mnie nie dziwi, że wciąż jesteśmy raczeni dodatkami pokroju „Zbroi dla konia” czy „Operacji Anchorage”, skoro taka formuła nadal przynosi niezłe zyski, to po co się starać i przemęczać? To gracze graczom zgotowali ten los, moi drodzy.
Komentarze
Swoją drogą tęsknię za czasami gdy rozszerzenie dodawało coś więcej niż jedną misję i parę przedmiotów;/
Kiedyś rozszerzenie mogło być właściwie nazywane osobnym tytułem a nie być za przeproszeniem "popierdółką" która ma wyciągnąć od pieniądze od gracza nic w zamian nie dając.
Ja testuje wszelkie DLC przed ich zakupem na innych. Zawsze znajdzie się ktoś, kto się skusi na te dodatki i za takich "testerów" chwała niech będzie Lolth.
1) Nie chcesz - nie kupuj.
2) Dodatków takich jak wymienione w którymś poście jest mniej, ale nie jest to kwestia DLC. Dodatków było już mniej zanim pojawiły się DLC. Kiedyś przygotowanie gry trwało dłużej niż teraz i zespoły były mniejsze. Zauważcie, że czasem kolejna część gry wychodzi po roku, półtora, tak jak kiedyś wychodziły dodatki. Przemysł growy wychodzi z założenia, że lepiej jest do dodatkowej fabuły, akcji itd. dołożyć więcej pracy i zrobić z tego całą, osobną część. IMO wynika z tego, że na dobrą fabułę jest deficyt, a podrasować grafikę każdy potrafi. Kiedyś było po prostu odwrotnie.
3) Podpisałem się pod newsem Tokara, bo spodobało mi się zdanie, że gracze graczom. Właśnie. To nie jest spisek neofaszystów ani masońska loża tajemnic. Gracze kupują DLC (no bo kto inny? Pingwiny?) więc powstają DLC. W aktualnych warunkach gracz, który ma 10 czy 12 lat i bardzo mu się podoba taka "Zbroja dla konia" ma takie samo prawo i taką samą siłę portfela (swojego czy rodziców) jak dobijający trzydziestki miłośnik Baldura.
4) Patrz punkt pierwszy. Miałem nadzieję, że podejdziecie do tego bardziej na luzie.
I na koniec: Kupowałem DLC do Mass Effect 2. Zakupiłem wszystkie dodatki wnoszące towarzyszy i misje i jestem z nich zadowolony. Ale kupiłem też "zbroję dla konia", pakiet dodatkowej broni. Po co? Spodobała mi się. Wybrałem jedno z czterech czy iluś tam małych DLC z ekwipunkiem, nie kupowałem bynajmniej całego zestawu. Nie żałuję, bo ten karabin dał mu sporo frajdy, kompletnie zmieniając sposób w jaki grałem. Możecie mnie spalić na stosie.
Osobiście nie mam absolutnie nic przeciwko płatnym DLC, dopóki nie są one niezbędne do wyciskania 100% z gry, tj. są tylko dodatkami, a nie niezbędnikami. W 100% rozumiem gościa, który kupuje sobie pakiet strojów dla postaci w ME2, bo po prostu podoba mu się, jak dane postacie w nich wyglądają. Podobnie jest w przypadku zbroi dla konia - ludziom się podoba wygląda konia w zbroi, więc za niego płacą. Osobiście zamierzam kupić dwa DLC do ME2: Lair of the Shadow Broker oraz Arrival (gdy wyjdzie) i dzięki temu ponownie wrócić sobie do gry. Robię to, bo jestem fanem, lubię uniwersum i jestem skłonny zapłacić za dodatkowych kilka godzin zabawy mają nadzieję, że te pieniądze pozwolą na robienie większej ilości fajnych gier.
DLC są odpowiedzią na wymagania rynku. Ludzie chcą takich rzeczy i są skłonni za nie płacić, to je dostają - to jest absolutnie logiczne. A że apetyt rośnie w miarę jedzenia, to... sami sobie dopowiedzcie. Tak samo było z tą całą masą dodatkowych przedmiotów do DA2 - ludzie lubią takie bajery, gratisy, więc je dostają i są szczęśliwi. Kupują produkt przedpremierowo i w dniu premiery. Wydawca liczy zyski, które może dalej zainwestować. Powstają kolejne gry. Wszyscy są szczęśliwi.
Mi się podobały dawne czasy, np. kiedy do gry były dołączane narzędzia do tworzenia własnych scenariusz. Niezapomniane czasy NWN, gdzie powstało mnóstwo autorskich światów, które były absolutnie genialne. Wystarczy do tego wrócić i DLC znikna jak sena mara, gdyż gracze zrobią swoje własne "DLC" dużo lepiej i ciekawiej niż jakikolwiek producent.
Myślę że rozwój dystrybucji cyfrowej wpłynął na branże. Pojawienie się takich usług jak Steam (którego nienawidzę) czy ps store wywarło presje na twórców gier. Wiedzą oni że przeciętny gracz skończy grę w miesiąc, więc żeby przytrzymać go przy tytule dłużej i dodatkowo zarobić zanim o grze zapomni, wydają krótkie DLC. Ja widzę tutaj takie małe błędne koło - projektanci po wydaniu gry są zajęci tworzeniem DLC, mając więc mniej czasu na tworzenie innych gier czy kolejnych części. Mamy więc coraz krótsze gry i coraz krótsze DLC - a wszystko przez czas i pieniądze.
Generalnie DLC jest trochę mylącym terminem - tak samo nazywa się zbroje dla konia i tak samo dłuższe dodatki.
Zgadzam się z opinią że DLC to nic złego, sam je kupuję (zwykle tylko te fabularne). Nie wykluczam, czy chcąc np po raz kolejny przejść ME2 nie zakupię nowej broni czy zbroi by zmienić trochę rozgrywkę. Oczywiście każdy kijek ma dwa końce, DLC prowadzą do pewnych patologi, np wycinanie fragmentów gotowej gry by sprzedaż ją jako DLC. Ewidentnym przykładem jest dla mnie Sebastian w DA2 - dodatek z nową przygodą ważący 32mb? To już nawet śmieszne nie jest, skoro normalnie dlc ważą ponad 1GB.
Co do dodatkowych przedmiotów za które DA2 było tak jechane, to trzeba oddać sprawiedliwość Bioware - wszystkie były darmowe. Sam spędziłem jakieś 30 minut na różnych rejestracjach i subskrypcjach by je dostać. W grze nie były dostępne od razu i bardzo szybko można było znaleźć lepsze. Dobrym przykładem jest również Fallout 3, gdzie społeczność moderska naprodukowała tyle dodatkowej zawartości, że Beth ze swoimi zbrojami dla konia, mogła się po prostu schować. Zrobiono nawet zbroje dla psa, w ramach kpiny z polityki tej firmy:P
DLC nie wpływa na rozwój innych gier, ponieważ jest tworzone przez zupełne inny team niż reszta gry. Tak było np. w przypadku ME2, gdzie kolejne DLC były tworzone przez innych ludzi niż ME2 (z pewnymi wyjątkami). Jeszcze inni ludzie w tymczasie pracowali nad ME3. To raczej tworzy nowe miejsca pracy niż dodaje jej ludziom, którzy "powinni" pracować nad czymś innym.
Co do DLC, to faktycznie ME2 ma specjalny zespół do tego, wątpię jednak by była to powszechna praktyka. Przecież firmy nie są zainteresowane tworzeniem nowych miejsc pracy, tylko zyskami - jak najbardziej wycisnąć zasoby kadrowe, jakie się posiada. Mogę się oczywiście mylić, nie jestem specjalistą od polityki kadrowej rynku gier video
Dodaj komentarz